The Binding of Isaac: Rebirth (PS4)

Po niezliczonych wzmiankach w podcastcie InputLAG postanowiłem zabrać się za kolejny „hicior” McMillena…i muszę przyznać: Edmund dał cholernie bardzo rade.

Na początku szybko coś o fabule. Warto nic nie wciskać podczas uruchamiania gry by usłyszeć wprowadzenie do losów Isaaca i jego matki. Żyli sobie oni spokojnie w domu na górce, gdzie mały Isaac bawił się zabawkami, a jego mama oglądała programy chrześcijańskie w TV. Sielankę przerywa głos z niebios, który każe matce „oczyścić” syna z grzechu i finalnie poświęcić go w ofierze. Isaac w strachu znajduje drzwi do piwnicy w swoim pokoju i w ostatnim momencie ucieka przez nie do „ciemności poniżej”. Dosyć nietypowo prawda? ;D

Jeśli tło fabularne wydaje Wam się przegięte, to cytując klasyka „you ain’t see nothin!„, Edmund McMillen przeszedł samego siebie w klimacie gry oraz tego, co nas spotyka. Walczymy z szarżującymi na nas kawałkami kupy, strzelającymi odbytami, czaszkami uwieszonymi na samych kręgosłupach, robalami, zgniłymi kawałkami mięsa i najnormalniejszymi demonami, z Lucyferem na czele. Brzmi okropnie i takie jest. Wszędzie jest krew, flaki i nasz bohater: kilkuletnie dziecko strzelające łzami….tak…łzami. Nie wszystkim prawdopodobnie się to spodoba. Moja żona za każdym razem się krzywi, gdy ogrywam Isaaca, nie wspominając o odrazie, jaka maluje się na jej twarzy, gdy pytam: „Gramy po życiu?”. By Was dobić nadmienię, że ekran ładowania pomiędzy poziomami przedstawia śpiącego na ziemi Isaaca oraz koszmar, który akurat mu się śni, m.in. bycie ostrzeliwanym bobkami z odbytów rówieśników lub kopnięcie przez mamę podczas chęci przytulenia się do niej. Mi natomiast cała otoczka bardzo przypasowała ze względu na oderwanie jej od wszystkiego, co do tej pory widziałem. Przez co nieustannie czuję się zaskakiwany kolejnymi wymysłami twórców, a to z kolei buduje nieustannie ciekawość i wręcz gigantyczny efekt „jeszcze jednego poziomu”.

The Binding of Isaac: Rebirth (PS4) to gra z kategorii twin stick shooter (lewy analog ruch, prawy strzał) i roguelike. Założenie gry jest bardzo proste: musimy przedostać się przez labirynt pokoi zakończony walką z bossem i drzwiami do kolejnego labiryntu. Na kolejnych planszach spotykamy potwory, pułapki, zamknięte skrzynie i drzwi oraz klucze do nich, sekretne pokoje, monety do ukrytych sklepików itd. Po 8 takich labiryntach gra się kończy. Rozgrywkę natomiast ubarwia słowo, które jest największą siłą tytułu: losowość. Wszystkie poziomy są generowane losowo, przez co nie trafimy na dwa identyczne przejścia gry….ale to nie wszystko! Wisienką na torcie są przedmioty, jakie znajdujemy podczas przemierzania „piekła”, czyhającego na naszego bohatera w piwnicy domu.

Nawet nie jestem w stanie opisać kreatywności i odjechania, jakie musiało towarzyszyć twórcą w wymyślaniu przedmiotów spotykanych w grze. Od nawiązań biblijnych i okultystycznych, po groteskę pełną parą. Oczywiście losowość i ich dotyczy, a jest z czego losować, bo przedmiotów w grze są setki. Setki różnych rodzajów modyfikatorów broni, umiejętności pasywnych i aktywnych, przedmiotów jednorazowego użycia. Aż się sam uśmiecham, gdy wspomnę sobie moje ostatnie „przejścia” ;D Zmianę w władcę much, wcielenie szatana bez żyć lub gdy zebrałem modyfikator łez, pozwalający mi sterować dowolnie zawieszonym w powietrzu nabojem. Ciężko się to wszystko opisuje, ale uwierzcie mi, że chce się rozpoczynać kolejne przejścia by spróbować innego połączenia przedmiotów i kombinacji pokoi. Doskonale pamiętam jedno z przejść gdzie zdobyłem umiejętność „lepkich stóp”, co powodowało zostawiani po sobie klejącej masy, która spowalniała przeciwników. Dawało to niesamowitą pomoc z przeciwnikami bazującymi na szarżowaniu w nasza stronę. Innym razem zmieniałem się w wcielenie szatan, przez co mogłem latać na demonicznych skrzydłach, ziać laserem, a gdy ktoś mnie dotknął zamieniał się w kupę. Genialne.

