Hotline Miami 2 (PS4)

Kontynuacje dobrych indyków zdarzają się rzadko. Dobre kontynuacje jeszcze rzadziej. Jedno z tych zdań w stosunku do Hotline Miami 2 (PS4) jest prawdziwe.

Studio Dennaton miało nie lada zadanie przed sobą. Hotline Miami (PS3), będąc jednym z najważniejszych tytułów strefy niezależnego gamedev’u, postawiło poprzeczkę dla duetu studia Dennaton Games bardzo wysoko. Nie w kwestii technicznej, artystycznej, ale porąbania w dosłownym tego słowa znaczeniu. I to im się udało. Gra jest zakręcona jak RUSKI słoik.

Najważniejszą zmianą w stosunku do pierwszej odsłony jest mocne nastawienie na fabułę, a raczej zbudowanie rozgrywki silnie związanej z wydarzeniami w grze. Poprzednia część w tej kwestii raczej przypominała zbiór misji do wykonania pomiędzy którymi coś tam się działo, jacyś goście w maskach zwierząt nawiedzali nas w snach, widzieliśmy twarz tego samego gościa w każdym sklepie – ogólnie nie rozumieliśmy nic. Zresztą do dalszej zabawy napędzał nas narkotyczny gameplay i równie odurzający soundtrack. Do zrozumienia historii w drugiej odsłonie wymagane są: notatnik, coś do pisania, oraz ukończona pierwsza odsłona. W przeciwnym wypadku gówno zrozumiecie z tego, co się dzieje w grze. Wydarzenia fabularne postanowiono poukładać niechronologicznie. Raz będą to działania wojenne na Hawajach w 1985, a po chwili lądujemy w Stanach Zjednoczonych w latach 90-tych. I tak zamiennie. Spoko, to jeszcze da się pochytać, ale gdy dorzuca się do tego przełączanie się pomiędzy różnymi bohaterami w różnych – j.w. – latach, a na dokładkę mieszając wydarzenia rzeczywiste z wizjami, snami i rauszem narkotykowym – otrzymujemy totalny rozpierdol. Całość sprawia, że bardzo trudno śledzi się kolejne elementy układanki, która summa summarum jest dosyć ciekawa, gdy uda się przysiąść do niej z należytą starannością i skupieniem (albo do streszczenie na YT #yolo). Nie jest bowiem tak, że mamy tutaj do czynienia z czymś zupełnie oderwanym od rzeczywistości, bez jakiegokolwiek logicznego elementu i sensu. Wprawdzie karkołomnie się ich szuka, ale gdzieś tam w czeluściach pixelowego szaleństwa można odnaleźć…coś. Sam mętlik w głowie nie jest jednak największym problemem tytułu, albowiem przez “ufabularnienie” Hotline Miami 2 (PS4) zatraciła się gdzieś dla mnie arcade’owość tytułu. Jest więcej dialogów, cutscenek, przerywników, misje są dłuższe, bardziej urozmaicone w kontekście lokacji. W pierwszej części miałem większą ochotę na maksowanie poziomów, zdobywanie w nich większej ilości punktów, a tym samym lepszej oceny końcowej. Nie wiem, czy o takie nowe Hotline Miami prosili fani, ale ja czuję lekki zawód.

