Z cyklu wolnych przemyśleń: różnorodność i rasizm

Mam nadzieję, że wybaczycie mi nieco niegamingowy tekst, jednak musiałem wyrzucić z siebie kilka rzeczy.

2020 nie jest łatwym rokiem. Najpierw wszystkich nas, na całym świecie, dotknęła pandemia COVID-19. Następnie, aby gdy wirus wciąż grasuje, wzniecić ogień nienawiści i rasizmu. I choć najwięcej problemu powoduje to dla USA, problem dotyczy nie tylko Stanów – co też, pomimo odległości od epicentrum, zmotywowało mnie do pisania. Po ostatnich wydarzeniach słuchałem wielu osób i audycji, i chciałem podzielić się kilkoma spostrzeżeniami, których nie mogłem już trzymać w sobie. Wiem, że na RaczejKonsolowo piszę o grach, a ten wpis na takowy się nie zanosi, to jednak wykorzystam swoja platformę do uzewnętrznienia się. Zaczynając pisać jestem niemalże pewien, że nie dojdę tutaj do błyskotliwej konkluzji czy niebywałego odkrycia, zatem jeśli na takowe liczycie – nie tym razem. Wybaczcie i liczę, że zrozumiecie. Czytacie na własną odpowiedzialność, więc nie odpowiadam za stracony czas 😀

Pierwszym bodźcem, który zmotywował mnie do napisania czegoś o sytuacji/stanie naszego społeczeństwa po tragicznej śmierci George’a Floyda z rąk funkcjonariuszy policji miasta Minneapolis, były rozmowy podczas codziennego programu informacyjnego: Kinda Funny Games Daily. Każdy odcinek prowadzony jest przez dwójkę prowadzących z ekipy KF. W tygodniu solidarności i wsparcia dla ruchy #BLM, codziennie zapraszano inną, czarnoskórą osobę, znaną z działalności gamingowej w sieci – rolę prowadzącego natomiast, przez cały tydzień, pełnił Blessing Adeoye Jr., który również jest osobą czarnoskórą. Tym samym przez odcinki przewinęli się m.in. Xavier Woods z podcastu UpUpDownDown czy Kahlief Adams z kanału SpawnOnMe. Program oczywiście głównie dotyczył newsów ze świata gier, jednak na początku każdego, prowadzący odnosili się i szczerze rozmawiał o odczuciach gościa względem sytuacji na ulicach. Uderzyło we mnie zwierzenie się Xaviera Woodsa, który opowiedział, że niedługo będzie miał do przeprowadzenia ze swoim dzieckiem rozmowę, którą i jego rodzice z nim musieli przeprowadzić, i nie chodzi tutaj o „pszczółki zapylające kwiatki”, a rozmowę na temat przygotowania na bycie traktowanym inaczej. Dlaczego będzie częściej od swoich kolegów ze szkoły, pytany o dowód osobisty. Dlaczego pan policjant będzie do niego zwracał się ‚boy’, niezależnie ile by miał lat. Dlaczego musi być przygotowany na inne zachowanie pracowników sklepów, gdy w kolejce przyjdzie na niego kolej.

Idąc „za ciosem”, obejrzałem sobie odcinek specjalny, poświęcony #BLM, podcastu SpawnOnMe: A Lesson in Blackness. Poza masą smutnych realiów rasizmu w Stanach Zjednoczonych, trafiło mnie kolejne nadmienienie o konieczności prowadzenia rozmowy ze swoimi dziećmi na temat ich sytuacji i tego, jak mają się zachowywać w kontakcie z policją, co będzie się działo w szkole itd. Szokującym było, że każdy z nich w swoim życiu posiadał moment, w wyniku którego życie straciła jakaś (niekoniecznie bliska) osoba czarnoskóra – przeważnie w wyniku interwencji policji czy innych służb porządkowych. Oczywiście, że mógłby to być zbieg okoliczności, a nawet sześcioosobowy podcast, to mizerna próbka, ale mimo wszystko informacja mnie postawiła do pionu.

