Kariera kierowcy wyścigowego na wyciągnięcie ręki – dla każdego!
Zapowiedź sportowego Gran Turismo w trakcie E3, nie zaliczam do najbardziej mile wspominanych przeze mnie momentów targów. Ulubiona seria wyścigów bez trybu kariery i z nastawieniem na zmagania online, które w zasadzie zupełnie dotychczas olewałem? Eh. Cała otoczka FIA (Fédération Internationale de l’Automobile, taka FIFA dla motosportu) i partnerstwo z organizacją robiła wrażenie, ale nie takiego Gran Turismo wypatrywałem na czwartej generacji PlayStation. Forza święci triumfy. Na PS4 wychodzą „symulatory” jak grzyby po deszczu. Pomyślałem: „Co te Polyphony Digital robi?”. Wystarczył mi jeden wieczór z GTS, żeby wyprowadzić się z katharsis emocjonalnego i zrozumieć, że Kaz to jednak ma łeb do tego biznesu, a wraz z całym PD doskonale wiedzą, co robią. Od premiery tytułu minęły już ponad dwa lata. W tym okresie gra otrzymała regularne aktualizacje zawierające nowe tryby, trasy, paczki samochodów i poprawki rozgrywki – praktycznie nie było miesiąca bez dodatkowego contentu, co z perspektywy czasu i świadomości realiów gamedevu, robi na mnie niemałe wrażenie. Minął właśnie rok od zeszłorocznej gwiazdki, gdy rozpocząłem zmagania w Gran Turismo Sport, i choć chciałem grać więcej, to udawało mi się co kilka miesięcy wsiąknąć na tydzień, może dwa. Myślę zatem, że najwyższy czas wydać werdykt na temat eksperymentalnej odsłony jednej z najważniejszych marek PlayStation.

Zacznijmy od części produkcji przeznaczonej dla jednego gracza, albowiem ze związanym z nią mitem (mówiącym, że praktycznie nie istnieje) chciałbym się w pierwszej kolejności rozprawić. Rozpocznę od tego, co w grze już było, gdy wielu biło na alarm, że nowa produkcja Polyphony to wykastrowany pół-produkt. W Gran Turismo Sport mamy standardowy podział na tryb arcade (Szybka Gra) oraz kariery (w grze jako Kampania), co dla serii jest pewnym standardem, czasem rozłożonym na dwóch nośnikach. W pierwszym standardowe zawody typu pojedynczego wyścigu, tzw. custom race, jazdy na czas, próby driftu, zabawy z drugim graczem na podzielonym, ekranie i tzw. VR Experience, które naprawdę jest przeżyciem i to niesamowitym. Któregoś dnia usiadłem w stanowisku do ścigania, założyłem hełm i niemalże odpłynąłem z wrażenia. Mimo sporych ograniczeń zabawy (stąd nazwa trybu), to życzę każdemu, aby zrobił kilka kółek z PlayStation VR na głowie i G29 pod palcami – odpał. Wracając jednak do rzeczywistości. Single race to prosta zabawa w wybór trasy, pory dnia, samochodu i poziomu trudności przeciwników, a zwycięstwa oznaczają nam dany tor za zaliczony – wspominam o tym, ponieważ tak się składa, że dopiero niedawno to odkryłem. Przy kilkudziesięciu trasach, to zabawa na trochę. Ciekawym pomysłem jest także możliwość skonfigurowania swoich własnych zawodów, wybierając wszystkie składowe wyścigu: od trasy, pory dnia czy liczby okrążeń, aż po grupę samochodów do rywalizacji. Następnie gra ocenia nasz mix w skali 1-10 oraz podaje możliwe do zdobycia kasę za poszczególne miejsca. Reszta trybów nie wymaga tłumaczenia, więc przejdźmy do trybu kariery.
