Henshin-a-Go-Go? Raczej: Dejavu-a-Go-Go!
2 lata po premierze pierwszej odsłony przygód wspaniałego Joe, studio Clover oddaje w nasze ręce Viewtiful Joe 2 (PS2). Całkiem sporo na development sequelu, prawda? Może i tak, jednak ekipa “pierwszej łysiny Kraju Kwitnącej Wiśni” (Hideki Kamiya) skroiła inny plan na kontynuację…a może go właśnie nie miała?

Opowieść rozpoczynamy dokładnie w momencie zakończenia pierwszej części. Dosłownie, gdyż kilka pierwszych scen to zakończenie Viewtiful Joe (PS2). Po uratowanie świata filmu przez naszych bohaterów mogłoby się wydawać, że wszystko zmierza ku szczęśliwemu zakończeniu. Jednak nagle na radarach pojawia się ogromny statek zmierzający na naszą planetę. Jego właścicielem okazuje się Black Emperor, którego celem jest zmiana Movie Land w Movie World, nad którym będzie panował jako “największy hero”. Dokonać tego może za pomocą mocy Szczęśliwego Zakończenia, zaklętej w 7 statuetkach – tzw. Tęczowych Oscarach. Zanim zlansuje się Wam łepetyna wyjaśnię, że świat gry bardzo mocno osadzony jest w klimatach filmów, kinematografii itp. Tytułowy Joe znajduje się wewnątrz lecącego na ekranie kinowym filmu, gdzie znalazł się w wyniku wydarzeń z pierwszej części. Każdy z Oscarów znajduje się na końcu innej produkcji, którą w projektorze zmienia ojciec bohatera. Tym samym podróżujemy od filmu do filmu w poszukiwaniu statuetek. Nie jest to może najbardziej ambitna z historii, choć nie można jej odmówić oryginalności. Dodatkowo przyprawiono ją szczyptą zabawnego, aczkolwiek raczej mało-wysublimowanego humoru. Całe szczęście jestem z tych, którzy lubią Adama Sandlera, więc mi tam się podobało.

Zatem trafiamy do pierwszego świata. Łapiemy za pada i…drapiemy się po głowie. “Cholera, czy ja włożyłem do konsoli dobrą płytę?” . Otóż Viewtiful Joe 2 (PS2) działa i wygląda zupełnie identycznie do pierwszej części. Graficznie nie zmieniło się nic. Nadal mamy do czynienia z oprawą cell-shadingową z bardzo komiksowym zacięciem. Taki rodzaj grafiki dobrze się starzeje, więc nawet dziś da się na to patrzeć bez zgrzytania zębami, a razić mogą co najwyżej powielane tekstury i ząbkowane krawędzie. Podobnie jak fabuła i design produkcji jest bardzo oryginalny, będący blisko stylowi super deformed – miniaturowe postacie, proporcjonalnie większe głowy w stosunku do ciała. Pasuje to idealnie do komediowego zacięcia tytułu. Dzięki faktowi, że graficznie nie jest to benchmark PS2, gra jest bardzo płynna. Animacja nie zwalnia nawet na trochę, chyba, że sami tego chcemy. Albowiem, kto pamięta rozgrywkę pierwszych przygód Joe, zapewne wie, że “kręgosłupem” gameplayu jest wykorzystywanie czasu, niczym magnetowid VHS. Wiecie? Play, pause, rewind, forward. Dzięki mocy VFX (Viewtiful Effects) bohater może zwalniać czas, przyśpieszać go lub po zmianie w drugą grywalną postać (tym razem Joe nie jest sam, towarzyszy mu jego frelka Silvia), na chwilę go zatrzymać. Ostatnia zdolność, do której wykorzystuje się efekty specjalne jest zbliżenie (tzw. zoom in). Pozwala ona na wykorzystanie wyjątkowych ciosów w przeciwników, cechujących się zwiększoną siłą oraz prezencją – bo przecież w walce nie liczy się tylko moc, ale i “stylówa”. Z takim arsenałem możliwości rzucamy się w dwuwymiarowe poziomy, rozgrywką przypominającej beat’em up. Viewtiful Joe z pozoru przypomina platformówke 2D, jednak daleko jej do niej. To “naparzanka*, od czasu do czasu serwująca w nas jakąś zmyśloną zagadką, której rozwiązanie wymagać od nas będzie sprytnego użycia w/w efektów specjalnych. Będąc szczerym kilka razy musiałem się mocno wysilić, by wbić się w zamysł twórców i byłoby to całkiem fajne, gdyby nie fakt, że praktycznie w gameplayu nic się od jedynki nie zmieniło. Niby oddano nam, od samego początku drugą postać, aczkolwiek rozgrywka “blond pięknością” jest tak kiepska, że zmieniałem się na nią tylko dla rozwiązywania łamigłówek i jednego, wymuszonego ciosu z ostatnim bossem.

Reszta gry wygląda po prostu niczym kolejne rozdziały Viewtiful Joe (PS2). Nawet osiągane za punkty ulepszenia postaci są te same. Ba, ekran kupowania tych zdolności jest bez zmian. Jak na 2 lata przerwy, to jest to bardzo słaby wynik. Próbowano wrzucić coś nowego poprzez rozdział za sterami łodzi podwodnej, a wyszedł totalny kapiszon. Koszmarne sterowanie i wymóg raczej szczęścia niż umiejętności w ukończeniu. Cholera, nawet końcówka jest identyczna, gdzie przedostatni rozdział, to pokonywanie ponowne bossów, jeden za drugim i finalna walka na mechy. Może i taki miał być zamysł. Wszak kontynuacja w dosłownym słowa znaczeniu, ale czuję się nieco oszukany przez Clover. Trochę mogli się wysilić z sequelem bardziej, a tak dali jedynie nową fabułę i może z jeden nowy skill. Mało.
Replay value załatwione poprzez odblokowywane w trakcie gry wyzwania. Szkoda, że gra nie komunikuje jak tego dokonać, więc liczymy na “wstrzelenie się w model odpowiedzi”. Dostępne z menu głównego gry, polegają na pozbyciu się przeciwników na czas, wykorzystanie konkretnej umiejętności i innych tego typu zmagań dla ambitnych – poległem po kilku, więc chyba się do nich nie zaliczam. I tak finalnie jestem lekko zawiedziony, choć bardzo daleko produkcji do porażki. Jeśli ktoś dziś uważa Destiny 2 (PS4) za kontynuacja bliższą 1,5 niż 2, to powinien sprawdzić Viewtiful Joe 2 (PS2) – tym tokiem będzie to jakieś 1, 1. Skoro dobrze bawiłem się przy pierwszej części, to czemu miałoby być inaczej tutaj. Z drugiej strony pełnej ceny nowej gry bym za to nie dał.
PLUSY
- Gameplay wciąż jest rajcowny
- Ciekawa stylistyka i wykonanie
- Oryginalne historia
- Humor
MINUSY
- Bardziej DLC niż nowa gra
- Druga postać wrzucona na siłę
- Poziom podwodny
- Nieco poszarpana
Cóż, pozostaje liczyć na więcej świeżości w odsłonie trzeciej – gdyż już w jedynce zapowiedziano trylogię przygód Joe.