Koniec roku to czas, kiedy zabieram się za recenzję gier, którym chciałem przyjrzeć się trochę więcej. Gier, z którymi wiedziałem, że spędzę wiele godzin, jednak nie od razu. Które będą mi towarzyszyć jeszcze długo po okresie premiery. Kolejne odsłony Gran Turismo są takimi właśnie produkcjami i tak oto w nowym roku siadam do spisania moich wrażeń po przekroczeniu setki godzin z tytułem.
Tym bardziej że jednym z aspektów, dzięki którym moja ocena poprzedzającego siódemkę i eksperymentalnego Gran Turismo Sport byłą tak pozytywna, było to, jak świetne wsparcie Polyphony Digital zapewniło jej, na długo po wypuszczeniu gry. Tutaj spodziewałem się tego samego, więc wolałem pozwolić wykazać się Japończykom, choć w mojej ocenie stanu gry z pudełka, Gran Turismo 7 wcale tego nie wymagało. Moja opinia jednak mocno różniła się od tej, która mogliście zauważyć w pierwszych tygodniach od premiery, na portalach i forach społecznościowych, które to bardzo (BARDZO) starały się odwrócić uwagę od tego, jak świetną grą GT7 było. Punkty zapalne były dwa. Kontrowersje najpierw wybrzmiały wokół tematu, który od zawsze elektryzuje społeczność graczy, a więc mikrotransakcji, czy powiązanych z nimi lootboxów. O ile pierwszy rodzaj monetyzacji to nic nowego w Gran Turismo, albowiem już w części piątej twórcy dodali możliwość kupowania wewnętrznej waluty za prawdziwy hajs, tak skrzynki, tutaj występujące jako talony loterii, to już nowość. Zupełnie innym tematem dyskusji stało się uzależnienie gry od rozgrywki sieciowej, a właściwie od połączenia z serwerami Polyphony Digital. To nie nowość. W 2022 gracze już raczej pogodzili się z takim stanem produkcji, w których sieciowe funkcje odgrywają znaczącą (lub nawet nie) rolę. Tym bardziej że przeważnie o tym aspekcie przekonujemy się wyłącznie wtedy, kiedy sama implementacja zostanie schrzaniona lub zawiedzie infrastruktura. Nie do końca wiadomo, co stało się podczas jednej z pierwszych aktualizacji gry, ale dokładnie taki scenariusz miał miejsce, przez co gracze na całym świecie nie mieli dostępu do gry przez lekko ponad dzień. I o ile o wadze takiej przerwy można dyskutować, to niewątpliwie, chociażby z perspektywy przyszłości gry, gracze mieli powód do obaw i rozczarowania. Na szczęście sprawa sieciowego wymogu, została rozwiązana brakiem jakichkolwiek problemów w miesiącach po awarii, pomimo nieustających aktualizacji i poprawek – czasem znaczących – do gry. Tutaj nie mam pretensji do graczy i uważam, że krytyka dla Polyphony, była zasłużona, aczkolwiek kontynuowanie tematu krytyki, dziś jest już absurdem. Zupełnie natomiast nie zgadzam się z krytyką Gran Turismo 7 za aspekt szeroko pojętej monetyzacji i ekonomii wewnętrznej gry. Temat uważam za rozdmuchany, ale szkoda została zadana i jako ocena graczy na metacritic.com widnieje czerwona dwójka. Zaraz obok niej jednak widnieje zielone osiemdziesiąt siedem. Słusznie, bo siódma odsłona serii to najlepsze Gran Turismo. Zatem muszę zacząć od powodów tej dwói od graczy.

