A dziś zagramy w … Yakuza 2 (PS2)

Postanowiłem wrócić do Kamurocho. Jak zmieniło się miasto po roku? Co ze smog…Smokiem klanu Tojo, Kazuma Kiryu? Zapraszam do recenzji Yakuza 2 (PS2).

Od premiery Yakuza 2 (PS2) minęło 12 miesięcy, gdy SEGA zdecydowała się na wypuszczenie drugiej odsłony serii, która – jak wiemy – po dziś dzień się rozwija i regularnie ląduje na półkach sklepowych. Kolejny raz, zmotywowany doczesnymi doniesieniami o kolejnej części, zdecydowałem się odkurzyć czarnulę, aby wsiąknąć w gangsterki klimat japońskiej mafii i wypełnionych neonami ulic Kraju Kwitnącej Wiśni. Mając na uwadze, że ogrywany tytuł to owoc jedynie roku pracy, wynik końcowy nie zaskoczył mnie ani trochę. Dwójka jest dokładnie takim sequelem jakiego się spodziewałem.

Tym razem u boku Kiryu staje pani policjant Kaoru Sayama

Akcja gry znów kręci się wokół postaci Kazuma Kiryu, raz jeszcze stający się protagonistą opowieści. Wywodzący się z klanu Tojo, będącego częścią japońskiego świata przestępczego, znanego nam lepiej jako Yakuza. Nie chciałbym zaspoilerować zbyt wiele osobom nieznającym wydarzeń z poprzedniej części, więc powiem tylko tyle, że wydarzenia jakie zaobserwujemy tutaj są bezpośrednimi następstwami jedynki. Twórcy jednak dosyć dobrze zajęli się osobami, dla których będzie to początek z serią i na bardzo wczesnym etapie gry wrzucili solidne przypomnienie. Trwająca prawie 10 min retrospekcja, wprowadza gracza w historię Kiryu, osób z nim związanych i stanu rodzin Yakuzy na „dzień dzisiejszy” (w kontekście gry). Bardzo przydatny patent, gdyż sam zastanawiałem się, czy po niemałej przerwie od jedynki będę musiał usiąść do jakiegoś streszczenia na YouTube. Jest to naprawdę ważne, gdyż sporo postaci w grze wraca i by czerpać pełnie radości z wydarzeń powinniśmy wiedzieć jakie relacje je łączą – dzięki SEGA. Głównym wątkiem fabularnym produkcji jest wojna klanów Tojo oraz rodziny Omi, który generalnie można opisać jako konflikt Wschodu z Zachodem. Klan Tojo po wydarzeniach sprzed roku jest w kiepskiej kondycji, więc nie musiało minąć wiele by druga największa rodzina Yakuzy, zwęszyła okazję na zniszczenie konkurencji. Przy takowych okolicznościach, Yukio Terada zgłasza się do Kiryu o powrót do klanu, znów jako „Smok rodziny Dojima” i pomoc w ratowaniu Tojo przed unicestwieniem. Kazuma oczywiście się zgadza, lecz w momencie przystania na prośbę, Terada zostaje zastrzelony przez zabójców rodziny Omi. Swoim ostatnim gestem prosi Kiryu o udanie się do Osaki, będącej siedzibą Omi i zaproponowaniu rozejmu konkurentowi, jako jedyne wyjście z sytuacji. Kazuma wyrusza do Osaki, razem z Daigo Dojima, w którym widzi następcę Tojo i jedyną osobę, która jest w stanie kierować klanem w tak trudnych czasach. Zaraz po przyjeździe spotykają niejakiego Ryuji Goda, syna władającego rodziną Omi, Jina Goda. Ryuji mimo szacunku, jakim zdaje się darzyć Kiryu, stawia sprawę jasno: Japonia jest za mała dla dwóch „Smoków”, gdyż sam nosi przydomek Smoka Kansai (regionu rządzonego przez Omi). Gdy ma już dojść do zatwierdzenia rozejmu, wkracza sam Ryuji i porywa głowy obu frakcji. Kiryu w rezultacie zostaje aresztowany przez piękną panią policjant Kaoru Sayama, która ku jego zaskoczeniu robi to nie z nakazu prawa, a rozkazu ochrony jego osoby. Śmierć Smoka Dojima przelałaby szalę konfliktu i doszłoby do otwartej wojny Zachód kontra Wschód.

