Respawn Entertainment wyciąga wnioski: gracze lubią kampanię dla jednego gracza oraz warto wydać swoją grę na konsolach SONY – no jaha!
Wprawdzie nie miałem jeszcze okazji się tym podzielić, jednakże jestem wielkim miłośnikiem mechów. Już od najmłodszych lat, gdy moimi ulubionymi kasetami VHS były filmy Skalor: Planeta Robotów oraz Transformers: The Movie – stałe kopie z wypożyczalni, bo takie czasy były no. Szpule taśm zdarte do granic wytrzymałości skutecznie rozbudziły we mnie pociąg do wielkich robotów. Zapowiedź pierwszej odsłony produkcji studia byłych członków Infinity Ward jako tytułu na wyłączność konsoli Microsoft była sporym ciosem. Jak mawia jednak pewien psychopatyczny kanibal: “Wszystko, co najlepsze jest dla tych, którzy czekają.” i powiem Wam od razu w pierwszym akapicie: warto było czekać.
Titanfall 2 (PS4) doczekał się pełnoprawnej kampanii dla jednego gracza, w której to wcielamy się w rolę aspirującego do miana Pilota, Jacka Coopera. Piloci to elitarne jednostki sił ruchu oporu, którym pozwala się siadać za sterami Tytanów. Walczą oni z siłami IMC, konglomeratu przemysłowego o silnie militarnym charakterze. Gra nie określa nam zbyt jasno i wyraźnie fundamentów konfliktu, a jedynie poprzez słowa naszego mentora, Tai Lastimosa – pilotującego Tytana BT-7274 (w skrócie BT) – wprowadza nas istotę konfliktu, kto jest tym złym, o co walczymy i co musimy zrobić. Tyle wystarczy, aby zostać wprowadzonym w konflikt obu stron, więc zostawmy ten wątek. Podczas pierwszej misji, w której mieliśmy uczestniczyć jako zwykły piechur (tzw. Strzelec), stajemy niemalże przed obliczem śmierci, będąc zaatakowanym przez wrogie mechy. Na ratunek przychodzi nam nasz mentor oraz BT, co (uwaga: spoiler) ma tragiczne skutki dla Pilota. Ostatnim tchem uruchamia proces przekazania kontroli nad BT nam, tworząc nowe połączenie pomiędzy Pilotem, a Tytanem. W ten sposób stajemy się nagle właścicielami mecha, z którym więź stanie się ważnym ogniwem fabularnym produkcji. Zbieg okoliczności sprawił, że momencie ogrywania gry, byłem również w trakcie The Last Guardian (PS4) gdzie również położono nacisk na relację z kompanem podróży – wprawdzie żywym, ale zdecydowanie mniej gadatliwym – i choć zabrzmi to kuriozalnie, zarówno z Trico i BT udało się poprzez wydarzenia w grze zbudować coś na kształt więzi. M.in. przyczyniły się do tego dialogi prowadzone przez Jacka i BT, w których to mamy możliwość wyboru pomiędzy dwoma odpowiedziami. Nie słyszałem, aby diametralnie wpływały one na linią fabularną, ale niezaprzeczalnie mają pozytywny wkład do naszej więzi z wielkim robotem. Fabuła jest zatem jak najbardziej liniowa, i dobrze, bo scenariusz przygotowany przez twórców świetnie się odkrywa i śledzi. Misja jaką BT oraz Jack muszą wykonać po połączeniu wiąże się z bronią zagłady, z pomocą której IMC ma zamiar zetrzeć w pył opierające się im ziemskie kolonie galaktyki – niczym Gwiazda Śmierci w Gwiezdnych Wojnach. Jak można było się spodziewać po studiu założonym z byłych członków Infinity Ward, kampania jest pełna popisowych akcji, widowiskowych skryptów i wartkiej akcji, ale to czym Titanfall 2 (PS4) zaskarbił sobie moje serce to starcia z bossami. Kiedy ostatnio w encyklopedycznym FPS-ie przeżywaliście starcia z bossami, z krwi i kości? Każdy z nich ze swoim charakterem oraz stylem walki w mechu. I choć podobnie do reszty gry, nie stanowią one specjalnie wyszukanego wyzwania, to sprawiają masę radochy.