Jak już nadmieniłem, kupowanie kredytów wewnątrz gry za prawdziwe pieniądze w PS Store, nie jest niczym nowym w serii. Ja jednocześnie już dekadę temu, broniłem takiej możliwości w grze, tłumacząc sprawę przykładem tatusia, który chciałby pojeździć swoim ulubionym supersamochodem, ale nie ma czasu na grind odpowiedniej kwoty na jego zakup. Problemu nie było, ponieważ zachowane były dwie zasady, które moim zdaniem zachowują zdroworozsądkowość finansową gry: wszystko w grze (od samochodów po zawody) dostępne było dla każdego z graczy, którzy nie chcą płacić oraz brak efektu pay-to-win, czyli dającego osobom wykładającym złotówki na stół fory w starciu z pozostałymi graczami. To nie miało miejsca wcześniej i w Gran Turismo 7 również nie. Gra jest do tego stopnia fair, że w zmaganiach rankingowych, w których wymagany jest konkretny samochód lub egzemplarz z wybranej grupy pojazdów, gra oferuje możliwość wypożyczenia go na potrzeby wyścigu – różni się to jedynie tym, że nie możemy zostawić sobie go w naszym garażu, przemalować czy poddać tuningowi na poczet innych zmagań offline. Co więcej, co również nie jest nowością, jeśli tylko wkładamy w grę czas i poprawiamy nasze umiejętności, to gra sama z siebie sporo samochodów da nam w prezencie. Albo jako nagrody za osiągnięcia, albo w ramach loterii, do której kupon otrzymujemy za przejechania dziennie czterdziestu kilometrów, co równoważne jest kilkudziesięciu minutom zabawy. W loterii nie zawsze wygrywa się samochód, czasem jest to kasa czy części – to prawda. Jednak nie zmienia to faktu, że z perspektywy mojego ogrywania kampanii, pokonywania licencji na złoto, przez bardzo długo nie musiałem kupować żadnych nowych samochodów, ponieważ nagrody były tak przez twórców zaplanowane, abym w garażu posiadał duży przekrój pojazdów z różnych epok, osiągów, rodzajów napędu itd. Może nie były to moje wymarzone egzemplarze, ale przynajmniej niezależnie, w jakich zawodach chciałem uczestniczyć, miałem ku temu możliwość. A przynajmniej w sporej większości.
Problem, jaki natomiast miała społeczność to nie tylko mikro(czy makro)transakcje, ale też kwestia cen niektórych samochodów oraz tego, w jakim porównaniu z nimi zdobywa się kredyty w grze. Nie da się ukryć, że niektóre ceny zwalają z nóg. Takie pojazdy jak Shelby Cobra Daytona Coupe ’64 czy Ferrari F50 ’95 potrafią kosztować ponad kilka milionów kredytów, a wygrane z zawodów rzadko osiągają kwoty rzędu setek tysięcy. Zatem trzeba to powiedzieć: jeśli jesteście graczami Gran Turismo, dla których motywacją do gry jest zbieranie samochód i niczym Pokedex w Pokemonach, wypełnienie wszystkich luk ekranu kolekcji swoimi egzemplarzami, to czeka was MASA pracy, czasu i szczęście. Istotne tutaj natomiast jest to, że to nie „najlepsze” wozy w Gran Turismo osiągają największe ceny, a klasyki i legendy. Otóż nowością w GT7 jest punkt na mapie oznaczony jako Legendary Cars. Na jego poczet Polyphony Digital weszła we współpracę z firmą HAGERTY, która pewnie zwykłym miłośnikom czterech kółek niewiele mówi (mi nie mówiła), ale w świecie motoryzacji, a szczególnie tej ekskluzywnej, już bardziej. W HAGERTY Collection, bo tak okraszony jest ten punk mapy świata GT, znajdziemy katalog klasyków i absolutnych legend motoryzacji, często właśnie w astronomicznych cenach. Ww. albo Aston Martin DB5 z 1964, znany również jako „wóz Jamesa Bonda”, to tylko jedne z przykładów, a oto co o kolaboracji z Gran Turismo znajdziemy na oficjalnej stronie HAGERTY:
Od epickich samochodów typu muscle car po bohaterów rajdowych, od mistrzów grupy C Le Mans po legendy srebrnego ekranu, kolekcja HAGERTY ma coś dla każdego miłośnika samochodów. Gracze będą mogli nabywać samochody, korzystając z postępów w grze i kredytów, a wszystkie ceny będą kształtowane przez narzędzie wyceny HAGERTY. Ceny będą aktualizowane przez cały rok, na podstawie zmieniające się wyceny w rzeczywistości. Hagerty Valuation Tools obejmuje ponad 15 lat wyceny 40 000 entuzjastów samochodów, ciężarówek, furgonetek i motocykli, od okresu powojennego do chwili obecnej.