Tutaj zabawy jest jeszcze więcej, a także zaczynamy powoli być wprowadzani w klimat całej produkcji – podobny, aczkolwiek nieco odmienny od reszty serii. Karierę podzielono na trzy sekcje: Szkołę Jazdy, Misje oraz Wyzwania Tras. Każdą z nich możemy zaliczać niezależnie od siebie. Znika system zdobywania licencji kierowcy, znany każdemu, kto grał w choć jedną odsłonę GT, w przeszłości. Szkoła Jazdy to seria zadań do wykonania, mających na celu naukę technik jazdy. W trakcie prawie pięćdziesięciu z nich, gracze poznają różne typy pojazdów oraz techniki ich prowadzenia, związane z: hamowaniem, umiejętnym posługiwaniem się prędkością samochodu, pokonywaniem zakrętów czy szykan. Jeśli dla kogoś to pierwsze Gran Turismo, to zdecydowanie zacząłbym od tego, natomiast i weterani znajdą w tym sporo zabawy – szczególnie, że można bić się ze znajomymi na czasy ukończenia. Misje to bardziej rozbudowane zadania, obejmujące zaliczenie pełnego okrążenia lub całego wyścigu, pod specjalnymi warunkami. Raz będzie to start z odległej pozycji w stawce, innym razem konieczność dojechania do końca bez dodatkowego tankowania i niskim poziomem paliwa, a czasem to batalia z wyrównanym osiągami przeciwnikiem. Gra oferuje nam ponad siedemdziesiąt takowych misji, więc puchnie czas spędzony z tytułem przez koneserów samotnego grania. A na tym nie koniec. Moją ulubioną częścią kariery są Wyzwania Tras. Dla niemalże (niestety) każdego toru w grze, przygotowano wyzwania jego sektorów oraz ostateczny test czasu całego okrążenia. Świetny sposób na naukę torów, co jest niesamowicie istotne do zwycięstw w wyścigach. Wraz z pojawieniem się nowych torów w grze, również i te wyzwania otrzymywały należyty update, a nie ma lepszej motywacji niż utrata ikonki „100%” po aktualizacji.
Podsumowując dotychczasową zawartość gry: jazdy jest tutaj (jak na moje oko i oczywiście mówiąc o zdobywaniu złotego wyniku dla każdego zadania) na spokojnie kilkadziesiąt godzin. Do śrubowania złotych wyników zachęca fakt, że co osiem misji i zadań szkółki otrzymujemy prezent w postaci losowego samochodu do garażu, natomiast jeśli chodzi o wyzwania tras, to auto otrzymamy po zaliczeniu wszystkich składowych danego toru (na złoto sektory i okrążenie). Mimo wszystko graczom było mało, więc Polyphony Digital, po roku od premiery, dodało do kariery zmagania z AI, podzielone w schemacie znanym z poprzednich odsłon – GT League. Ligę GT podzielono na poziomy doświadczenia, a w każdym z nich od trzech do sześciu zawodów. Clubman Cup, Sunday Cup, Mistrzostwa Aut Japońskich czy puchary konkretnego typu napędu samochodu – wszytko to wraca. Z drugiej strony, niemalże wyczuwam, z jaką niechęcią i dezaprobatą, zespół Kaza dodawał GT League do tytułu, chyląc się pod naciskiem krytyki. Nie ma wskaźnika progresji, tylko sucha liczba wygranych zawodów. Nie dodano żadnego pucharka z nimi związanego. Dostęp do kolejnej klasy zmagań nie odblokowujemy licencją, a poziomem kierowcy, który zdobywamy za punkty doświadczenia ze zwycięstw. Co ważne natomiast: wygranie wszystkich wydarzeń jednego poziomu nie da nam wystarczająco wiele punktów doświadczenia, aby przeskoczyć do kolejnego. Zatem, czeka nas brutalny grind lub skierowanie się mimo wszytko ku innym trybom zabawy. Zupełnie, jakby twórcy chcieli dać nam do zrozumienia, że Liga GT to bardziej zapychacz czasu i sposób na zaliczenie codziennego treningu (przejechanie 40km), dającego nowy samochód do kolekcji. Zupełnie, jakby nie chcieli odwracać naszej uwagi od esencji swojej produkcji: trybu Sport.
