Mój Gamescom 2018

Kilka zdań o pierwszym Gamescomie, na jaki się wybrałem – czego się spodziewać po targach gier w Kolonii, czego nie robić i o czym pamiętać wybierając się.

Gamescom i E3 od zarania dziejów były dwiema imprezami, na których chciałem być. W tym roku, zupełnie niespodziewanie, udało mi się ogarnąć wyjazd na jedną z nich i 25-ego Sierpnia znalazłem się przed wejściem do Koelnmesse w Kolonii. Postanowiłem nieco streścić ten krótki wypad na „największe targi gier w Europie” i udzielić zainteresowanym imprezą kilka cennych rad, które osobiście na pewno wezmę pod uwagę jadąc na Gamescom za rok – albowiem po edycji 2018 mam taki zamiar.

     

Skala imprezy

Najłatwiejszym – poza sprawdzeniem powierzchni miejscówki na Wikipedii – sposobem opisania skali Gamescomu będzie chyba porównanie go do polskiego Warsaw Games Week, które (niestety) nie odbyło się w tym roku, ale jeśli byliście na edycji 2017, to targi w Kolonii są imprezą – spokojnie – kilkukrotnie większą od tej w Warszawie. Gdzie polski event odbywał się w jednej, dużej hali, tak Gamescom to 4 podobnej wielkości hale, połączone korytarzami i wolnymi przestrzeniami, w których można było skorzystać z dobroci różnych food-trucków – na marginesie: standard smakowy, a ceny w EURO, więc: auć!. Dorzućmy do tego gigantyczną strefę z merchem o tematyce anime, gier, komiksów i filmów, który można spokojnie porównać do tego, co można było zobaczyć na Pyrkonie, a przesadą nie będzie stwierdzenie, że: Gamescom to DUŻE wydarzenie. Jadąc pociągiem przez Kolonię podsłuchałem bardzo wiele osób rozmawiających o targach, o których nie powiedziałbym, aby wpisywali się w jakąkolwiek grupę graczy. Nawet brudnych mobilniaków. Jadąc później już samochodem przez miasto wszędzie rozlepione były plakaty nowych odsłon Assassin’s Creed, Fallouta, Call of Duty oraz innych nadchodzących nowości. Czuje się tym samym imprezę w całej okolicy. W kwestii odwiedzających, to nie powiedziałbym, aby liczba osób mnie przytłoczyła. Na dni przed wylotem czytałem wiele niepochlebnych opinii o Gamescomie, skupiających się głównie na byciu zbyt nabitym ludźmi – żalili się m.in. Rami Ismail, Mike Bithell, a nawet Mark Brown. Widziałem również filmiki z mrożących krew w żyłach scen przed wejściem na imprezę, jednak sam ich nie doświadczyłem, a – warto dodać – byłem na miejscu w Sobotę, weekend, czwarty i ostatni dzień eventu. Nie zrozumcie mnie źle, albowiem było „w pizdu” ludzi. Hale cały czas były wypchane, kolejki do grania w największe hity rozciągały się ku kilkugodzinnym czasom oczekiwania, ale nie odczułem, aby miejscówka i organizatorzy nie ogarniali liczby odwiedzających. Chociażby od tak prozaicznych rzeczy jak toalety (tak, mimo akcji z kupą) i kolejki do jedzenia, nie stanowiły żadnego problemu – z czym np. na takim WGW nie było tak różowo.

