„Episode Ardyn” czyli ostatnie DLC dla FF XV

Czy uda się odcinkowi nadać głównemu złemu piętnastki, trochę ludzkiej twarzy?

Uwaga! Spoilery dla Final Fantasy XV!

Koniec grudnia to czas, kiedy zastanawiam się nad tym, co uda mi się jeszcze ograć w obecnym roku kalendarzowym. Przeważnie nie siadam wtedy do większych produkcji, aby możliwie sprawnie zamknąć rok. Idealnie wtedy wchodzą dodatki fabularne, które wieki temu zakupiłem, w którejś z promocji sklepu PSN. Szczęśliwym trafem dostałem po osi czasu na Twitterze gifami z piętnastki, co przypomniało mi o dodatku fabularnym skupionym wokół Ardyna Izunia. Czarnego charakteru historii Noctisa i jego kumpli, pociągającego za sznurki wydarzeń z podstawki. Ci z was, którzy ograli Final Fantasy XV, pewnie pamiętają bombę, jaką zrzucił Ardyn na bohaterów gry przy krysztale – iż w jego żyłach płynie ta sama królewska krew, co u Noctisa, jego prawdziwym imieniem jest Ardyn Lucis Caelum. Nie wiem, jak wy, ale ja pamiętam opad szczęki w tym momencie i po dziś przed oczami mam scenę, która trwała może z minutę, a cała ta torpeda fabularna była dwoma kwestiami monologu Ardyna. Tym samym twórcy pozostawili wiele z jego przeszłości poza grą, więc słysząc, że to od niego Square-Enix zacznie drugi sezon DLC do FF XV, byłem bardzo podekscytowany. Nie, żebym specjalnie przepadał za graniem złymi czy zapomniał, co chociażby przez niego przeżył Ignis w swoim epizodzie (ależ ten dodatek wyciskał łzy). Natomiast bardzo byłem zaciekawiony, co doprowadziło Ardyna do szaleństwa i tak gigantycznej nienawiści do wszystkiego, co dobre, ludzkie i nosi nazwisko Lucis.

Historia opowiedziana w dodatku nieco skacze pomiędzy okresami w dziejach Lucis. Najpierw gra pokaże nam stolicę w samym środku celebrowania kolejnej rocznicy powstania miasta Insomnia. Wszędzie tłumy i przystrojone ulice. Z taksówki wychodzi Ardyn i po chwili rozpędza (dosłownie) piekło każdemu świętującemu, albowiem przy pomocy bóstwa Ifrit, podpala wszystko w zasięgu wzroku. Tutaj następuje cięcie i gra przenosi nas dwa tysiące lat wstecz. Ukazuje młodego Ardyna, spoczywającego pod drzewem na polanie, wraz ze swoją narzeczoną, Aerą. Sielanka niedługo zostaje przerwana przez jego brata, Samnusa, który w brutalny sposób rozdziela parę, próbuje zabić brata i odbiera życie chroniącej go dziewczynie. Nie wiadomo, ile z tego, co pokazuje nam gra, jest wspomnieniem faktycznych wydarzeń, a ile to pokręcone myśli Ardyna. Następnie wydarzenia znów przenoszą się nieco w przyszłość i ukazują, co wydarzyło się przed atakiem na stolicę, o którym wspominałem. Widzimy Ardyna uwięzionego w miejscu, które przypominało mi cele Azkabanu z filmowych adaptacji Harry’ego Pottera. Przykuty łańcuchami do czterech ścian pomieszczenia, zostaje uwolniony przez armię Nifelheim oraz niejakiego Verstael – facet, którego VO kompletnie nie pasuje do wizerunku postaci, co mnie tak gryzło, że na zmianę zatykałem uszy i zamykałem oczy. Verstael zabiera Ardyna do swojej bazy badawczej, gdzie zajmuje się ujarzmieniem mocy demonów na rzecz celów imperium – coś, czego owoce ujrzymy w podstawce. Verstael próbuje przekonać go, aby dołączył do maszerującej na Lucis armi jego kraju. Ardyn sie zgadza, ponieważ dzieki pomocy imperium, będzie miał szansę zemścić się na rodzie, który go zdradził i obdarł ze wszystkiego, co było mu bliskie. Teraz znów wracamy do zamachu na Lucis. Ardyn otrzymuje misję, aby pozbyć się wzmacniaczy tarczy, którą władza Lucis rozpościera wraz z murami miasta.5lll