Zaczynamy zabawę dosyć nietypowo, bo od przymusowego obejrzenia filmów tłumaczących nam etykę zachowania się na torze wyścigowym i rywalizacji zgodnej z duchem motosportu. Momentalnie poczułem, że święci się coś wyjątkowego. Tryb Sport składa się z dwóch części: zawodów tygodniowych oraz sezonowych, współtworzonych wspólnie z organizacją FIA. To zmagania online z innymi graczami, jednak okraszone pełną otoczką zmagań sportów motorowych, z prawdziwego zdarzenia. Tygodniówki to trzy propozycje zmagań, różniące się trasą, możliwymi do wyboru samochodami czy liczbą okrążeń, zmieniającymi się co siedem dni. Wyścigi uruchamiane są o określonej godzinie, przeważnie pozwalając na kilka minut przerwy pomiędzy kolejnymi. Wchodząc do menu, od razu widzimy, o której rozpocznie się kolejny wyścig. Możemy już się do niego zapisać i czekać, obserwując grafikę z zegarkiem TAG Heuer, lub przejechać kwalifikacje, aby poprawić pozycję startową. Graczy online gra dobiera nam na podstawie dwóch wskaźników: oceny umiejętności kierowcy i jazdy fair play, oba przestawione w formie liter, gdzie S oznacza najlepszą oceną, a E najgorszą. Wraz z wygrywaniem zawodów rośnie pierwsza z ocen, natomiast druga dzięki bezwypadkowej jeździe – czyt. bez łapanych kar. Zawodom towarzyszą albowiem zasady rywalizacji, dokładnie lub starające się idealnie odwzorowywać te, znane z regulaminów prawdziwego motosportu. I choć zdarza się, że złapiemy głupią karę przez niekoniecznie naszą winę, to w ogólnym rozrachunku system kar działa dobrze. Szybko łapiemy, że coś, co do tej pory uchodziło nam płazem, teraz oznaczać będzie kilkusekundowe spuszczenie nogi z gazu. Prędzej mam pretensje, do bycia zbyt łagodnym dla przeciwników, którzy ewidentnie zrobili sobie z wyścigu karambol lub ich działanie kosztowało nas X miejsc.

Naprawdę można się poczuć kierowcą sportowym w Gran Turismo Sport i rozumiem, że właśnie to chodziło twórcom po głowach w trakcie projektowania gry. Cała kariera, przemyślana pod szlifowanie umiejętności za kółkiem i poznawanie tras, ukierunkowana jest w stronę trybu Sport i zmagań online. Wyznaczenie godzin odbywania się zawodów, kwalifikacje, system kar za przekroczenia przepisów, dwie oceny naszej jazdy, rozbudowany statystki nas jako kierowcy, aż po kompleksowe zaprojektowanie naszego stroju i kasku, widocznego po wyścigu, to spełnienie marzeń każdego domorosłego fana motosportów. Zmagania z innymi graczami są narkotyzujące. Kończą się zawody i od razu zapisujemy się na kolejną turę, wstając od kierownicy, żeby rozprostować kości na kilku minut, ewentualnie siku – tak, można spędzić całe wieczory. Fajnie, że zawody zmieniają się tygodniowo. Dzięki temu mamy czas na naukę tras, samochodów i podnoszenie naszych umiejętności. Każdy może poczuć się „małym Schumacherem”, a nie wspomniałem jeszcze o drugiej połowie trybu Sport: zawodach sezonowych. Tutaj „nerdoza” motosportu podniesiona została o jeszcze jeden poziom. Sezony składają się z dwóch rodzajów: Ligi Narodów oraz Ligi Producentów. Wyścigi odbywają się w konkretni dni miesiąca (jest kalendarz wewnątrz gry), o określonych godzinach. Zapisujemy się na konkretny wyścig o konkretnym terminie, a ponieważ możemy to zrobić tylko raz, to lepiej dobrze spojrzeć w swój kalendarz zanim dokonamy wyboru. To już naprawdę przypomina terminarz rodem ze zmagań real life. Im lepiej nam pójdzie tym więcej otrzymamy punktów, które gromadzą się dla naszej narodowości (łączona po PSN) lub producenta auta – przed sezonem musimy podpisać kontrakt z jedną z dostępnych w grze marek, wiążąc się z nią w Lidze Producentów na ten sezon. Szczerze nie miałem zbyt wiele do czynienia z tą częścią Sport, ze względu na konieczność deklaracji obecności, z którą przy dwójce małych dzieci, niezwykle trudno. Nie mniej wrażenie pozostaje: tak jak numeryczne odsłony Gran Turismo były kierowane do koneserów motoryzacji, lubiących kolekcjonować garaż pełen setek samochodów, dłubiąc przy nich, a przy okazji lubią się nimi ścigać, tak GTS obrało za cel głodnych adrenaliny i rywalizacji petrolheadów, żyjących dla apexów i walki łeb w łeb na torze, którzy jednocześnie kochają cztery kółka.
