Teraz kiedy już wszystkie dodatki z SP zostały wypuszczone, rzućmy okiem, czy były warte swojej ceny.
Tekst odświeżony: Listopad 2025.
Gearbox zażyczyło sobie sporo pieniędzy za przepustkę sezonową. Cena prawie równa równowartości samej podstawki wyśrubowała oczekiwania wobec wchodzących w jej skład dodatków, ale nie tylko ona. Tak się składa, że w przeszłości rozszerzenia do kolejnych odsłon serii Borderlands stanowiły – dla wielu – wzór dla całej branży. Każdy był unikalny, dodający coś ekstra do historii serii, a jednocześnie trzymający poziom humoru, radochy z rozgrywki i klimatu samej gry. W takich kategoriach podchodziłem do każdego z dodatków trzeciej odsłony. Nie lada wyzwanie do sprostania temu. A jak poszło?
Na marginesie: każdy z akapitów pisałem zaraz po ograniu dodatku, więc pewne zdania mogą brzmieć dziwnie 😛




Pierwszy z dodatków do Borderlands 3 to: Moxxi’s Heist on the Handsome Jackpot, w którym wspólnie z tytułową Moxxi przeprowadzimy skok na kasyno samego Handsome Jacka. Choć typa nie znoszę (zgodnie z zamiarem twórców), to przyznam, dobrze było zetknąć się z jego hasełkami, charakterem i aurą, którą przenikał wszystko, czego się imał. To też zupełny kontrast do antagonistów z podstawki i nawiązanie do np. czasów drugiej odsłony a.k.a. uderzenie w nostalgię. Wraz z Jackiem (występującym w dodatku jako bohater audiologów czy rozsianych po obiekcie hologramów, z wiadomych względów), wracają roboty Hyperiona, których również zupełnie zabrakło w podstawce – super comeback. Fabularnie tytuł idzie w kierunku takich filmów jak Ocean’s Eleven i kolejnych odsłon cyklu o obrabowywaniu kasyn przez ekipę „specjalistów”. Analogicznie tutaj spotykamy osoby, którym Jack zaszedł za skórę bardzo i jeszcze bardziej, i które z miłą chęcią utrą mu nosa nawet po śmierci. Jednak po dotarciu do kasyna okazuje się, że skok nie będzie tak prosty, jak planowała Moxxi – odwiedzający uwięzieni w kasynie oszaleli, a całym kompleksem rządzi niejaki Pretty Boy. Całość całkiem przyjemnie się śledzi, a dodatkowo zachowano poziom humoru z podstawy, co dla mnie jest wielce istotne. Natomiast gra nie wprowadza do rozgrywki nic szczególnie nowego. Nie jest to specjalnym problemem, ponieważ: fabularnie jest wporzo, lokacje i cała otoczka się wyróżniają, a zupełnie nowe postacie wpasowują się dobrze w świat Borderlands. Ogólnie zadowolony jestem z dodatku i bawiłem się przez te kilka wieczorów z nim, całkiem dobrze. Dobry start Season Passa.




Drugim dodatkiem okazała się historia wesela Sir Hammerlocka oraz Wainwrighta Jakobsa, których związek (przepraszam za potencjalny spoiler dla niegrających w trójkę) może być zaskoczeniem. Jednak tak, panowie się pobierają, a do organizacji wesela zatrudnili osobę, która zajmuje się tym zawodowo: Gaige! Osoby niegrające w Borderlands 2 nie wiedzą, że była ona jednym z dodatkowych vault hunterów tamtej odsłony, obok Psycho Kriega. Zabawne widzieć ją w nowej roli, ale też nie spodziewałem się takiego powrotu, więc pierwszy plusik DLC załapało na starcie. Trafiamy na planetę Xylourgos, która niemalże w całości pokryta jest lodem, co kontrastuje z trójką, gdzie śnieżnobiałych krajobrazów nie mieliśmy za wiele. Okazuje się, że wybrana lokacja zaślubin przez parę młodą, skrywa kulty wyznający martwe truchło, jakiejś ogromnej, „mackowatej” istoty, która jest tak duże, że widać je z każdego miejsca mapy. Dodatkowo bardzo szybko, pani prezes kultu obiera sobie za cel jednego z nowożeńców, którego udaje się jej omamić, wprowadzić w stan transu, a finalnie porwać. Do nas będzie należeć dowiedzenie się, co się dzieje i uwolnić pana młodego. Klimatycznie dodatek jest dosyć creepy, co nawiązuje mi do dodatku z Borderlands 1, The Zombie Island of Dr. Ned. To znów dodatek fabularny, ale powiem szczerze: skok na kasyno podobał mi się znacznie bardziej jako motyw przewodni. Sytuację ratuje natomiast (znów) humor oraz wątki poboczne i ich bohaterowie. Miasto przeklęte najdziwniejszymi klątwami mnie masakrycznie rozbawiło, m.in. długa rozmowa z facetem, który, co kilka wypowiedzianych słów, wymiotuje. Klub czytelników w bibliotece również był świetny. Ciekaw jestem, czy reszta dodatków również będzie tak mocno nastawiona na fabułę. Raczej ma wydłużać historię i kierować ją w nowe miejsca, niż budować nowe sposoby zabawy. Wygląda na to, że taki trend obrało sobie Gearbox.