Ręka byłych twórców m.in. podserii Modern Warfare dla Call of Duty, dosłownie wylatuje z ekranu i bije po pysku – nie da się tego nie zauważyć. Sterowanie i mechanika gry stoją na najwyższym poziomie, a gra śmiga jak dzika świnia. Nie wiem ile to klatek tam jest na sekundę wyświetlanych, ale płynność rozgrywki to szczytowy wyczyn. Strzelanie z wielu przeróżnych, futurystycznych broni brzmi (ten dźwięk!) i odczuwa się znakomicie. Jednak wisienką na torcie jest bez dwóch zdań odrzutowy parkour w wykonaniu naszego bohatera. Każdy z Pilotów otrzymuje specjalny kombinezon, który pozwala przez chwilę biec po powierzchniach pionowych oraz wykonywać podwójny skok. Owa mechanika jest tak solidnie dopracowana, że bez najmniejszych problemów opanujemy ją w pierwszych chwilach z grą. Zdecydowanie nam się to przyda, gdyż twórcy przez całą kampanię stawiają przed nami wyzwania zręcznościowe na zmianę ze starciami z przeciwnikami. Śmiganie po ścianach jest rozkoszne i motywuje do szukania poukrywanych w rozdziałach znajdziek. Każda z nich wymaga on nas nieco pomyślunku, kombinowania ścieżki dotarcia do nagrody i zwinnych palców na padzie, ale chociażby ze względu na przyjemność ze starania się – moim zdaniem – warto ich szukać. Aczkolwiek parkour nie jest jedynym urozmaiceniem tej, przede wszystkim, strzelaniny. W jednym z rozdziałów zabawimy się czasem, przeskakując pomiędzy dwoma wymiarami tych samych lokacji, aby rozwiązywać zagadki. Innym razem za pomocą specjalnego przyrządu będziemy stawiać ścianki chroniące nas przed silnym wiatrem i posuwać się po czymś w rodzaju tuneli aerodynamicznych. Summa summarum kampania dla jednego gracza to solidna porcja konkretnej rozrywki, gdzie od fabuły po mechaniki wszystko błyszczy i cieszy. Poziom zadowolenia z “singla” porównuje do DOOM (PS4), którego kampania doprowadziła mnie do euforii radości i zachwytu, ale Titanfall 2 (PS4) ma jeszcze dodatkowego asa w tym starciu świetnych FPS-ów ostatnich lat – wyborny multiplayer.
Pierwsze wrażenie z trybem sieciowym było nieco oszałamiające dla mnie, choć stan w jakim byłem jest chyba normalny, gdy wskakuje się do zabawy sieciowej tytułu, który już trochę spędził na tym świecie: w pierwszej kolejności zalało mnie tsunami odblokowań. Słowo daję, contentu do odblokowania jest tutaj od cholery. Wszystkie bronie z kampani oraz ich akcesoria, klasy dla naszego avatara, cechy pomocnicze, rodzaje Tytanów oraz tysiące kolorowych modyfikacji dla Pilota, mecha i noszonych spluw. Sytuacji nie poprawiała opcja Sklep, gdzie za prawdziwą gotówkę możemy zakupić praktycznie większość (może wszystkie) modyfikacje (to ważne) wizualne. Drugą sprawą było zagubienie w zupełnie nowym uniwersum online. Z lekką obawą podchodziłem do zabawy w multi, a chciałem naprawdę by Titanfall 2 (PS4) mi się spodobał – po pierwszej godzinie z multi wątpliwości zniknęły. Tryb wielu graczy jest fantastyczny pod każdym względem. Mistrzowsko dopracowana rozgrywka z kampanii została została przeniesiona do zabawy sieciowej bezbłędnie. Gra jest niesamowicie płynna, mimo uczestniczenia w ostrych starciach, a sci-fi parkour sprawia tyle samo frajdy co w fabule. Jako początkujący gracz nie odczułem, że na starcie mam nierówne szanse w stosunku do innych. Balans został