Wróciliśmy z żoną do oglądania anime, więc sięgnąłem po przypominajkę wydarzeń…a tu psikus!
Zwykle tak bywa, że po kilku miesiącach przerwy, wpadamy z żoną na pomysł, aby wrócić do oglądania One Piece – jednego z najlepszych anime na świecie, które ma już dziewięćset odcinków, a jego twórca wciąż mówi o nich jako „pierwsza seria”. Może nikt Eiichirō Odzie nie powiedział, że już wystarczy odcinków, jak na jedną serię? Pewnie się nie dowiemy. Natomiast ja, w celu przypomnienia sobie historii i smaczków, sięgnąłem drugi raz po musou w świecie One Piece. Ku mojemu zaskoczeniu, druga część One Piece Pirate Warriors, nie jest najlepszym miejscem na tego rodzaju cel. Zmartwiony jednak nie byłem, bo w zamian tytuł daje bardzo dużo.

Zanim jednak o tym, co się zmieniło, to warto przypomnieć czym seria Pirate Warriors, ogólnie jest. Produkcje Omega Force to – zgodnie z rutyną studia – przedstawiciel gatunku musou, a zatem gier, w których biegamy po lokacjach, tłukąc pokaźne ilości przeciwników i realizując różne cele czy misje. Szczególnie element napierniczania się z hordami przeciwników brzmią bardzo znajomo fanom anime One Piece, w uniwersum którego rozgrywa się gra. Luffy i przyjaciele bardzo często natrafiają na całe armie marynarki czy wrogich pirackich band, co kończy się wielkimi bitwami z tysiącami oponentów – dokładnie tego doświadczycie w One Piece: Pirate Warriors 2. Gatunek oczywiście trzeba lubić. Dla urozmaicenia rozgrywki, opartej głównie na nabijaniu w tysiące licznika nokautów, twórcy dorzucili cele do każdej wyprawy. Raz będzie to przejmowanie terytorium, a innym razem ochrona jednego z naszych kompanów na mapie. Nie są one może specjalnie wymyślne, nawet wcale, ale robią robotę, niejednokrotnie zmuszając mnie do kalkulacji kolejnych kroków i omijaniu mniejszych grup przeciwników, aby jak najszybciej dostać się do np. będącego w opałach przyjaciela. Po ukończeniu poziomu, gra ocenia nasze dokonania względem trzech kryteriów i wlepia ocenę, od której zależą nagrody w postaci monet pirackich, które wracają w kontynuacji. Monety służą jako perki, które przypinamy do wybranego bohatera, zwiększając jego statystyki bitewne.
Musou nie jest tematem dla każdego, i dlatego zresztą Omega Force podpina swoje gry pod znane marki, aby wkupić się w grupy pochłaniające wszystko, co nosi miano ich ulubionego uniwersum. Taką osobą jestem również i ja. Niespecjalnie ciągnęły mnie do siebie marki Dynasty Warriors czy Sengoku Basara, pomimo szacunku do osiągnięć marek, które sprzedają się nieźle i mają oddanych fanów. Natomiast w One Piece w wersji musou gram chętnie i z uśmiechem relaksuje się przy wartkiej, efektownej i przesiąkniętej klimatem uwielbianego anime, rozgrywce. W trakcie jej możemy wybierać z bogatego wachlarza bohaterów świata Eiichirō Ody, od całej załogi Słomkowych po największe nazwiska Marynarki czy członków załogi Białobrodego – Marco rządzi ponad wszystkimi, to tak na marginesie. Postacie mocno się od siebie różnią, choć można by wyłuskać z nich kilka typów, jak szybki, do walki w zwarciu, do starć z pojedynczymi celami, itd. Tutaj również dochodzimy do pierwszej zmiany w rozgrywce, względem pierwszej części: wsparciu członków załogi. Otóż na każdą z misji możemy zabrać ze sobą towarzysza, którego następnie możemy przywołać na pole walki, zmieniając grywalną w danym momencie postać. Zamiana miejsc ma limit czasowy, a same przejścia wzbogacone są specjalnymi atakami, więc przełączanie się pomiędzy postacią główną a wspierającą, jest nie tylko przydatne, a konieczne. Wybór bohaterów jest naprawdę spory i – info dla oglądających anime – sięga wizyty Słomkowych na Punk Hazard, więc szesnastego sezonu (jeśli internet mnie nie okłamuje). Fajnie było sprawdzić tak wielu bohaterów i odnajdywać w ich repertuarze techniki oraz ataki, które w animacji pojawiły się raz lub dwa, a czasem w akcji nie widzieliśmy ich nigdy.