Kolejki do gierek

Na Gamescom jechałem bez jakiegokolwiek zainteresowania prezentacjami gier, czy możliwością sprawdzenia demówek nadchodzących produkcji. Natomiast pierwszą rzeczą, jaką zauważyłem po kroczących w stronę hali Koelnmesse ludzi było: naprawdę wiele osób dokładnie po to tam jedzie. Mało tego. Większość stojących w kolejkach było przygotowanych na czekanie – rybackie krzesełka i Nintendo Switch w komplecie. Patrząc po tabliczkach informujących o czasie oczekiwania na swoją kolej, np. z takim Battlefield V (PS4) lub Sekiro: Shadows Die Twice (PS4), to ludziom zupełnie nie przeszkadzały powiadomienia o dwóch, czy nawet trzech godzinach stania. Wyobrażacie sobie?! Pół dnia spędzić w kolejce, aby przez 30 minut (czasem mniej) sobie pograć. I jeszcze tak, jeśli przyczyną takowego spędzenia czasu na Gamescom jest wspomniana produkcja From Software, która swoją premierę ma w pierwszym kwartale 2019 – okej, szanuje…trochę bardziej. Jednak wytłumaczcie mi myślenie stojące za spędzaniem kilku godzin w kolejce za tytułami, które swoją premierę mają nie dalej niż 2 tygodnie od imprezy? A ludzie stali za Life is Strange: Before the Storm (PS4), Destiny 2: Forsaken (PS4), FIFA19 (PS4), Spider-Man (PS4), czy Dragon Quest XI (PS4). Szczytem była kolejka do grania w Fortnite (PS4). Serio! Darmowa gra F2P, którą można odpalić na telefonie. Nie ogarniałem. Na szczęście interesujący mnie tytuł, czyli Ace Combat 7: Skies Unknown (PS4), cieszył się umiarkowanym zainteresowaniem, podobnie zresztą jak inne, „niszowe” IP. Z tego również powodu udało mi się sprawdzić Fist of the North Star: Lost Paradise (PS4) – aczkolwiek nie wspominam tego zbyt dobrze, więc po szczegóły zapraszam do podcastu. Luzy również były widoczne w strefie indyków. Myślę, że jedynym wyjaśnieniem jest chęć zrobienia sobie fotki na insta, pochwalenia się na fejsbuniu/twiterku sprawdzeniem tego, czy tamtego tytułu zanim trafi na półki sklepowe. Właściwie każdy ma swój Gamescom, ale moim zdaniem nieco to śmieszne.

     

Dzień wystarczy

Moim celem nadrzędnym na Gamescom było natomiast przeżycie atmosfery imprezy, sygnowanej mianem ‚Największym wydarzeniem dla graczy w Europie’, na własnej skórze i tutaj się nie zawiodłem. Wystawili się praktycznie wszyscy wydawcy jakich jestem w stanie wymienić, nawet Ci niszowi, serwujący chińskie bajki na Steamie lub stawiający dopiero pierwsze kroki w branży. W pierwszej hali rządził Epic, który w tematyce Fortinite (PS4) przygotował atrakcje w postaci zjazdu na linie pomiędzy dwoma kładkami. Zajęli ogromny teren, mieli scenę, na której jakiś (chyba)influencer-jutuber coś krzyczał do mikrofonu, a ludzie podnosili ręce w pisku…pewnie rozdawali kody na majtki w grze Epic. Przy okazji nadmienię, że takich „atrakcji”, jak scena i krzyczący tłum, było więcej, jednak specjalnie sobie nie przeszkadzały ze względu na dobrze rozplanowane odległości od siebie. W pierwszej hali również swoje miejsce miało THQ Nordic, ostro promujące Darksiders 3 (PS4) i Biomutant (PS4). Mocno również promował się Xbox, który miał bardzo dużo stanowisk do grania, scenę, replikę pokładu samolotu z Playerunknown’s Battlegrunds (X1) i stojącego obok McLarena (reklama Forza Hirozon 4 (X1)). Na stanowiskach zielonych m.in. było można sprawdzić Kingdom Hearts 3 (PS4) i Resident Evil 2 (PS4) – oczywiście odstając swoje w kolejce. W kolejnych halach swoje ogromne tereny miało Ubisoft, EA, Bandai Namco, Nintendo i Sony, które kolejny raz pokazuje, że nie zamierza specjalnie się wysilać w tej generacji. W porównaniu do innych producentów konsol ich obszar był najmniejszym i skupiał się praktycznie wyłącznie na Spider-Man (PS4) (makieta alejki z NY na plus) oraz PlayStation VR. Na uwagę zasługuje również Blizzard, który nie tylko zajął gigantyczną część hali, to jeszcze postawił największą ze scen imprezy, gdzie w chwili mojego zwiedzania odbywała się prelekcja na temat tworzenia modeli postaci ich gier, a jakiś gość na żywo tworzył orka w 3D. Poza tuzami branży swoje miejscówki mieli i mniejsi wydawcy oraz producenci wszelkiej maści sprzętu dla graczy. Nawet Facebook, Discord i Amazon mieli swoje lokum. Mógłbym tak jeszcze pisać godzinami, a najlepiej zobrazują to pewnie zdjęcia, których kilka wrzucę w tekst, a resztę udostępnię z mojego dysku Google. Wiedzcie natomiast, że jest co oglądać i jeśli rajcują was gry oraz wszystko co z nimi związane ogólnie, to na Gamescomie będziecie mieli wiele okazji do zachwycania się. Gdzieś pod sufitem zawieszony jest Spitfire, obok stoi makieta stadionu piłkarskiego z boiskiem 2na2, gdzieniegdzie przechadzają się costplayerzy, można sobie pstryknąć fotkę z rzeźbą postaci z gry – fajnie jest, ale tak na dzień. Jeśli pojechalibyście z podobnymi celami i oczekiwaniami jak ja, to uważam, że kupowanie biletu na więcej niż dzień będzie wyrzucaniem pieniędzy w błoto. Po jakiś 6 godzinach zwiedzania widzieliśmy z kuzynem praktycznie wszystko i wracaliśmy sobie innymi ścieżkami po halach, aby sprawdzić czy coś nas nie ominęło. Zobaczyliśmy co chcieliśmy, a nawet co nieco sprawdziliśmy grając. W tym roku jeszcze nie było konferencji, ale myślę sobie, że i tak wolałbym je oglądać w TV, więc już całkowicie jestem za tym, aby za rok również jechać na jeden dzień. Te 8-10 godzin otwarcia targów bezproblemowo pozwala pochłonąć atmosferę Gamescomu.