Wisienkę na torcie dodał mój ulubiony podcast agile’owy (związany z pracą) Meta Cast, prowadzony przez Boba Galena i Josha Andersona. Ostatni odcinek panowie poświęcili również #BlackLivesMatter. Josh opowiedział o swoich białych znajomych, którzy adoptowali czarnoskóre dzieci i teraz do nich zaczęło docierać, że muszą ze swoimi dziećmi porozmawiać i przygotować je na pewne rzeczy, które są dla nich zupełnie obce. Ponieważ kiedy przytrafi się pewna sytuacja, pewien moment, rasa ich rodziców nie będzie miała żadnego znaczenia. Wtedy też pomyślałem sobie, że nie ma możliwości, abym był w stanie pojąć, jak ci ludzie się czują, jako biały, heteroseksualny katolik w Polsce, gdzie jedynym moją stycznością z rasizmem był wandalizm osiedlowego baru z kebabem bo był prowadzony przez Turka. Chyba był to Kahlief, który tylko rzucił w rozmowie przykładem rozterek, jakie codziennie mu się przytrafiają: „….wyjść ze śmieciami po zmroku, i czy jeśli tak, to nie lepiej ubrać czegoś jasnego” – wyjaśniam, że nie chodzi o ryzyko bycia napadniętym, a zastrzelonym przez funkcjonariuszy, którzy uznają go za włamywacza. Choć urodziłem, wychowałem i żyję w Bytomiu, to to zupełnie inny poziom niepokoju.

To mi też przypomniało jeden z odcinków starego podcastu RaczejKonsolowo, gdzie wspólnie z ToyBlackHat rozmawialiśmy o The Division i homoseksualnej postaci, która pojawia się w pierwszych chwilach produkcji Ubisoftu. Debatowaliśmy nad tym, czy to, w jaki sposób osoba ta została wprowadzona, jak zaznaczono jej orientację, było odpowiednie lub nie. Przyznam: nie jestem zbyt dumny z siebie, jeśli chodzi o moje stanowisko w rozmowie. W pierwszej kolejności, nawiązując do poprzedniego akapitu: jak mogę dobrze ocenić, czy pani doktor, zwierzająca się z posiadania żony, była przedstawiona w odpowiedni sposób? Czym jest to ‚odpowiednie’, w tym kontekście? Nie jestem w stanie. Co najwyżej mógłbym to zestawić z stereotypami, które gdzieś tam krążą po mojej głowie, jednak śmiem twierdzić, że to byłoby jeszcze gorsze. Po drugie, może właśnie takie wprowadzenie, bez rozdmuchiwania homoseksualności postaci do skali specjalnego wątku fabularnego, jest właśnie…normalne. W moim życiu poznałem jedną osobę o odmiennej orientacji seksualnej ode mnie i nie przypominam sobie, abym zachowywał się wobec niej jakkolwiek inaczej – a przynajmniej taką mam nadzieję. Natomiast, mam szczerą nadzieję, że gdy ktoś z moich bliskich przyjaciół czy znajomych, zdecyduje się na odwagę powiedzieć mi o swojej orientacji, również podejdę do tego w 100% normalnie. Bo skoro to jest normalne, więc dlaczego w grze trzeba z tego robić coś niezwykłego? Moim zdaniem nie jest to konieczne. Może powinna to być właśnie zupełnie błaha linia dialogowa. Bez trąb czy fajerwerków. We wspomnianym odcinku płytko doszliśmy do wniosku, że wprowadzenie homoseksulanej pani doktor było na siłe, bo nie pociągnęło za sobą czegoś więcej niż zdanie rzucone w rozmowie. A po co coś więcej?

Kolejnym podcastem, który dał mi do myślenia w temacie, był specjalny odcinek Sacred Symbols+, prowadzony przez Colina Moriarty. Do rozmowy zaprosił czarnoskórą jutuberkę Mama Micah, aby porozmawiać o wszystkim, co obecnie się dzieje w Stanach. Poza kolejnym nadmienieniem istnienia rozmowy z rodzicami, o której pisałem wyżej, pojawiło się w nim kilka innych ciekawych kwestii. Zainteresował mnie bardzo temat otoczenia, z którego pochodzimy, jego zamożności, i wpływu, jaki ma to na m.in. obecność czarnoskórych w IT (Mama Micah pracuje w branży). Zastanawiając się nad tym bardziej, to nie kojarzę, abym czytał lub oglądał prelekcję prowadzoną przez osobę czarnoskórą, w obszarze moich zainteresowań zawodowych – takie rzeczy dochodzą do nas dopiero, gdy ktoś nam je uzmysłowi. Naturalnym (w mojej ocenie) jest przecież, że osobą z mniej zamożnego otoczenia, trudniej jest pozyskać wiedzę, umiejętności i wystartować z karierą w branży tworzenia oprogramowania. Nie jest to niemożliwe, aczkolwiek trudniejsze. Czy ze względu na dostęp do wiedzy (nie wszystko to sieć), community czy narzędzi rozwoju – szczególnie w aglomeracji śląskiej, gdzie nie kopniesz to meetup czy konferencja. I to jest dla mnie zrozumiałe, że chociażby dla dzieci i młodzieży (tego rodzaju akcje powinny być stricte kierowane w start ludzi, nie późniejsze etapy życia) z regionów wiejskich czy biednych, powinno się dać możliwości, które mają inne regiony. Nie ulgi, a dostępność narzędzi, które wciąż wymagają wkładu i zaangażowania. Wędki, nie ryby. Podcast również przypomniał mi absurd prasy, mediów i influencerów sieciowych, którzy, jak to powiedziała Mama Micah: „…są oburzeni ZA mnie, choć ja wcale nie jestem”. Wszyscy pamiętamy „legendarne” artykuły zarzucające trzeciemu Wiedźminowi czy Kingdom Come: Deliverance, rasizm, albowiem w grach nie było innych ras poza białą.