Nie oznacza to, że zmienił się diametralnie gameplay. Tutaj za wiele zmian nie ma. Nadal mamy do czynienia z bardzo dynamiczną rozgrywką, w której przyjdzie nam pokonywać kolejne pomieszczenia pełne przeciwników. Gra właściwie jest twin-stick shooterem, z kamerą umieszczoną pionowo nad nami. Przy użyciu wszelkiej maści broni białej oraz palnej naszym zadaniem jest pokonać wszystkich przeciwników na poziomie. Produkcja wymaga od nas przewidywania akcji na kilka posunięć do przodu oraz błyskawicznego refleksu. Malowanie poziomów hektolitrami juchy z brutalnie wykończonych wrogów wciąż sprawia tyle samo radochy, co w poprzedniczce, aczkolwiek i tutaj twórcy – moim zdaniem – poszli w nieodpowiednim kierunku. Z nowości zauważyłem jedynie możliwość strzelania w różnych kierunkach z dwóch broni oraz ciekawy patent z dwoma postaciami sterowanymi na raz. Jednak tylko i wyłącznie w określonych dla tego momentach i tutaj leży pies pogrzebany. W jedynce do każdej misji można było podejść z dowolnie odblokowaną maską. Pozwalało to na eksperymentowanie i kombinowanie dla lepszej oceny pod każdy z poziomów. Tutaj mamy określone kilka masek lub broni dla postaci fabularnej i koniec. Pokazuje to, że twórcy nie mieli zbytnio pomysłu na rozgrywkę i level design Hotline Miami 2 (PS4), więc musieli pójść w ograniczenia ze względu na słabiej przemyślane kolejne “zagadki”. Dla niewtajemniczonych: pomimo pełnego akcji i wystrzałów gameplay’u kolejne misje polegały na “rozwiązaniu” schematu zabicia wszystkich wrogów, stąd równie wiele tutaj planowania. Do tego jeszcze twórcy ograniczyli się skacząc pomiędzy wieloma postaciami. Ukończyłem grę dobrze się bawiąc, jednak nie mam zupełnie ochoty wracać po oceny A+.

Graficznie za wiele się nie zmieniło. Nadal mamy do czynienia z bardzo pikselową grafiką oraz tak bujną paletą barw, że nawet osoby bez zagrożenia epilepsją powinny uważać. Zatem jeśli jesteście z obozu “won z pixelami do pegasusa” nie macie zupełnie czego tutaj szukać. Bardziej tolerancyjne środowisko doceni natomiast ładne pixel arty, może nie w stylu Narita Boy (CZEKAM na 2018!!!!), aczkolwiek jest względnie dobrze. Jednak to nie wizualia są wiodącą częścią oprawy gry, a soundtrack. Tutaj mamy odpał na maksa. Czy muszę przedstawiać takie gwiazdy elektroniki, retro i synth jak Mitch Murder, Mega Drive, Magic Sword, Perturbator, M|O|O|N czy w końcu Carpenter Brut? Każdemu fanowi tego rodzaju muzyki powinny te nazwy mówić wiele o OST Hotline Miami 2 (PS4) – jest genialny. Nie tylko ze względu na same utwory, ale ich perfekcyjne dopasowanie do ultra-brutalnej i szybkiej rozgrywki. To co ze mną zrobił “La Perv” od Carpenter Brut w misji “Death Wish” to głowa mała. Każde kolejne uderzenie rytmu pompowało adrenalinę, nakazując strzelać…strzelać…STRZELAĆ! Zdecydowanie wybrane przez twórców utwory pasują do gry idealnie.

Mam wrażenie, że panowie Jonatan Söderström oraz Dennis Wedin, a więc studio Dennaton Games, nie mieli zbytnio pomysłu na sequel. Choć w kwestii fabularnej starali się zamknąć wszystkie otwarte wątki, zrobili to na swój pokręcony sposób, który może i pasuje do artystycznego chaosu ich produkcji, jednak średnio nadawał się do koncepcji rozgrywki. Takie jest przynajmniej moje wrażenie po ukończeniu ich tytułu, który odinstalowałem po napisach końcowych z poczuciem niedosytu. Może moje oczekiwania po wzniesionej na piedestał “drobiu” jedynce były zbyt wielkie. Cholera wie. Niesmak pozostał. Idę po jakąś “wołowinkę”.

PLUSY

  • ultra-szybki i wymagający gameplay
  • wyborna oprawa muzyczna produkcji
  • urozmaicone misje
  • pikseloza jak należy
  • ten uczuć, gdy wydarzenia z obu części zaczynają łapać sens

MINUSY

  • za mało nowości w rozgrywce względem poprzedniczki
  • śledzenie wątku fabularnego graniczy z cudem
  • pokrzywdzony arcade’owy pazur produkcji

Niestety nie udało się powtórzyć sukcesu pierwszej części, ale bez tragedii. Wciąż dobra gierka, którą warto sprawdzić, jeśli lubicie wyzwanie i…krzywdzić innych”.

Ocena: 6/10

Możliwość komentowania jest wyłączona.