bardzo ładnie zaplanowany tak, że broń oraz typ Tytana, z którymi zaczynamy, są okraszone statystykami w środku skali, żeby nie powiedzieć: są uniwersalne. Natomiast wraz z postępem w karierze Pilota odblokowujemy bardziej specjalizujące się w konkretnych działaniach, a szczególnie widoczne jest to w kontekście mechów. Twórcy postarali się o dobre opisy skali trudności w sterowaniu, zwinności, obrony i możliwości ofensywnych. Jestem przekonany, że każdy z grających znajdzie swojego Tytana odpowiadającego stylu walki jaki preferuje. Podobnie ma się sprawa z klasami Pilotów, gdzie każda z nich posiada wyjątkową zdolność. Linka pozwalająca jeszcze szybciej przemieszczać się po mapie, nóż z sonarem wskazujący przeciwników, chwilowa niewidzialność czy zastrzyk adrenaliny zwiększający znacznie naszą prędkość, i odnawianie życia. Możliwości jest ogromnie dużo, a każdy mecz pozwala odblokować coś, więc nieustannie czujemy, że coś wygrywamy – nawet jeśli są to modyfikacje wizualne, kolorki, aż po karty gracza, emblematy itp. Balans również został dobrze przemyślany pod kątem starć Pilot vs Tytan. Na papierze człowiek nie ma szans z ogromnym mechem, aczkolwiek dynamiczni piloci mogą nieźle zajść za skórę gigantom. Na pole bitwy zabieramy ze sobą po to dwie bronie: główną oraz anty-Tytanową, ponadto będąc w bliskim starciu możemy wskoczyć na wrogiego robota i wyciągnąć mu jedną z baterii, zadając obrażenia. Niczym pchły skaczemy wokół szukającego nas Tytana, do momentu, aż wypuści on dym elektryczny wokół siebie lub jednym zwinnym ciosem nas rozgniecie.
W kwestii trybów i map również jest solidnie. Wszystkie DLC z mapami – rozciągające ich ilość do 15 obecnie – do gry twórcy dodali za darmo, gdyż modelem biznesowym, wybranym dla swojego tytułu są mikrotransakcje. Zanim przejdę do kwestii trybów zabawy, to chciałbym szybko zaznaczyć, że wszystko w grze możemy odblokować grą oraz mamy jasno zaznaczone, co i kiedy zdobędziemy (na jakim poziomie). Tym samym wartość w prawdziwej walucie za dane odblokowanie realnie możemy zestawić z czasem poświęconym na odblokowanie i wybrać pożądaną drogę do przedmiotu – i ja to szanuję, tym bardziej, że wciąż mówimy o przedmiotach wizualnych. A teraz tryb. Znajdziemy tutaj znane z innych gier zadania jak przejęcie flagi, obrona miejsca na mapie, ochrona określonej osoby w drużynie, czy starcia samych Tytanów lub samych Pilotów. Najczęściej jednak granym jest Wyniszczenie, w którym (nie tylko w tym) poza graczami i ich mechami na mapie ląduję oddziały sterowane przez SI. Tryb polega na zdobywaniu punktów za unicestwianie sił wroga. Pokonywanie piechurów sterowanych przez grę daje mało punktów w stosunku do unicestwienia Pilota lub Tytana, ale ich eliminowanie jest ważnym krokiem ku odniesieniu zwycięstwa. Ponadto przez zabijanie SI wzrasta nasz pasek przywołania na pole bitwy Tytana. Pierwszy raz spotykam się z takim połączeniem PvP i PvE, ale bardzo mi się spodobała ta forma. Dzięki niej jeszcze dobitniej czułem się jak badass w roli Pilota. Multiplayer jest na tyle dobry, że zostanę z nim na dłużej. Wbijając sobie w Happy Hour mojej Sieci – coś na obraz klanów – i zdobywając dziennie premię za granie. Jednak to nie wszystko. Wszak w momencie siadania do recenzji w grze jest