W sprawach technicznych mamy do czynienia z produkcją stylizowaną na 16-bitowe klasyki konsolowe w stylu bombermana i widokiem z góry na kwadratowe plansze. Pierwsza wersja gry z pecetów posiadała bardziej fleszową grafikę, jednak zdecydowanie bardziej podoba mi się przeniesienie jej w pikselozę.  Pasuje to idealnie do ogólnego pomysłu gry i nieco „łagodzi” mocno ponurą atmosferę tytułu. Oczywiście to kwestia gustu i otwartości grającego. Jeśli kogoś drażni taka forma przekazu w dzisiejszych czasach to od razu niech ominie tytuł szerokim łukiem, ale niech jednocześnie zdaje sobie sprawę, że omija go nie kawał solidnej gry. Bardzo dobrze skomponowana soundtrack, który odzwierciedla otaczający nas w danym momencie świat – jest ich kilka, m.in. piwnice, katakumby, piekło, łono matki (!) – budując atmosferę strachu, bezsilności i niepokoju. The Binding of Isaac: Rebirth (PS4) jest grą dosyć trudną, ale bez przesady, a jej calakowanie jest mozolnym zadaniem. Ogrom rzeczy do odszukania, z nowymi postaciami na czele. Kilkanaście zakończeń. Wyzwania do odblokowania. Dwa poziomy trudności. Wszystko to sprawia, że jeśli już przebrniemy przez pierwsze wrażenie odrazy grą, to spędzimy z tytułem wiele godzin losowej zabawy.

Z początku nie chciałem pisać dużej recki, ale gdy tak zacząłem i zrobiły się z tego dwie strony postanowiłem wrzucić to, jako normalną recenzję. A nóż kogoś obchodzi moja opinia o grach 😛 Nie trzeba specjalnie wytężać swoje pajęcze zmysły by zauważyć, że Isaac mnie zauroczył, choć to raczej niepasujące stwierdzenie do tej akurat gry. Często łapie się, że przy zmienianiu płyt w konsoli, nagle dochodzę do wniosku: „w sumie to zagrałbym sobie jeszcze raz w Isaaca”. Umiejętność wywołania efektu „jeszcze jednego razu” przez ten tytuł jest jednym z jego najsilniejszych atutów. Dzieje się tak dzięki losowości każdego podejścia, co jest dokładnie tym, czego wymagam od produkcji indie. Jeśli już twórcy decydują się na pewne uproszczenia – tutaj grafikę – to niech gra posiada coś, co sprawi, że będzie ona nietuzinkowa. To się udało z The Binding of Isaac: Rebirth (PS4). Zagrajcie. Gwarantuję, że nie graliście jeszcze w nic takiego.

PLUSY

  • Pokręcony klimat…wszystkiego!
  • Losowość
  • Masa przedmiotów do odnalezienia
  • Sporo zawartości do odblokowania
  • Efekt „jeszcze jednego poziomu”

MINUSY

  • Nie ma wersji pudełkowej
  • Groteska czasem zbyt groteskowa

Świetny przedstawiciel gier z szufladki indie. Przygody Isaaca mnie pochłonęły w całości i czekam tylko na okazję by kolejny raz spróbować sił w piekle piwnicy domu na wzgórzu.

Ocena: 9/10

[Wpis został opublikowany również w ramach recenzji użytkowników PSSite.com pod linkiem]

4 myśli na temat “The Binding of Isaac: Rebirth (PS4)

  1. Chyba stanąłbym po stronie Twojej żony, bo jak dla mnie stylistyka też odpychająca, tym bardziej że dotyczy przemocy wobec dzieci. Nie wiem.. tak jakoś to odbieram po obejrzeniu zwiastunów.

    Polubienie

    1. Daj tytułowi szansę. Powiem szczerze, że nie patrzyłem na tytuł od tej strony. Prawdopodobnie przez oprawę. Stylistyka jest tak groteskowa, że szybko odrzuca się połączenie jej z rzeczywistością, choć prawdą jest, że nie jest to coś dla każdego. Jeśli to coś pomoże, to mamy tu przemoc co najwyżej dzieci wobec dzieci (?) ;D

      Polubienie

Możliwość komentowania jest wyłączona.