Czego zabrakło?

Kontaktu z developerami. Pewnie większość z was zupełnie nie będzie się tym interesować, ale na miejscu pomyślałem sobie, że zajebiście byłoby spotkać kogoś z Project Aces skoro nowy Ace Combat jest grywalny na targach. Może samego producenta, pana Kono, aby powiedzieć, że wraz z wypuszczeniem Squadron Leader stworzyli najwspanialszą grę mojego życia, jako gracz – tandeta, wiem, ale chrzanie to. Niestety z wielkich twórców nie było kogo złapać, aby pogadać. Osoby przy stanowiskach były przeszkolone do określonych kwestii i tematów, a najczęściej, uruchomienia dema. Była natomiast okazja pogadać z indie developerami, jednak trochę zawaliłem sprawę i do hali z „drobiem” dotarłem na samym końcu zwiedzania (bo też znajdowała się na końcu kompleksu) i powiem szczerze, że nie miałem już sił witalnych na sensowne rozmowy w języku angielskim. Byłą możliwość rozmowy chociażby z twórcą Lost Ember (PS4), ale za każdym razem, gdy już miałem zaczynać gadkę, to tchórzyłem i robiłem „w tył zwrot” – aż kuzyn miał ze mnie polewkę. Identyczna sytuacja przy devach odpowiedzialnych za The Gardens Between (PS4), więc jednak przede mną długa jeszcze droga, jako bloger/podcaster.

     

Do zobaczenia za rok

Mimo to jestem zdeterminowany, aby w 2019 wybrać się ponownie na Gamescom. Bardzo podobało mi się na targach i chętnie w przyszłym roku przeżyłbym jeszcze raz dzień spacerowania, otoczony namacalną formą mojego hobby. Pompa, z jaką prowadzone jest całe wydarzenie imponuje i jeśli ktoś uważa, że bez konferencji gigantów Gamescom umiera, to srogo się myli. Jestem gościem, który uwielbia oglądać E3, słuchać paneli twórców, czy czytać artykuły poświęcone kulisom produkcji gier, więc ogólnie: wszystko co z grami związane mnie jara, więc taka impreza, jak Gamescom, to zdecydowanie coś dla mnie. Następnym razem jednak polecę wcześniej niż w weekend, aby mieć możliwość złapania kogoś z twórców, chociażby mniejszych tytułów i może uniknięcia weekendowych „turystów” – a przynajmniej tak sobie myślę, że w weekend jest więcej „przypadkowych” ludzi w hali. Nawet jeśli miałbym brać w pracy urlop. Ponadto, zrobię odwrotnie i najpierw pójdę do strefy indie pogadać z ludźmi od nadchodzących gierek, a dopiero po tym skieruję się na pozostałe atrakcje, bo skoro granie na stanowiskach mnie nie interesuje, to spokojnie pozwiedzać mogę później.


Podobał ci się materiał?!

Postaw mi kawę na buycoffee.to

…aby wesprzeć RaczejKonsolowo w misji szerzenia pasji do gier poprzez niezależny content, w 100% bez bullshitu i na maksa gamingowy!


Możliwość komentowania jest wyłączona.