O ile początek był nieco chaotyczny fabularnie, a rozgrywka liniowa do bólu, tak tutaj zaczyna się gameplay’owe mięsko dodatku. Nie jest to danie specjalnie duże, ani też wykwintne. Dostajemy do naszej dyspozycji niewielki teren, na którym rozsianych jest osiem wzmacniaczy pola siłowego miasta. Po zniszczeniu jednego z nich gra serwuje nam walkę z mini-bossem lub kilkoma naraz. Ponadto po całym regionie miasta rozsiane są przypadkowe starcia z siłami królewskimi, przedmioty do zbierania, sprzedania i wykupienia nakryć głowy dla Ardyna. Niewielkie drzewko rozwoju… i właściwie tyle. Rozgrywka Ardynem wygląda, jak połączenie Noctisa (combat) oraz Delsina z Infamous: Second Sun (poruszanie się po lokacji). Na zakończenie oczywiście walka z bossem pod postacią ojca Noctisa i dziedzica rodu Lucis. W trakcie starć Ardyn może wykorzystywać swoje moce ciemności do wykończenia „nadgryzionych” wrogów oraz przywołać do pomocy Ifrita – jedno z kultowych bóstw serii powraca i zgodnie z tym, co powiedziała nam już główna linia fabuły, znajduje się pod kontrolą głównego złego piętnastki. Zasadniczo różnice są tak subtelne, że nie warto specjalnie się nad tym pochylać. Całość zamyka się zatem w kilka godzin, co mniej więcej pokrywa się z pozostałymi epizodami. Dodatek ten jest najmniej ciekawy, jeśli chodzi o rozgrywkę, aczkolwiek jego siła to historia Ardyna.

Nie będę zdradzał wam zakończenie epizodu, aby nie zepsuć zabawy z dodatku, czy samej piętnastki – ponad to, co już zdradziłem. Episode Argyn wypełnia na pewno lukę, którą główna kampania poniekąd zdradzała, rzucała zgliszczami historii czy zamknęła w bombie fabularnej, o której pisałem wyżej. Nie sprawił on, że zmieniłem zupełnie zdanie o Ardynie, i nie wydaje mi się również, aby taki był zamiar twórców. DLC przeznaczone jest wyłącznie dla osób, którym historia w piętnastce się na tyle podobała i czują głód o więcej. Taką osobą jestem ja, a dotyczy to właściwie wszystkich epizodów. Myślę, że osobom, które nie grały w piętnastkę, polecił bym Royal Edition i ogrywanie kampanii wraz z dodatkami, włączając historię Gladio, Ignisa, Prompto oraz Ardyna pomiędzy rozdziały kampanii – tu brzmi ciekawie. Jednocześnie utwierdziłem się w przekonaniu, że Tabata (głowa projektu FF XV) to sadysta, cieszący się z wyciskania z nas łez. Przekonałem się o tym, kończąc Final Fantasy Type-0 HD, a także i piętnastkę oraz wszystkie jej dodatki. No właśnie. To ostatni dodatek do Final Fantasy XV. Jednej z moich ulubionych odsłon serii, cieszącej się miejscem na podium obok ósemki i dwunastki. Sam dodatek był czymś, co twórcy stojący za FF XV nazywali The Dawn of the Future – alternatywnym zakończeniem historii, w której to każda postać zamieszana w główny wątek, miała przeciwstawić się losowi przypisanemu jej/jemu przez bogów. Niestety Square uciął plany na development, a zespół został skierowany do pracy nad – teraz już to wiemy – Forspoken. Trochę szkoda, aczkolwiek z drugiej strony, przynajmniej nie mam wątpliwości, jak powinna się zakończyć gra, więc może i nawet stety, że to tutaj kończy się FF XV. Jednak bez happy endu i w morze łez.


Podobał ci się materiał?!

Postaw mi kawę na buycoffee.to

…aby wesprzeć RaczejKonsolowo w misji szerzenia pasji do gier poprzez niezależny content, w 100% bez bullshitu i na maksa gamingowy!


Możliwość komentowania jest wyłączona.