Łączy się to z komunikatem, jaki Kazunori Yamaguchi wysłał do krytyków, według których Polyphony Digital specjalnie pomniejsza wygrane z wyścigów trybu kariery, aby zmusić graczy do wykupywania kredytów za prawdziwe pieniądze. Parafrazując ojca serii: twórcom zależało, aby w grze, która uznawana była już za hołd dla świata motoryzacji, przenieść również jego ekonomię, gdzie samochody zmieniają swoją wartość, a wycena pojazdów zależy od ich liczebności, czy popularności. I oczywiste jest, że tak jak dla jednych szklanka jest do połowy pełna, dla innych prawie pusta, a każdy developer wrzucający do swojej gry dodatkową monetyzację jest złodziejem i szarlatanem, tak i odbiór słów Yamaguchiego, jest sprawą subiektywną. Ja natomiast mu wierzę z dwóch powodów. O pierwszym już wspominałem, a dotyczy on odblokowywania nagród samochodowych, a drugi pojawił się w grze przy ostatniej aktualizacji: systemie sprzedaży samochodów z własnego garażu. Gdzie każde inne studio, dostarczającego graczom ścigałek, dodałoby przycisk „Sprzedaj” do podglądu samochodu, tak Polyphony zbudowało cały system wokół tematu. Analogicznie do ww. systemu wyceny w kolekcji HAGERTY, tak i tutaj cena za samochód, który chcemy sprzedać jest nieustannie waloryzowana względem takich czynników, jak rzadkość pojazdu wśród kolekcji innych graczy, i kilku innych. Gra pozwala nam nawet podejrzeć wykres zmian cen pojazdu na osi czasu.






Łącząc te elementy uważam to za wystarczające dowody na obronę zmian, jakie Polyphony Digital dokonało w swojej grze. Tym bardziej że na zaufanie Japończycy ciągle pracują. W regularnych odstępach od premiery gry, do gry dostarczają darmowy content, w postaci pakietów nowych samochodów lub torów, zawodów do kampanii i poprawek jakości użytkowania gry – nie prosząc przy tym o złotówkę ponad cenę samej gry. W pewnym sensie wiedziałem, że tak będzie, ponieważ pamiętam wsparcie do odsłony Sport. Tutaj natomiast ekipa Yamaguchiego robi kapitalną robotę wsłuchując się w feedback graczy – albo czyta w moich myślach, ponieważ zmiany, jakie gra otrzymała totalnie sobie wymarzyłem. Pierwsza z nich to dodanie możliwości grupowania, filtrowania i sortowania garażu na przeróżne sposoby, co bardzo pomaga w wyborze konkretnego samochodu. Drugą zmianą na plus, była możliwość przeszukiwania malowań karoserii, na podstawie aktualnie wybranego samochodu, gdzieś wcześniej musieliśmy wpisywać jego nazwę w szukajże. Na koniec najlepsza ze zmian, a więc minisklepik dostępny z poziomu ekranu dołączenia do wyścigu. Ten pozwala na szybki zakup wymaganych w zawodach opon, czy kilka elementów tuningowych, podnoszących lub obniżających punkty osiągów naszego samochody. Gdzie wcześniej, jeśli nasz samochód nie mieścił się w wymogach, musieliśmy wracać się do głównej mapki, wchodzić do sklepu i znów wracać na wydarzeniach. Zmiana sztos! I nie, nie uważam, że te rzeczy powinny być w produkcie pierwszego dnia. To zmiany QoL, które są naturalnym wynikiem badania potrzeb i zachowań ludzi. Już kiedyś o tym pisałem na blogu, że doceniam twórców rozumiejących jak powinno wyglądać zarządzanie produktem, aczkolwiek warunek jest jeden: w momencie zakupu produkt musi być kompletnym rozwiązaniem potrzebny klienta. A siódemka to najbardziej kompletne Gran Turismo w historii.
Ekran głównego menu to znów mapka, co powinno uderzyć w czułe miejsca fanów i jest nawiązaniem do najlepszych odsłon serii, jak np. część czwarta z czarnulki. Z niej mamy dostęp do wszystkich sposobów zabawy, a przechodzą przez nią przedstawię całą grę. Pierwszą ikoną z lewej są Scapes, które wracają ze wszystkimi cechami, jakie znamy z poprzednich odsłon. Dla osób, które nie wiedzą czym Scapes są: to rozbudowany tryb foto, który umożliwia nam fotografowanie samochodów w przepięknych sceneriach z całego świata. Największe i najbardziej znane miasta. Lokalizacje ikoniczne od strony geografii, turystyki, czy motoryzacji. Nie wiem, ile dokładnie scenerii jest w grze, jednak jestem bardziej niż pewien, że idą pod tysiąc. Szczególnie że wraz z aktualizacjami do gry trafiają nowe. Graczom jednoczenie oddane zostaje dużo ciekawych opcji, przełączników, filtrów itp., aby każdy domorosły fotograf mógł zbudować idealną scenę z samochodem w roli głównej. I choć sam nie jestem zbyt dobry w te klocki, to widząc jakie cuda wykonują inni gracze, wierzę w moc Scapes. Z tego miejsca warto przejść do punktu o nazwie „Showroom”. Nie tylko dlatego, że jest tuż obok na mapce, ale ponieważ to tutaj znajdziemy cały content, jaki stworzony został przez graczy i udostępniony społeczności. Jak sama nazwa wskazuje, znajdziemy tutaj wszystko, czym inni gracze chcą się pochwalić globalnej społeczności Gran Turismo. Od scenek, fotek z wyścigów, powtórek, aż po kreacje dla nadwozia samochodów, kombinezony i kaski kierowców. I niezależnie od wspomnianego rodzaju dzieła, tworzonego przez innych graczy, wszystkie potrafią absolutnie zachwycić – a już stanowczo to, co wyrabia się z karoserią aut.