Co nie oznacza, że produkcja pozbawiona jest integralnej składowej odsłon serii i jednego z głównych jej atutów w walce z konkurencją: pasji do motoryzacji. W Gran Turismo Sport przejawia się ona pod kilkoma postaciami. Na pewno wart odnotowania są tzw. Muzea i Kanały filmowe dostępne w salonach samochodowych większości producentów. Tam przeczytamy, zobaczymy i posłuchamy wiele na temat konkretnej marki, jej ikon, samochodów czy momentów z kart jej historii. Każdy z samochodów to również opis wraz z ciekawostkami na temat, np. jego powstania. A wszystko bardzo ładnie przetłumaczone na język polski. Pod pasję do motoryzacji możemy również zaliczyć cały tryb Scapes, czyli możliwość robienia przepięknych fotografii z użyciem naszych samochodów i ponad tysiąca miejscówek na całym świecie w roli plenerów. Korzystając z ogromu ustawień i zmiennych wychodzą z tego niemałe arcydzieła, którymi ostatnio bawi się np. Lexus na Twitterze. Trudno się temu dziwić, skoro gra wygląda tak fenomenalnie. Tytuł ociera się już o fotorealizm i choć Polyphony Digital uważa, że wciąż im za mało polygonów na modele samochodów, to w samej grze tego zupełnie nie widać. Moim zdaniem nawet, chwalony za oprawę, Driveclub przegrywa z Gran Turismo Sport, jeśli chodzi o trasy, samochody, wnętrza, a bronią go właściwie warunki pogodowe. Te w GTS również występują, ale są predefiniowane konkretnym trasom. Nie mniej. tytuł wygląda prześlicznie, co mam nadzieję widać po załączonych obrazkach. Czego na nich nie zobaczycie to oczywiście HDR, który nawet bez ekranu OLED prezentuje się świetnie. Cieszy również fakt, że twórcy zaimplementowali wewnątrz gry możliwość dostosowania HDR dla naszych telewizorów, dzięki czemu takie momenty, jak wyjście z tunelu na Dragon Tail czy zachodzące słońce nad Willow Springs, robią robotę.








Nie da się natomiast ukryć, że zmiana koncepcji tytułu (czas pokaże, jak trwała dla serii) ma swój koszt, który można nazwać minusami, szczególnie jeśli jesteście powracającymi do serii fanami. Liczba samochodów zaledwie przekracza 300 maszyn, co przy takich liczbach jak 1200 w Gran Turismo 6, wygląda biednie. W trasach brakuje wielu faworytów z poprzednich odsłon, w tym Monaco czy klasyków projektowanych przez PD. Usunięto z gry również większość tuningu samochodów, więc zniknął sklep z częściami. Nie zakupimy już 4 rodzajów sprzęgła, zestawu sportowych filtrów czy obniżenia wagi konstrukcji auta. Nie podjedziemy do GT Auto, aby umyć samochód czy wymienić olej. Choć wizualny tuning, nigdy nie był mocną stroną GT, tak ostatnie odsłony dawały nieco więcej w temacie, a tutaj znów biedniej. Obszar ten zamknięto pod postacią wymiany felg, a i to nie w każdym samochodzie. Zamiast tego w salonach mamy jedynie flagowe egzemplarze producentów, niekiedy w kilku odmianach. Kwestie grzebania w bebechach maszyn zaimplementowano w formie konfigurowalnych właściwości auta, gdzie możemy manipulować takimi cechami jak: siła hamowania, zmiana cech zawieszenia, kąta nachylenia kół, aerodynamiką. Natomiast kwestie osiągów zmieniamy – powiedzmy – suwakiem. Trafione ustawienia możemy zapisać pod własnymi nazwami (np. konkretnej trasy) i używać jako presety. Wizualnie może i nie zrobimy z naszego wozu „osiedlowego pługa śnieżnego”, a na bagażniku nie umieścimy skrzydła potrafiącego unieść Boeinga 737, ale wymalujemy sobie nasz samochód w dowolne kolory i wzory naklejek – DOWOLNE. Twórcy umożliwili załadowanie do gry swoich własnych grafik, poprzez oficjalną stronę WWW. Wystarczy posiadać je w formacie wektorowym i można z nich korzystać przy dekoracji dowolnego auta, kombinezonu czy kasku w grze.