Do eksperymentowania z odblokowanymi postaciami zachęca sama gra, rekomendując nam konkretnego bohatera przed misją – wysoka nota za ukończenie nim poziomu, zapewnia odblokowanie specjalnej monety. W jedynce również mieliśmy możliwość wyboru bohatera, ale ponieważ historia gry była wierna serii anime, nie miałem specjalnie ochoty na odejścia od „prawdy” – Pirate Warriors 2 rozwiązało mój problem oryginalną historią, nie mającą praktycznie nic związanego z kanonem anime. Dało, to dużo swobody twórcom i choć zupełnie nie pokrywało się z moimi oczekiwaniami, to finalnie jest bardziej niż zachwycony z takiego obrotu spraw. Kampania rozpoczyna się od powrotu piratów Słomkowego Kapelusza z krainy niebios oraz przybycia na Punk Hazard. Tutaj załoga Luffiego natrafia na specjalne przedmioty, tzw. dials, a właściwie na ich dwa rodzaje: dial kontroli (jeden) oraz diale opętania – nie trudno dojść do czego służą jedne i drugie. Większość załogi zostaje poddana działaniom gazów dialów opętania, a jedynymi pozostałymi przy swoich zmysłach są Luffy i Nami. Udaje im się uciec, połączyć siły z kapitanem marynarki, Smokerem, i ruszyć w przygodę, której celami są (z początku) odnalezienie przyjaciół oraz rozwiązanie zagadki tajemniczych muszli.
Zabieg ten sprytnie otwiera przed developerami z Omega Force wiele możliwości uatrakcyjnienia trybu kampanii. Osobiście mimo tego, że podobało mi się podążanie za historią, znaną z anime, w jedynce, to nie czułem motywacji do zmiany bohaterów z Luffiego, albowiem przecież większość ark One Piece, należy do niego jako głównego bohatera. Pirate Warriors 2 dzięki oryginalnej historii, po pierwsze, nadaje sens rozpoczynania gry z Luffim, Nami i Smokerem oraz budowaniem załogi wraz z postępem w fabule i odszukiwaniem zagonionych przyjaciół. Od strony samej kampanii, to zabawę podzielono na misje fabularne oraz tzw. crew missions. Te drugie odblokowują się po rekrutacji kogoś do załogi, więc to dodatkowe misje poboczne, za których ukończenie otrzymujemy możliwość wybrania danej postaci jako wsparcia na misjach fabularnych. O ile fabularnych jest około dwudziestu, tak dodatkowych misji jest znacznie więcej – aczkolwiek to zabawa dla osób chcących wycisnąć ostatnie soki z produkcji. Tło fabularne dla nich jest niekiedy przesadnie naciągane i proste, ale przynajmniej jest. W trakcie ogrywania fabuły, do załogi wraca Chopper, którego misja poboczna polega na tym, że czuje się winny za rzeczy, które robił pod wpływem diala opętania i prosi, abyśmy się z nim zmierzyli, żeby mógł wrócić do dawnego siebie – reszta postaci jest na podobnym poziomie. Mimo to, bardzo podobała mi się oryginalna historia oraz jak dużo misji pobocznych przygotowali twórcy. Lubię, jak mi się rzeczy w grze wiążą ze sobą, choć najcieńszą z nici, ale wiążą. Czułem się również podekscytowany kolejnymi wydarzeniami w fabule (jako fan anime), a także z poznawania rozgrywki kolejnych bohaterów.

I choć do tej pory Pirate Warriors 2 pewnie jawi się wam jako wyborny sequel, to idealnym nie jest. Otóż system monet, choć wygląda na rozbudowany, nie do końca wiadomo, jak funkcjonuje w szczegółach. Także warunki zdobycia monet specjalnych na poziomach są niezbyt jasne. Równie zawiły jest nowy system pirackiego bingo, gdzie odblokowane monety układamy na planszy, a jeśli ułożymy linie składające się z trzech punków, to odblokujemy umiejętność pasywną – fajnie wygląda wizualnie po misji, ale za cholerę nie zrozumiałem, co dokładnie mam ronić, aby te odpowiednie monety znaleźć. Kolejna sprawa łączy się z uwolnieniem rozgrywki z łańcuchów serii anime, co ma swoje plusy, ale również i problemy. Otóż względem jedynki utraciliśmy w kontynuacji możliwość poruszania się po mapie jako QTE, więc coś co sprawiała fun w pierwszym Pirate Warriors, a także zniknęły rozbudowane walki z bossami – kilka etapów, cutscenki itd. Wszystko to przez możliwość, a nawet i namawianie nas, abyśmy ogrywali misje fabularne kimś innym niż Luffy. A przynajmniej taki widzę powód braku tych mechanik, które miała poprzednia część. Gra również wygląda jak Pirate Warriors, co nie dziwi, biorąc pod uwagę jak niewiele czasu minęło pomiędzy odsłonami, ale recycling modeli i animacji jest nade widoczny. Tytuł również lubi sonie chrupnąć animacją, gdy tylko na ekranie zacznie się dziać bardzo dużo, co zdarza się częściej aniżeli rzadziej. Nie ma tragedii. Gra nie przestaje być grywalna, ale spadki są widoczne.
Pomimo braków i pewnych niedokończeń, to Pirate Warriors 2 uważam za udany sequel. Dużym plusem jest, bez dwóch zdań, oryginalna fabuła i roster grywalnych bohaterów, aczkolwiek kontynuacja wprowadza jeszcze kilka istotnych patentów. Od mniejszych, jak możliwość zapisania stanu gry w trakcie trwania misji, bardzo przydatnemu podnoszeniu poziomu doświadczenia bohatera za kasę przed misją, aż po funkcje online i kanapowego split-screen. Z uwagi na wiek tytułu nie mogłem intensywnie sprawdzić zabawy z innymi online (raz odpowiedziałem na kogoś wołanie o pomoc, szok), a split-screen jedynie odpaliłem dla testu (działa, nawet nieźle), to mimo wszystko fajnie, że takie nowości dobrze rokują na przyszłe odsłony, które już zamierzam ogrywać na kolejnej generacji konsol.
PLUSY
➕ dużo grywalnych postaci z anime
➕ oryginalna historia zrywająca z ograniczeniami anime
➕ masa zawartości do odblokowania dla fanów
➕ tryb online i podzielonego ekranu
➕ crew system
➕ możliwość zapisu w trakcie misji
MINUSY
➖ praktycznie zerowe znaczenie walk z bossami
➖ system monet do poprawy
➖ odgrzana estetyka