W GT7 wraca GT Auto, które pełni podobne funkcje jak w poprzednich odsłonach, ale z kilkoma nowościami. To tutaj po zakupie samochodu używanego, czy po przejechaniu sporej liczby kilometrów, dokonamy konserwacji i przywróceniu jego nominalnych właściwości. Wymiana oleju, umycie karoserii, przywrócenie sprawności silnikowi czy renowacja szkieletu karoserii. W GT Auto również dostępny jest tuning wizualny, aczkolwiek nie spodziewajcie się cudów z serii Need for Speed czy filmów o rodzinie z Vin Dieselem. Tuning w Gran Turismo jest mniej szalony i skłania się do takiego stonowanego podejścia do modyfikacji wizualnej naszego pojazdu, jeśli chodzi o części. Kilka wariantów spoilerów, duża paleta felg i kolorów karoserii, oraz dekoracje w postaci haków holowniczych w czerwonym kolorze, czy zmianie barwy świateł. Natomiast jeśli chodzi o to, co możemy zrobić z naklejkami i ogólnie ubarwieniem samochodów to dla mnie totalny odpał – coś, co tak szczerze przebija inne gry, w których mogłem bawić się tuningiem aut. Możliwości tego, co można stworzyć są praktycznie nieograniczone. Samochód podzielony jest strefy, które możemy dowolnie kolorować i dodawać do nich elementy wizualne na wielu warstwach, niczym w projekcie Photoshopa czy Gimpa. Gra oferuje ogromny zestaw kształtów i sponsorów, ale co tak na serio robi robotę, to możliwość wgrania do gry DOWOLNEJ* grafiki wektorowej. Dzięki temu moje Porsche 911 Gr.3 posiada barwy RaczejKonsolowo i pełne jest nawiązań do PlayStation. To samo zresztą dotyczy kombinezonu i kasku, które również zdobią dekoracje bloga. I teraz, co ważne: ludzie uwielbiają się chwalić swoimi dziełami, które można komentować i lajkować z poziomu punktu na mapie Showcase. Dzięki temu, z łatwością każdy może zastosować na swoim samochodzie styl stworzony przez innego gracza, więc nawet jeśli nie jesteście artystami, możecie jeździć samochodem np. z postaciami waszego ulubionego anime, reklamą waszej ulubionej pasty do zębów, czy nawiązującej dekoracjami do klasycznych barw z historii motoryzacji, jak np. legendarne barwy olejów Gulf. Oczywiście, zakładając, że ktoś takowe stworzył, jednak z tego, co widzę – raczej znajdziecie, co wpadnie wam do głowy. Szczególnie jeśli chodzi o świat sporów motorowych.
W mojej recenzji Gran Turismo Sport podkreślałem, że w tym (w pewnym sensie) spin-offie serii, który był niejako eksperymentem dla Polyphony Digital, bardzo wiele uwagi poświęcono aspektowi sportowemu świata motoryzacji. GT Academy praktycznie przestało istnieć, a miejsce tej niegdyś świetnej inicjatywy pojawiły się najprawdziwsze zawody, w których rywalizowali amatorscy kierowcy z całego świata. Zawody, których patronatem stała się sama organizacja FIA, zajmująca się wszelkim sportem samochodowym. W samej grze natomiast dostępny był tryb Sport, jako najważniejszy aspekt gry. I choć w Gran Turismo 7, tryb ten nie jest już tym w centrum reflektorów, to ku mojemu ogromnemu zadowoleniu, nie utracił nic ze swojego blasku. Najprościej rzecz ujmując Sport to rywalizacja sieciowa w trybie rankingowym. Kierowcy muszą przestrzegać obowiązujących w świecie motoryzacji zasad rywalizacji, które dotyczą zachowania i kultury w trakcie wyścigu – omijanie ich skutkuje karami w czasie wyścigu oraz pogorszeniem oceny kierowcy. Każdy gracz posiada dwie statystyki, odpowiadającej za ocenę fachu oraz kultury jako kierowca wyścigowy. Pierwsza rośnie wraz z wysokimi wynikami, a druga maleje, jeśli jeździmy jak wariat, często zaliczamy kary itp. Na ich podstawie gra losuje naszych rywali, więc poziom wyzwania się utrzymuje. Zmagania rankingowe podzielone są na dwa rodzaje: wyścigi tygodniowe, które zmieniają się, co tydzień oraz mistrzostwa, które podnoszą poprzeczkę jeszcze o stopień w kontekście profesjonalizmy zawodów – wyścigi o określonych porach dnia, wymagają podpisania