W odniesieniu do w/w „braków”, przychodzi mi na myśl GT6 na PS3, które szarpałem stosunkowo blisko rozpoczęcia zabawy z Gran Turismo Sport. W trakcie ogrywania szóstki zauważyłem, że zupełnie zmieniło się moje podejście do zabawy z tytułem, aniżeli miało to jeszcze miejsce we wcześniejszych odsłonach. Otóż za dzieciaka tuningowałem niemalże wszystko, co wpadało do mojego garażu. Bez większej refleksji wbijałem do sklepu z częściami, mając przygotowaną kasę na wykup najlepszych części (znałem ją na pamięć) i klikałem po ikonach zakupu w każdej kategorii. Miałem swoje ulubione auta, jak chociażby Renault Clip Sport czy Ford Mondeo, którymi po tuningu obrabiałem przeciwników w wozach kilka klas ponad nimi. W Gran Turismo 6 praktycznie nie wchodziłem do sklepu z częściami. Raz, że chciałem prowadzić auta zgodnie z ich naturą, a dodatkowo, gdy jeden wóz okazywał się za słaby, sięgałem do garażu lub salonu po coś innego. W efekcie, jestem w stanie sobie przypomnieć, jak wyglądał ekran zakupu części w czwórce czy nawet dwójce, ale za cholerę nie pamiętam jego wyglądu w szóstce. Zatem z mojej perspektywy, jego brak w GTS to żaden minus czy uszczerbek na ocenie końcowej. Poza tym, samochodów wygrywa się tutaj tyle, a w puli nagród są wszystkie niemalże auta w grze, że nie ma opcji, abyśmy czuli niedosyt – wspominałem o tym już we wcześniejszych akapitach. W takich momentach przypomina mi się pierwsza zasada konstruktywnej krytyki Johna Updike, którą zawsze staram się mieć z tyłu głowy w recenzjach: „Spróbuj zrozumieć, co autor chciał zrobić, i nie obwiniaj go za to, że nie osiągnął tego, czego nie próbował.”. Nie bez powodu Kazunori Yamauchi i jego Polyphony Digital, nie zdecydowali się dodanie cyfry ‚7’ do tytułu tej produkcji. To nowy start lub eksperyment dla serii – czas pokaże, czy jedno, czy drugie.