Retrospekcja na początku gry to strzał w 10

Jak już pewnie zauważyliście po samym powyższym akapicie Yakuza 2 (PS2) kontynuuje atmosferę azjatyckiego kina o świecie przestępczym czy „historii policyjnych” z Jackie Chanem w roli głównej. Kolejny raz również zasypano nas wieloma ciekawymi postaciami, z własną historią i rolą do odegrania w grze, jednak ponieważ spora część z nich właściwie powraca z jedynki, to czujemy się mniej przytłoczeni liczbą japońskich imion i nazwisk na minutę rozgrywki. Zadbano także o wiarygodne przedstawienie Yakuzy, rządzącej nią regułami oraz jej brutalność. Co natomiast odróżnia obie części to ukierunkowanie koncentracji fabuły na bohaterów drugiego planu. Jasną sprawą jest, że wciąż wszystkie wydarzenia obserwować będziemy z poziomu Kiryu, ale zdaje się on być bardziej spoiwem łączącym wątki innych osób. Przez to większość historii jest mniej osobista, co jednakże nie zmienia faktu, że tytuł potrafi pochłonąć nas bez reszty. Mimo szybkiego tempa wydarzeń, w odpowiedni sposób uchylane są nam szczątkowe części układanki, by na końcu połączyć wszystkie w jeden, sensowny i zaskakujący finał. Nie ma tutaj miejsca na nudę, a kolejne zwroty akcji skutecznie przykuwają przed ekranem telewizora. Taki rezultat osiągnięto również poprzez poprawienie jednego z większych minusów Yakuza (PS2) – braku japońskiego dubbingu. Radujcie się fani Japonii. Gra jest w całości po japońsku, co nadaje klimatowi produkcji ogromnego skoku autentyczności. Będąc zupełnie szczerym byłem przekonany, że angielski dubbing poprzedniczki wypadł na tyle dobrze, że japońskie głosy postaci nie byłyby diametralnie wpłynąć na ocenę. Nic bardziej mylnego. Różnica jest piorunująca i brawa dla SEGI za zdecydowanie się na wypuszczenie dwójki z jedynie angielskimi napisami.

Gameplay produkcji tylko z pozoru przypomina giganta list sprzedaży gier USA i Europy, Grand Theft Auto. Yakuza 2 (PS2) znacznie bliżej do japońskich RPG i grom z gatunku action/adventure, z naciskiem na przygodową kategorię. W zasadzie jest połączeniem elementów obu gatunków, ze szczyptą beat’em’up w stylu Fighting Force (PS One). Trzon rozgrywki opiera się na zwiedzaniu japońskiego miasta Kamurocho (znanego grającym w poprzednią część), rozwiązywaniu problemów napotkanych mieszkańców w licznych side questach, w sporym procencie wiążących się z oklepaniem komuś mordy i śledzeniu fabuły poprzez ogromną ilość przerywników filmowych. Do tego momentu właściwie jest to dokładnie ten sam gameplay, co w Yakuza (PS2), więc czym wyróżnia się sequel? Dokładnie tym czym powinien: lepiej i więcej wszystkiego!

Awantury na ulicy to chleb powszedni Kiryu

Tak jak Kamurocho zostało stworzone na podstawie słynnej dzielnicy „rozrywkowej” Tokio, tak drugie miasto Sotenbori, czerpie wzornictwo na zlokalizowanej na zachód od stolicy Japonii, Osace. Druga miejscówka może nie jest tak rozbudowana jak Kamurocho, nie mniej dobrze, że pojawiła się pewna różnorodność. W obu miastach znajdziemy miejsca uciech, gdzie możemy spędzić miło czas z pięknymi hostessami, chlapnąć drinka, dobrze zjeść, pograć na automatach, w kasynie lub wykorzystać wolne chwilę w sposób aktywny, np. poprzez baseball, kręgle czy golf. Mało? Co powiecie na pełnoprawne wersje wirtualnego Mahjonga i Shogi (jeśli nie znacie reguł w grze znajdują się syte tutoriale). Sami więc widzicie, że gdy fabuła na chwilę da nam odetchnąć, jest gdzie ulokować czas. W trakcie gry skorzystałem z każdej formy mini-gier, będąc poniekąd zmuszony do tego questami fabularnymi, co akurat w przypadku tych dwóch ostatnich jest lekko drażniące. Zanim poznamy reguły Mahjonga czy Shogi, gdzie pierwsze przypomina nieco naszego Remika, a drugie to coś na wzór szachów, to prędzej wybierzemy opcje awaryjną na ukończenie questów – w obu przypadkach oddano nam możliwość odpłatnego przejścia. I dobrze, bo chyba bym nie skończył tytułu. No dobra, to wszystko brzmi dosyć normalnie i nawet osoby nieprzepadający za klimatem kraju samurajów, nie powinny zbytnio się zniesmaczyć tym, co serwuje im gra na ekranie. Aczkolwiek co powiecie na scenę zatrzymania pędzącego tygrysa ciosem pięścią lub walkę z gangsterami Yakuzy, ubranymi w pieluchy, śliniaki i smoczki? Dorzućcie do tego ekspresyjne zachowanie postaci w cutscenach rodem z komediowych anime i klaruje się obraz gry, której azymut wskazuje państwo wyspiarskie na zachodnim Pacyfiku. Dwójka jest jeszcze bardziej japońska niż już mocno „nipponowa” jedynka. Widać ewidentnie, że producent Toshihiro Nagoshi i jego zespół postanowili przestać myśleć o sukcesie swojej produkcji na zachodzie i popuścić sznury na „worku dziwaczności”, jaki niewątpliwie Kraj Kwitnącej Wiśni posiada, a przynajmniej ma dla reszty świata. Kwestią sporną jest, czy to plus lub minus produkcji. Osobiście nie mam nic przeciwko takim klimatom, gdyż od kiedy pamiętam Japonia, wraz z całą swoją odmiennością mi się podobała. Mam wrażenie, że Japonia z Yakuza 2 (PS2), to ta Japonia, którą uwielbiam, w odróżnieniu do obrazu jaki dociera do mnie ostatnio. Wracając jednak do produkcji z 2006 r…..właśnie. 2006.