kontraktu z producentem samochodowym (wewnątrz gry oczywiście) i obowiązuje w nich system punktowy, jak w prawdziwych mistrzostwach np. Formuły 1. Jest coś cholernie rajcującego w zmaganiach z innymi graczami o stawkę. Wkurzanie się o jazdę innych, o zbyt małe kary do szkody, jaką się poniosło na skutek wypchnięcia z toru, pogoń za innymi graczami lub w pocie czoła obserwowanie jak kierowca za naszymi plecami, skraca do nas dystans. Większość mojego czasu z GT7 spędzam właśnie tutaj i to pomimo tego, że nie zajmuje zbyt często wysokich miejsc (a od kiedy trafiłem do wyższej grupy zmagań, to zazwyczaj kończę w środku), to wracam do trybu Sport regularnie. Moje obawy o porzucenie tego rodzaju zabawy okazały się zbędne, a dodatkowo jest tu również regularny tryb online, jeśli szukacie zabawy sieciowej bez rankingów oraz splitscreen dla dwóch graczy na kanapie. Mimo wyraźnej koncentracji na aspekcie sportowym poprzedniej odsłony, Polyphony Digital dodało w końcu do niej kampanię dla jednego gracza, aczkolwiek wyraźnie zrobiło to wyłącznie pod naciskiem krytyki ze strony graczy, a nie przekonania do potrzeby takich rozgrywek w grze. Tego rodzaju zabieg mógł przejść w „skoku w bok”, którym GTS wyraźnie było, ale nie w numerycznej odsłonie prawdopodobnie najważniejszej marki w historii gier wyścigowych. I tak Gran Turismo 7 dla pojedynczego gracza jest lepsze niż kiedykolwiek.






Zabawa offline zaczyna się od licencji, jak zresztą miało to miejsce od korzeni serii. Dla osób, które nie grały we wcześniejsze odsłony: licencje to coś w rodzaju egzaminów prawa jazdy. Od podstaw hamowania, pokonywania zakrętów, serii wiraży, aż po okrążenia, w których na czas będziemy musieli połączyć poprzednie lekcje. Choć brzmi to dziwnie, to uwielbiam je pokonywać, zdobyć złote pucharki, sprawdzać się z wynikami znajomych i odbierać nagrody za pokonanie wszystkich testów. Szczególnie rajcownym osiągnięciem jest ostatnia licencja, oznaczoną literą S i składającą się z najbardziej wymagających czasówek. Zdobycie jej to prawdziwe osiągnięcie, tak było w każdej z części i jest również tutaj. A jeśli tych wyzwań będzie wam mało, to są jeszcze misje, dostępne z punktu mapy o tej samej nazwie. To zbiór zadań podlegających na np. przejechaniu odpowiedniego dystansu na jednym baku, wygraniu wyścigu w jednym okrążeniu, startując z ostatniego miejsca czy zmagań typu drift i drag race – ćwierć mili, bez kontroli trakcji i na manualnej skrzyni biegów, to dopiero wyzwanie. Ciekawostka dla osób szukających nieco zabawy, ale też i solidnego wyzwania poza zabawą sieciową. World Circuits to natomiast serce ścigania się w Gran Turismo 7. Podzielone na trzy obszary, Amerykę, Europę oraz Azję i Oceanie, mieści wszystkie tory z gry. Na każdym torze umieszczone zostały wyścigi tematyczne, wśród których znajdują się np. wyścig samochodów z napędem na przód, samochodów typu muscle car, dla tych z turbiną, dla tych stworzonych w latach 80 czy pochodzących z Niemiec. Wiecie, o co chodzi. Jeżdżenia jest dużo. Torów jest od groma, a te predefiniowane wyścigi to tylko ułamek oferty GT7 dla jednego gracza. Każdy tor możemy masterować, podobnie nieco do licencji – najpierwej pokonujemy sektory na czas, a na koniec walczymy z czasem pełnego okrążenia. Możemy sami stworzyć nasz własny wyścig, dobierając parametry związane z przeciwnikami, warunkami na torze, liczbą okrążeń, a gra wypluje nam nagrodę za zwycięstwo. Jest też możliwość śrubowania okrążeń w pojedynkę, jak i tryb drift, aczkolwiek jestem w tym tak słaby, że nie sprawdzałem go zupełnie – drifting występuje we wspomnianych misjach, więc piszę z doświadczenia. A jeśli nie chce się wam kombinować, to Arcade Race zapyta was o poziom wyzwania i rzuci od razu na tor. Wszystko, co oferowały poprzednie odsłony i z nawiązką, jednak najlepsze skrywa kawiarnia.