dostępny tryb Obrona Kresów – tryb przetrwania kolejnych nacierających fal wrogów i obrona określonego miejsca na mapie. Niby “to już było”, ale jak kapitalnie się bawię przy tym, to jest poezja. W czwórkę spadamy na mapę, gdzie mamy do wybronienia określoną liczbę fal przeciwników. W skład wrogich oddziałów wchodzą piechurzy, przez drony, aż po wrogie Tytany. O ile pierwsze dwie fale są do ogarnięcia, tak sytuacja po masowym rzucaniu w nas Tytanów robi się niezwykle wymagająca. Dostępne są różne poziomy trudności dla zabawy i choć sprawdziłem jedynie najłatwiejszy z losowymi graczami, wiem że będę wracał do kooperacji częściej. Kawał dobrej rozrywki z własnym systemem progresji, gdzie zdobywamy kolejne poziomy doświadczenia Tytanów, a wraz z nimi nowe umiejętności – przy okazji będąc idealnym miejscem na sprawdzenie każdego rodzaju Tytana zanim odblokujemy go w zwykłym multi. Poza tymi dwoma rodzajami gry online, mamy jeszcze coś, co nazywa się Koloseum, które z opisu wygląda na starcie 1 na 1 z innym Pilotem na specjalnej, otwartej arenie. Aby w nim wziąć udział należy prezentować specjalny kupon lub wykupić sobie wteś za walutę wewnętrzną gry. Nie dane mi było tego sprawdzić, jednak przy tak wielgachnej grze sieciowe nie żałuję i pozostanę w bardziej konwencjonalnych dyscyplinach.
Nie wiem co strzeliło EA do głowy, żeby ustalać premierę Titanfall 2 (PS4) na okres wchodzenia na rynek nowej odsłony renomowanej serii Battlefield i Call of Duty. Dosłownie dni dzieliły wszystkie te tytuły. Może z tego względu produkcja Respawn Entertainment jest tak niedoceniana przez graczy (krytycy chwalą) i przez to prawdopodobnie pominięta, co uważam za srogi błąd. O tym, jak gra działa już pisałem, ale wygląda również niczego sobie. Wszak nie zrobiła na mnie takiego wrażenia jak DOOM (PS4), ale bez dwóch zdań to jak najbardziej ładna produkcja. Trochę psują całość jednakowi NPC, osobiście chciałbym by kampania trwała o kilka godzin więcej i żeby gra nie wymagała ode mnie zmiany języka systemu, aby usłyszeć oryginalnych aktorów (choć wersja PL krwawieniu z uszu nie wywołuje), aczkolwiek to już zwykłe czepianie się. Znacznie więcej w grze zagrało na plus i polecam ją każdemu fanowi shooterów, off- i online.
PLUSY
- porywająca i widowiskowa fabuła oparta na więzi Pilota z Tytanem
- futurystyczny parkour
- nienaganna płynność rozgrywki
- ciekawe mechaniki w kampanii
- ładna graficznie
- cudnie brzmiący arsenał
- narkotycznie satysfakcjonujący multiplayer
- dobrze zaimplementowane mikrotransakcje
MINUSY
- kampania mogłaby być nieco dłuższa
- na poziomie NORMAL bardzo łatwy singiel
- przymusowa wersja językowa
Jeśli zawsze chcieliście grać w Call of Duty, ale baliście się przyznać do tego wśród znajomych, macie idealną okazję wskoczyć w najlepszą wersję tego gameplay’u, prosto od ojców “legendy”…tylko, że lepsze….BO Z MECHAMI !
Ocena: 9.5/10
Uwaga! Osoby chorujące na schorzenie wywołujące niestrawność rozgrywki i zanikanie przyjemności z ogrywanego tytułu, na skutek jakiejkolwiek implementacji mikrotransakcji, powinni wiedzieć o istnieniu zakupów za realny hajs w grze. Przed użyciem zapoznaj się z recenzją, gdyż jeśli zostały niewłaściwie stosowane zagrażają uzależnieniu od hazardu i autor na pewno o tym wspomniał.