Ostatnia nadzieja rodziny Tojo

W recenzji Yakuza (PS2) w minusach umieściłem oprawę graficzną, która była (i jest) dosyć specyficzna. Otóż nie przypominam sobie bym gdzieś wcześniej spotkał się z takimi skokami jakości modeli postaci jak tutaj. W zależności od istotności danej osoby w fabule, jej model oraz -najważniejsze – animacja twarzy są bardziej dopieszczone. Kulminacją tego naprawdę fenomenalnie prezentujące się cutsceny, gdzie można zachwycać się mimiką postaci oraz jak żywymi brwiami Kazuma Kiryu. Blednie to natomiast szybko, gdy gra wraca do statycznej kamery na ulicach miasta i naszym oczom ukazują się marne modele szarych człowieczków i poszarpane lokacje. Mówi się, że nie można mieć wszystkiego, więc z dwojga złego rozwiązanie twórców jest zrozumiałe, biorąc pod uwagę jak „filmową” produkcją jest Yakuza 2 (PS2). Mam nawet wrażenie, że twarze podczas rozmów Kiryu i innych wyglądają jeszcze lepiej aniżeli miało to miejsce w produkcji sprzed roku, ale może tylko mi się wydaje. Podsumowując część wizualną: wiele od jedynki się nie zmieniło. Nieco podobnie ma się sprawa z soundtrackiem, który utrzymuje wysoki poziom. W większości składa się on z ostrych, gitarowych brzmień, często wymieszanych z elektroniką i nawet tradycyjnymi melodiami Japonii – miodzik dla mych uszu. Szczególnie podobają mi się motywy przygrywające pojedynkom, jak chociażby „Push Me Under Water”, mające fajny nu-metalowy bit „Block Head Boy” oraz piękne „A Scattered Moment” przygrywające ostatniemu pojedynkowi. Solidna robota dźwiękowców z SEGI.

Równie solidnie prezentują się zmiany w systemie walki. Najważniejsze, że nieco poprawiono namierzanie celów oraz ogólnie poruszanie się Kiryu po arenie. Jest to o tyle istotne, że problemy w obu kwestiach stanowiły w mojej ocenie największy mankament poprzedniczki. Lecz po kolei. Walki w Yakuza 2 (PS2) odbywają się na arenach, do których przenosimy się niczym w rasowym JRPG. Same pojedynki natomiast, to – jak wspomniałem wcześniej – beat’em’up czy inaczej brawler. Generalnie rzecz biorąc całość jest dosyć prosta do wyuczenia, a dzięki poprawkom i nowościom sprawia dużo przyjemności. Dodano m.in. ciosy w tył, które pozwalają Kiryu lepiej kontrolować przebieg pojedynków z wieloma przeciwnikami. Ładowany w trakcie walki pasek Heat pozwala teraz na jeszcze efektowniejsze wykończenia przeciwników oraz kontrowanie ich ataków, a wszystkie zmiany skłaniają mnie do ogólnego zadowolenia całokształtu prac developerów. Nie jest jeszcze idealnie, gdyż momentami wciąż miałem wrażenie, że Kazuma nie robił tego, o co nakazałem poprzez pada, jednakże takowe sytuacje udało się zniwelować do poziomu „bardzo rzadko” i to mi wystarczy.