Umiejscowione na samym środku mapy trybów GT Cafe, to pełnoprawna kampania dla jednego gracza. Nie taka z głównym bohaterem, szukającym zemsty po śmierci ojca w wypadku na torze, ale prowadząca nas za rączkę przez świat czterech kółek. W stopniu niewidzianym w serii, ale z drugiej strony, nieblokującego żadnego z punktów, o których pisałem wyżej. Kawiarnia przedstawiona jest jako miejsce spotkań pasjonatów motoryzacji. Zawsze, gdy się w niej pojawiamy, wita nas jej właściciel Luca. Poza wspomnianym właścicielem kawiarni jest Sarah, która prowadzi nas przez większość gry W Gran Turismo 7 jest dużo postaci. Właściwie w każdym trybie, odzywa się do nas jakaś postać, wyjaśniająca jego niuanse lub informująca o nowościach. Pojawiają się one również w kawiarni, aby opowiedzieć coś o samochodzie, którym przyjechaliśmy. Niekiedy w GT Cafe znajdzie np. prezydent koncernu samochodowego, gratulujący nam wyboru pojazdu i przedstawia, jakiś akt historyczny z nim związany. Jednak to nie jedyna funkcja kafejki. Luca za każdą wizytą obdarza nas kartą dań. tzw. menu. To zadania dla nas, które polegają na wygraniu konkretnych zawodów w World Circuits albo zdobyciu wylistowanych pojazdów. Kolejne karty menu odkrywają przed nami różne aspekty świata motoryzacji, podnosząc poprzeczkę wyzwania. Po zakończeniu karty, na którą przeważnie składa się wygranie kilku wyścigów czy mistrzostw, gra serwuje nam materiał wideo, związany z jej tematyką. Jeśli mieliśmy wygrać trzy wyścigi w Azji, za każdy zdobywając kolejną generację pojazdów Type R spod marki Hondy, jako nagrodę otrzymamy nie tylko zdobyte pojazdy, ale również krótki materiał wideo, który przedstawi nam ich historię, od pierwszego modelu sygnowanego legendarną czerwoną literą ‚R’, aż po dzisiejsze iteracje. Gran Turismo zawsze było hołdem dla motoryzacji i grą dla osób pasjonujących się światem czterech kółek, aczkolwiek byliśmy w tym – w pewnym sensie – odosobnieni. Dzięki wprowadzeniu aktorów oraz kawiarni wzniesiono to umiłowanie na wyższy poziom. Pierwsze Gran Turismo ogrywałem, gdy miałem jakieś dziesięć lat. Zbierałem karty do gry w wojnę samochodami, papierki z gum Turbo i miałem kolekcję samochodów Bburago nad łóżkiem – ten dzieciak, dostając Gran Turismo 7, nie odchodziłby od ekranu przez dni. Co więcej, karty menu pozwalają poznać różne aspekty świata motoryzacyjnego, typy pojazdów i konkurencji, których może sam z siebie bym nie doświadczył. Jedna z kart wymagała zmierzenie się w zawodach samochodów z silnikiem elektrycznym, więc zostałem zmuszony do sprawdzenia się w takim samochodzie, co było bardzo ciekawym wyzwaniem i jednym z bardziej pamiętliwych dla mnie momentów z grą. Porsche, które absolutnie niszczyło wszystkich na prostej, ale zakręty pokonywało jakby jeździło po lodzie – było super. Innym razem Luca rzuca mnie w zawody dla samochodów sprzed kilku dekad, więc znów coś, czego nie sprawdziłbym pewnie, gdyby nie prowadzenie za rączkę. Nie poznałbym historii wielu samochodów, legendarnych marek i ikon motoryzacji. Świetny pomysł ze strony Polyphony Digital, który prowadzi, nie przeszkadza i jeszcze wyraźniej podkreśla pasję serii do automobilów.