Japończycy postanowili zejść ze ścieżki, do której przyzwyczaili sześcioma odsłonami i spróbować innego podejścia. Skoncentrowali się na polepszeniu elementów składających się na fundament rozgrywki: modelu jazdy i zmaganiom online. Oba elementy nigdy w serii nie były wykonane lepiej. Oczywiście, mamy wciąż do czynienia z modelem jazdy znacznie bliżej symulacji, aniżeli stylowi arcade. Jednocześnie, jeszcze bardziej zbliżył się on do granicy gatunku, aczkolwiek wciąż pozostając przystępniejszym aniżeli takie Assetto Corsa czy R-Factor – przy czym zaznaczam, że żaden ze mnie ekspert w tematyce, więc jeśli interesuje was właśnie ta część tytułu, polecam opinie fachowców z GTPlanet lub Team VVV. Silnik odpowiadający za zabawą online również stoi na bardzo wysokim poziomie. Rzadko kiedy uświadczyłem problemy w wyścigu, wynikające ze słabego połączenia po mojej lub czyjejś stronie. Sama gra też nieźle koryguje takie sytuacje momentalnie zmieniając problematycznego delikwenta w ducha. Idąc dalej w podsumowaniu, trzeba też oddać, że wraz z standardem serii, kolejne Gran Turismo wyznacza trendy w oprawie wizualnej dla gatunku, pokazując całe piękno świata motoryzacji. Nie zapomniano także o celebracji motoryzacji samej w sobie, licznymi filmikami, materiałami do czytania i gloryfikacją legend motosportu. Finalnie zbudowali single player, który nie tylko wspiera trzon gry, jakim jest tryb Sport, ale również starczy na sporo godzin. Dalekie od prawdy są komentarze, że nie ma tu zbyt wiele dla pojedynczego gracza. Fakt, 300 to mniej niż 1200, aczkolwiek każdy po głębszym zastanowieniu się dojdzie do tego, że gonitwa za liczbą w serii nie tylko wychodziła bokiem Polyphony Digital (podział na standard i premium), a także był – w pewnym sensie – dziecinadą. Najwyższy czas było skończyć z przekomarzaniem się u kogo stoją głośniki z nalepką „600W!”, a u kogo „800W!” i spojrzeć, gdzie widnieje napis Klipsch i Grundig. Gran Turismo Sport poszło w jakość, kosztem ilości i dostarczyło tytuł na wysokim poziomie.
E-motosport a Gran Turismo
Zdaję sobie sprawę, że nie pasuje to może specjalnie do recenzji gry, aczkolwiek rozmawiając o Gran Turismo Sport nie można przejść obojętnie wobec fenomenu e-motosportowego, który przekroczył dokonania inicjatywy GT Academy. Najlepsi kierowcy z Ligi Narodów oraz Producentów, zaproszeni są do zmagań odbywających się w różnych miastach świata, do rywalizacji pod patronatem organizacji FIA, jeśli mają ukończone 18 lat. FIA-Certified Gran Turismo Championships polegają na pięciu zawodach typu World Tour, a najlepsi z tychże zawodów dostają możliwość walki o koronę najlepszego w World Finals. Czegoś takiego w grach wyścigowych nie widziałem. Pełne wsparcie sponsorów i otoczka zawodów motosportowych pełną gębą. Komentatorzy, relacje na żywo i miliony oglądających zmagania domorosłych kierowców, poprzez YouTube.



Wydarzenie już zrodziło wiele niesamowitych momentów i listę świetnych kierowców Gran Turismo Sport, przed którymi otwierają się możliwości w realnych sportach motoryzacyjnych, czego świetnym przykładem może być Igor Fraga. Jedna z niedawno wprowadzonych aktualizacji do gry podmieniła intro tytułu, które niegdyś ukazywało legendy czterech kółek na przestrzeni historii, tak teraz skupia się na młodzieży biorącej udział w zawodach. Tak ważnym elementem dla Gran Turismo jest cała inicjatywa.
PLUSY
➕ Niespotykany do tej pory duch motosportu w grze, dzięki trybowi Sport i wszystko z nimi związane
➕ Śliczna grafika
➕ Zabawa ubarwieniem aut, kombinezonów i kasków
➕ Ogromny tryb Scapes
➕ Ciekawostki motoryzacyjne dla pasjonatów
➕ Model jazdy najlepszy w serii
➕ Bezproblemowa zabawa online
➕ Tryb kariery na wiele godzin
MINUSY
➖ Pokpione GT League
➖ System kar w trakcie rozgrywek wciąż wymaga szlifów (aczkolwiek nie ma tragedii!)
➖ Od pewnego poziomu kierowcy, zdobywanie kolejnych to cholerny grind

Podobał ci się materiał?!
…aby wesprzeć RaczejKonsolowo w misji szerzenia pasji do gier poprzez niezależny content, w 100% bez bullshitu i na maksa gamingowy!