Drobne poprawki dały kopa walkom

System rozwoju postaci nie zmienił się praktycznie wcale. Za otrzymane punkty doświadczenia rozwijamy Kiryu w trzech kategoriach: umysł (wszystkie związane z paskiem Heat), ciało (pasek życia i umiejętności obronne) oraz technika (ciosy i ataki specjalne). Przy każdym poziomie otrzymujemy nowy bonus odpowiadający rozwijanej kategorii. Różnicą rozwoju postaci względem poprzedniej odsłony serii jest fakt, że przy niektórych poziomach każdej z kategorii, odblokujemy nie jedną zdolność, a kilka. Dzięki temu system walki w grze jest bogatszy, co wpasowuje się w całość produkcji jako Yakuza 1,5, a nie 2. W znacznym stopniu Yakuza 2 (PS2) to nie skok jakościowy, a bardziej krok w przód. SEGA wzięła sobie do serca feedback graczy lub doskonale widziała, co musi poprawić w jedynce, aby ta stała się przyjemniejsza i zrobiła to w drugiej odsłonie. Stąd np. dorzucono do głównego menu kilka cennych udogodnień, czyniących grę bardziej przyjemną. Pełna lista dań i trunków, aby śledzić które z nich już poznano. To samo z hostessami. Interaktywna mapa odwiedzanych dzielnic, z możliwością podglądu listy ulic i atrakcji. To tylko kilka przykładów. Podczas poruszania się po mieście możemy teraz w każdym momencie zbliżyć obraz nieco na Kiryu, a gdy zatrzymamy się na chwilę w miejscu, wyciągnie on papierosa, zapali i na ekranie ukaże się podpowiedź wskazująca na czym obecnie powinniśmy się skupić w głównym wątku fabularnym.

Nie oznacza to jednak, że Nagoshi wraz ze swoimi ludźmi powinien osiąść na laurach, gdyż wciąż jest co poprawiać. Kamera bardzo często nie daje sobie rady w ciasnych pomieszczeniach i korytarzach, mimo sytuacji, gdzie pozwolono nam na dowolne nią obracanie. Wiele razy zdarzało się, że sama z siebie wariowała i ustawiała się kompletnie irracjonalnie, co skutkowało wyprowadzaniem ciosów w powietrze lub blokiem skierowanym w pustkę. Dobrze, że poprawiono lokowanie się na celach w pojedynkach, albowiem w przeciwnym razie byłby solidny fuck-up. Twórcy muszą również przemyśleć sprawę questów, a w zasadzie ich lokalizowanie. Ukończyłem grę z bodajże wynikiem 51% ukończonych misji pobocznych, a naprawdę starałem się sprawdzać każdy kąt miasta, gdy tylko miałem takową możliwość. Nawet pomijając zadania związane z mini-gierkami, a w szczególności ostatnie poziomy atrakcji sportowych (SIC!), to nie wiem gdzie coś pominąłem. Gdybym np. sam z siebie nie poszedł do lokacji Purgatory, kierowany czystą ciekawością, nigdy bym nie dowiedział się o kolejnej atrakcji miasta: walkach w klatce. Może i jestem „znoobiony” dzisiejszymi czasami, ale lizanie ścian już nie sprawia mi przyjemności i nie lubię być do tego zmuszony przez grę.

Wracają znane mini-gierki, jak i dodano nowe

Podsumowując Yakuza 2 (PS2) to bardzo dobry następca Yakuza (PS2), naprawiający sporo problemów poprzedniczki i dorzucając kilka cennych nowości. Wprost nie mogę się doczekać kiedy usiądę do trójki, która przecież została wydana na PS3. Liczę oczywiście na skok jakościowy w kwestii grafiki i patrząc na to, co twórcy wykrzesali przy cutscenach na PS2, mam nadzieję na prawdziwą nową generację. Grę polecam każdemu, kto nie odwraca wzroku na hasło „Japonia” i każdemu komu podoba się azjatyckie kino akcji. Całej reszcie życzę by jednak dali szansę tytułowi, bo fabularnie jest naprawdę dobrze, tylko trzeba przymknąć oko na cudaczność Kraju Kwitnącej Wiśni. Chociażby dla rajcownego klepania mord oprychom i rzezimieszkom warto spróbować. Nie ma nic przyjemniejszego niż rzucenie delikwenta na ziemię i postawienie stempla podeszwą buta na twarz – ow yeah!

PLUSY

  • Solidne przypomnienie dla nowych w serii i zapominalskich
  • Przykuwająca do pada i wielowątkowa fabuła
  • Oryginalny japoński dubbing
  • Więcej lokacji, więcej mini-gierek, więcej wszystkiego
  • Dziwna Japonia (jaką lubię)
  • Poprawki w systemie walki
  • Drobne nowości umilają rozgrywkę

MINUSY

  • Graficznie momentami kłuje po oczach
  • Niekiedy trudno domyślić się co trzeba zrobić by posunąć zadanie do przodu
  • Zadania tylko dla „nippończyków”
  • Praca kamery w ciasnych pomieszczeniach
  • Gdzie te questy?!

Nie rewolucja, nawet nie ewolucja, a raczej dobrze wypuszczony „inkrement”. Dla miłośników pierwszej części prawdziwy must-play.

Ocena: 8.5/10

Screenów do recenzji dostarczył serwis GameFAQs

Możliwość komentowania jest wyłączona.