Najbardziej wyraźnym natomiast aspektem Gran Turismo, przy użyciu którego gry serii wyrażają uwielbienie dla świata samochodów, są oczywiście one same, a przede wszystkim to jak się one prezentują. Bez spoglądania na moje recenzje poprzednich GT, jestem bez mrugnięcia okiem w stanie wam powiedzieć, co napisałem o ich warstwie wizualnej. Na pewno pojawiło się tam stwierdzenie, że Polyphony Digital zawsze stara się podnosić poprzeczkę dla tego, co rozumiemy przez grafikę w grach wyścigowych. Samochody z każdą kolejną odsłoną zyskują miliony polygonów, dzięki którym wyglądają oszałamiająco i wręcz namacalnie realnie, i pomimo zmian generacji – to zawsze prawda. Zatem nie napiszę, że i tym razem znów mógłbym to napisać. Screeny mówią więcej niż jakiekolwiek słowa opisujące grafikę w grze, więc sami widzicie. Z twardszych argumentów za osiągami wizualnymi mogę nadmienić, że Gran Turismo 7 działa w rozdzielczości natywnej 4K oraz utrzymuje stabilne sześćdziesiąt klatek na sekundę. I choć dostępne są dwa tryby zabawy, faworyzujący klatkarz lub ray-tracing, to przyznam, że pomimo przełączania się pomiędzy nimi, nie zauważyłem większych różnic. Tytuł ogrywam na OLEDzie Sony, więc takie rzeczy jak HDR wciąż robią fenomenalną robotę. Chwilę warto poświęcić się nad odbiciami, czy też refleksami, czy po prostu ray-tracingiem, który pomimo występowania jedynie w trybie Scapes oraz powtórkach wyścigów, zrzuca szczenę na podłogę. Polyphony Digital pracuje na autorskim silniku i z przyjemnością obserwuje się jak z odsłony na odsłonę podnoszą jego możliwości, przez tak wiele iteracji. W grze występuje niezwykle udany cykl dnia oraz nocy, który przy wspomnianym wcześniej HDR i wyraźnej poprawie jakości foliarzu wokół tras, potrafi zafundować pamiętliwe momenty w trakcie wyścigów. Oczywiście ścigamy po torach wyścigowych, czasem żywcem wziętych z palety autentycznych tras świata, a innym razem zrodzonych z kreatywności twórców, więc jeśli ktoś preferuje klimat ścigania się po bezdrożach Meksyku czy ulicach miast, których nawierzchnia nieustannie się moczy i świeci jak psu jajca, to może się czuć rozczarowany „nudą” wokół torów. Natomiast dorośli powinni być zadowoleni. Padający deszcz i warunki atmosferyczne, choć wyglądają autentycznie i przekonywająco, to mam wrażenie, że ani Polyphony Digital, ani nikt inny, nie zdetronizował w tym jeszcze Drivecluba.
Bardzo podobnie ma się sprawa z fizyką, tudzież z modelem jazdy. Każda kolejna część jest ewolucją modelu poprzedniej, który staje się z odsłony na odsłonę, dokładniejszy w odzwierciedlaniu niuansów prowadzenia samochodu w wyścigu. W taki sposób, aby nie przechylić szali w którąkolwiek ze stron i zachować rozpoznawalne status quo pomiędzy symulacją a ściganiem arcade. Z tego, co udało mi się zauważyć, to że jestem w stanie opanować samochody przy korzystaniu z mniejszego poziomu kontroli trakcji, jednak jestem zbytnim laikiem, aby stwierdzić, gdzie leży klucz tej zmiany. Ptaszki ćwierkają, że to zasługa poprawy zachowania zawieszenia, w co jestem w stanie uwierzyć. Oczywiście oddano w nasze ręce możliwości dostosowania rozgrywki pod względem asyst, jakie gra skieruje w naszą stronę. Jednocześnie, jak to Gran Turismo ma w zwyczaju, dla domorosłych inżynierów oraz mechaników, gra oferuje dziesiątki suwaczków i zmiennych, przez które możemy modyfikować właściwości jezdne naszego pojazdu. Do tego dochodzi tuning, który podzielony został na takie kategorie jak Sport, Semi-racing i Racing. Bez konieczności kupowania części poziomami, możemy do woli wpływać na punkty osiągów auta. Od tarcz skrzyni biegów, przez wał napędowy, aż po turbosprężarki. Wszystko, czego potrzeba, aby Golfa 4 przerobić w pogromcę Porsche. Dziwnie się czuję spędzając ponad dwadzieścia tysięcy znaków na tematyce poza rozgrywką, a o niej samej nie jestem napisać właściwie nic więcej niż te kilka zdań. W skrócie: rewolucji nie ma, drobna ewolucja znanego modelu, co w rezultacie pozwala GT utrzymać tytuł najlepszej symulacji na konsolach. Łącząc wyzwanie i frajdę z jazdy, obojętnie czy siadamy do niej z kierownicą, czy padem – właśnie, DualSense. W Gran Turismo 7 pierwszy raz przyszło mi do głowy, aby zrezygnować z jeżdżenia na kierownicy, którą muszę rozkładać i składać, i po prostu grać częściej na padzie. Wszystko dzięki świetnej implementacji heptyki na triggerach. Opór przy dodawaniu gazu albo hamowaniu robi kolosalną różnicę, o czym przekonałem się pokonując ostatnie wyzwanie licencji, gdzie musiałem pokonać okrążenie na zalanym wodą, belgijskim Spa. Pod skórą nadal czuję potrzebę kierownicy, jednak granie na padzie w GT nigdy nie miało więcej sensu niż przy siódemce.