Po upływie (bodajże) dwóch miesięcy, ekipa z Gearbox wypuściła trzeci, a tym samym przedostatni dodatek do Borderlands 3, w ramach przepustki sezonowej. Budową i zawartością jest bardzo podobne do poprzednich dwóch dodatków: mamy mocną kampanię fabularną, nową lokację, nowych bohaterów, szczyptę humoru i starcie z wielkim bossem – sprawdzony przepis na DLC. A jak wyszło? Bounty of Blood nie zawodzi. Po otrzymaniu informacji o nagrodzie pieniężnej za pomoc mieszkańcom pustynnej planety (Gehenna) nękanej przez lokalnych bandytów z gangu Devil Riders nasza ekipa rusza na ratunek. Oprychy swą nazwę wzięli od dinozauro-podobnych stworzeń, których dosiadają niczym kowbojskie konie, a które noszą nazwę: Devils – zmyślni ci bandyci, co? Nagroda za głowę, jeżdżenie na wierzchowcach, pustynia i kowbojskie kapelusze. Od razu możecie sobie wyobrazić, w którą stronę klimatem podąża DLC. Przedstawiony Dziki Zachód okraszony jest jednak lekkim twistem. Pustynny i kamienny krajobraz planety, przecinają zabudowania nawiązujące do klimatów azjatyckich. Taki Dziki Wschód (hehe). Podobny styl prezentowała planeta Athenas (już w podstawce) i obie lokacje bardzo przypadły mi do gustu. Od strony samej historii i jej elementów, to analogicznie do pozostałych dodatków, jest całkiem dobrze. Bounty of Blood zaczyna się od małego zwrotu akcji, związanego z głównym antagonistą DLC, a następnie miesza śmieszne questy poboczne z ciekawą historią w głównym wątku. Znalazło się też kilka ciekawych postaci pobocznych i ich historii. Cóż więcej można chcieć od dodatku Borderlands 3? Bardzo fajnym patentem jest obecność narratora w grze, który świetnie buduje klimat, zabawnie wchodzi w interakcje z wydarzeniami na ekranie i komentuje nasze dokonania. Nowe spluwy, legendy, pojazd i z dwie nowe mechaniki w rozgrywce. Po dotarciu do napisów końcowych byliśmy (wspólnie ze szwagrem) bardzo zadowoleni dodatkiem i z wypiekami czekamy na ostatni zastrzyk zawartości Season Passa.