Okoliczności za oceanem, spowodowały również, że zacząłem się zastanawiać nad kwestią postrzegania inicjatyw, które zawężają grono swoich odbiorców na mniejszości rasowe, czy np. kobiety. Będąc zupełnie szczerym: konkursy czy meetup’y akceptuje zupełnie, jednak w poważniejszych obszarach to zawsze patrzyłem na takie rzeczy nieco krzywym spojrzeniem i mimo starań, nie wyprostowałem wzroku zupełnie. Uważam za błąd, gdy organizacja zawężą grono poszukiwanych pracowników do np. kobiet, aby wyrównać balans pomiędzy płciami w firmie. Podobny przykład kojarzę z nagłówków o rządzie jakiegoś kraju, który publicznie ogłosił, że będzie szukać osób płci żeńskiej dla tego samego celu. Zawsze w takich momentach uważałem, że to kompetencje i tylko kompetencje powinny być kryterium zatrudnienia, a nie płeć, rasa czy orientacja seksualna. Fajnie na ten temat wypowiedział się TechLead, w kilku filmach na swoim kanale, m.in. sygnowanych hashtagiem #BlackLivesMatter. Do dziś też pamiętam, że jedną z dziwniejszych rzeczy w gamedevie i jednocześnie związanej z kolorem skóry developerów, była specjalna konferencja, wyłącznie skierowana dla nie-białych twórców. Czy to nie jest rasistowskie? W moim odczuciu, tak. To odwrotny rasizm, skierowany w teoretycznie uprzywilejowaną grupę, jednak wciąż…to rasizm.

Tutaj znów zacząłem się zastanawiać, albowiem może moje postrzeganie świata jest problemem, ponieważ z mojej perspektywy – nie ma rasizmu…dobra, zanim mnie wyśmiejecie, to szybko wyjaśniam: wiem, że istnieje, jednak postrzegałem go raczej jako jednostki mające nasrane w głowie, aniżeli właściwość otaczającego nasz systemu. I nie chodzi mi tutaj o to, że sam go nie doświadczyłem, tylko abstrakcją jest dla mnie sytuacja, w której mógłbym kogoś np. jako lider nie chcieć w zespole, nie zagrać w grę, odmówić szkolenia itd., ze względu na kolor skóry, płeć czy religię. Nie mieści mi się, to w głowie. Poniekąd to samo dotyczy dyskusji na temat dyskryminacji i niższych płac kobiet. Miałem w swoim życiu więcej przełożonych płci żeńskiej, aniżeli mężczyzn i nie pojmuje, jak może istnieć system, w którym dwie osoby, wykonujące te same obowiązki, z tym samymi rezultatami, mogą otrzymywać inne wynagrodzenia, TYLKO i wyłącznie ze względu na rodzaj noszonej bielizny. Absurd. No ale, może świat działa jednak inaczej i potrzebne jest szczególne traktowanie jednych, bardziej niż innych, tylko czy wtedy to nie generujemy nowych problemów?

Podsumowując moje chaotyczne i mało konkretne myśli, które wylałem z siebie w tym tekście, to nadmienię kilka spraw, a jednej jestem absolutnie pewien: rasizm to gówno. Kropka. Ludzi powinniśmy oceniać kompetencjach, czynach i charakterze. Nie można walczyć z rasizmem, innym rasizmem. Sam będę się starał być lepszym w rozmowie o inkluzywności i starać się spojrzeć na temat z kilku kierunków. Dobrze jest wysłuchać również wielu perspektyw, a koniecznie tych, wokół których roztacza się dyskusja. To istotne w świecie algorytmów YT i Twittera, które z założenia posuwają nas wyłącznie w jednym kierunku. Pozwolić im również mówić za siebie.

Pamiętajcie, że wszyscy jesteśmy ludźmi i mamy jednakowe prawa, niezależne od koloru skóry, włosów, oczu, czy z kim idziemy do łóżka. Bądźcie lepsi dla siebie wzajemnie. Wiem, że dla wielu wracających na RaczejKonsolowo nie muszę tego mówić. Natomiast, wszystkim, które takie poglądy przeszkadzają…cóż…na pewno znajdziecie w sieci miejsce dla siebie. Uważajcie na siebie. Noście maseczki.

Możliwość komentowania jest wyłączona.