Każde Gran Turismo ma hasło przewodnie. Czy jest to „The Drive of Your Life” czy „Driving is for Everyone”, każdej odsłonie towarzyszy misja, która zapewne pojawia się na tablicy pierwszego spotkania zespołu Polyphony Digital, gdy zaczynają pracę nad kolejną odsłoną. Siódemce towarzyszy „Find Your Lane”, co w materiałach marketingowych tłumaczone było jako zachęta dla graczy do szukania swojego toru zabawy w Gran Turismo – i po ograniu grubo ponad setki godzin z tytułem, mogę spokojniej powiedzieć, że nigdy w historii serii, żadna odsłona nie oferowała tak kompleksowego doświadczenia świata czterech kółek. Jeśli jesteście fanami rywalizacji na torach wyścigowych, szukacie wyzwania w potyczkach z innymi kierowcami na najprawdziwszych zawodach FIA, to Gran Turismo 7 wam tego dostarczy. Jeśli jesteście pasjonatami motoryzacji, uwielbiacie nie tylko samochodami jeździć, ale o nich czytać, słuchać, czy po prostu na nie patrzeć, to Gran Turismo tego wam dostarczy z nawiązką. Lubicie grzebać przy samochodach, zarówno wypływając swoją kreatywność wizualnie oraz umiłowanie do samochodów poprzez tuning i optymalizację ustawień auta, to Gran Turismo 7 wam tego dostarczy. I finalnie, jeśli kochacie w motoryzacji kolekcjonowanie, budowanie garażu z waszymi ulubionymi samochodami, uczestniczenie w prestiżowym gronie posiadaczy unikatowych modeli, to Gran Turismo 7 – pierwszy raz w historii serii – dostarczy wam najbardziej autentycznej namiastki tego świata. I tak, ten świat jest…kapitalistyczny. Finalnie, jeśli macie smykałkę do komponowania cieszących oko kreacji w obiektywie aparatu lub na karoserii samochodu – i dla was gra znajdzie miejsce. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że nie musicie wybierać, bo wszystkie te aspekty Gran Turismo stoją przed wami otworem, czyniąc siódmą odsłonę największą w historii.

Tak, były części, gdzieś było więcej aut niż te prawie pięćset dostępnych tutaj. Brakuje kilku klasycznych torów sprzed lat, a intro to akurat jeden ze słabszych filmów wprowadzanych. Po tym, jak zarządzanie widokiem naszego garażu zostało poprawione aktualizacją, podobnie do powiadomień, jeśli obserwowany przez nas samochód jest na sprzedaż, czekam na możliwość przerywania zawodów zbudowanych z kilku wyścigów – coś, co było dostępne już w GT4. Natomiast nie przyszłoby mi do głowy, ujmować ocenie za którykolwiek z tych „ubytków”. Szczególnie że Polyphony Digital nie wypowiedziało ostatniego zdania. Recenzję otworzyłem informacją, że oto pojawiła się aktualizacja z okazji 25-lecia serii. Natomiast w chwili pisania zakończenia tekstu, na kanale PlayStation pojawił się zwiastun aktualizacji grudniowej, dzięki której do gry trafia kolejne pięć modeli, w tym samochód koncepcyjny Ferrari oraz piękna Guilia ze stajni Alfa Romeo. I powiem szczerze, że chciałbym, aby Metacritic zostawiło ocenę graczy dla GT7 – nie było w historii tego portalu większego dowodu na jego kuriozalność. Król znów na tronie.
* – jest regulamin dla tego, co możemy wrzucać, więc o ile marki wszystkie przechodzą, tak np. content 18+ raczej nie.





Podobał ci się materiał?!
…aby wesprzeć RaczejKonsolowo w misji szerzenia pasji do gier poprzez niezależny content, w 100% bez bullshitu i na maksa gamingowy!