Na zakończenie przepustki sezonowej Gearbox zarezerwowało sobie najbardziej zakręcony pomysł na dodatek: podróż do umysłu/świadomości psychola (czyli popaprańców w maskach z Pandory), a dokładniej Kriega. Dla tych z was, którym to imię nic nie mówi, śpieszę z wyjaśnieniem: Krieg to dodatkowy vault hunter w Borderlands 2, który był dodany do gry jako DLC. A zatem jest to kolejna postać powracająca do serii, po Gaige w dodatku ślubnym, o którym pisałem wyżej – uderzanie w nostalgię i powroty w uniwersum zawsze mile widziane. Szczególnie w tak zakręconej formie. Otóż Tanis wpadła na pomysł zbadania umysłu Kriega, a dokładniej chce się dowiedzieć, co powoduje, że człowiek staje się borderlandsowym psycholem, i prosi nas o pomoc. Oczywiście się zgadzamy i kierujemy Sanctuary na planetę o nazwie Umysł Kriega – jeśli uważacie to za absurdalny pomysł, to macie rację i cały dodatek taki jest. Na miejscu w pierwszej kolejności wita nas sielankowa sceneria rodem z odcinka Kucyków Pony, pełna tęcz i muzyki w stylu 8 bitów. Sceneria szybko znika i spotykamy dwie wersje Kriega. Niebieska (rozważną i spokojną) i czerwona (popapraną i szaloną). Okazuje się, że to, co widzieliśmy jako Krieg jest wypadkową obu tych jaźni. Niebieska wersja Kriega prosi nas o pomoc ucieczki z umysłu swojego prawdziwego ja, albowiem ma dość życia w szaleństwie. Nie jest to natomiast tak proste. Konieczne będzie starcie się z traumami i lękami jego świadomości. Tak mniej więcej jawi się cel dodatku, a przynajmniej jego początkowe założenia.
Bez ogródek powiem, że to moje ulubione rozszerzenie do Borderlands 3. Po pierwsze, jest najbardziej zakręcony i ma najciekawszy pomysł na siebie w przepustce sezonowej. Jednocześnie, jak zwykle jest wypełniony masą humoru. Poczynając od dyskusji obu podświadomości, gdzie np. szalona część rzuca zdaniem: „Flaki wyrwać, przeładować o ścianę rozjebać krwista plama”, na co spokojna część odpowiada: „Huh, faktycznie, nie przypominam sobie, aby te drzwi były zamknięte” albo „Masz rację”. Umierałem ze śmiechu. Jednym z bossów jest np. pociąg – w kontekście fabuły dodatku naprawdę ma on sens, musicie mi uwierzyć. Podoba mi się również to, że dodatek nie jest specjalnie rozciągnięty. Zadania poboczne ogarnia się błyskawicznie, w tej samej lokacji, w której się je rozpoczęło. Samych side questów również nie ma za wiele, co jest kolejnym plusem. Walki z bossami są ciekawe, z wyjątkiem ostatniego, który jest łyżką dziegciu w świetnym DLC. Mimo że wątek nie zapowiadał się na nic głębokiego, i tak nie brakuje tutaj poważnej atmosfery. Dane nam jest również spotkać Maye, co po głów… ups, prawie zrobiłem spoiler.

Podsumowując Season Pass do Borderlands 3, to jestem ukontentowany zawartością, jaką Gearbox przygotowało pod każdy z dodatków. Uważam, że warty był on każdej złotówki swojej ceny i spokojnie, zastanawiając się nad zakupem, polecam szukać wersji ze wszystkimi dodatkami DLC. Podobnie, jak samo Borderlands 3, tak i dodatki są (w pewnym sensie) ukłonem w stronę przeszłości. Nie chodzi mi wyłącznie o elementy nostalgii do postaci i świata Borderlands, ale o formę rozrywki, jaką prezentują. Tak jak i podstawka w swoich założeniach nie zmieniła się mimo zmiany generacji gier, tak i rozszerzenia są, jak rodem z czasów PS3. To w stu procentach fabularne rozszerzenia, które przechodzi się z wypiekami raz i czeka na kolejne. Z ciekawym wątkiem, humorem, postaciami (nowymi i wracającymi) i muzyką, albowiem to również duży plusik każdego rozszerzenia. Szkoda, że kolejna przepustka będzie koncentrować się wyłącznie na dodatkowych trybach i sposobach zabawy, a przynajmniej na chwilę obecną, tak to wygląda. To już mnie tak bardzo nie kręci. Pozostaje czekać zatem na czwartą odsłonę serii. Obyśmy nie czekali na nią tak długo, jak na trójkę i OBY Borderlandsy nigdy nie dorosły.
Podobał ci się materiał?!
…aby wesprzeć RaczejKonsolowo w misji szerzenia pasji do gier poprzez niezależny content, w 100% bez bullshitu i na maksa gamingowy!


Dodaj komentarz