Nareszcie na rynku pojawiła się skradanka, pełnymi garściami czerpiąca z serii Tenchu, jednak do pierwowzoru jej brakuje.
W Aragami (PS4) wcielamy się w rolę mściwego ducha, tytułowego Aragami. Zostaliśmy wezwani do świata żywych przez Yamiko, która uwięziona przez Armię Światła widzi w nas narzędzie zemsty na jej oprawcach. Armia ta podbiła cały kraj i uwięziła Yamiko wraz z Cesarzową Cienia, zsyłać na jej lud śmierć i cierpienie. Aragami z początku jest niczym pusta waza. Bez wspomnień, bez emocji, bez pytań podąża za będącą w potrzebie kobietą. Do uwolnienia ich potrzebne są talizmany, a dokładnie ich 6, które zgromadzone razem w miejscu uwięzienia, przełamią magiczne więzi, a Yamiko i cesarzowa będą wolne. Bohater musi jednak się spieszyć, gdyż jego ciało zbudowane jest z mocy cieni i przy kontakcie ze światłem dziennym zniknie – zapowiedź pracowitej nocy dla skrytobójcy. Z początku historia może i nie jest zbyt silnym motorem napędowym ku kontynuowaniu przygody jednak z każdym odnalezionym talizmanem robi się ciekawiej. Wraz z kolejnymi przedmiotami w naszym posiadaniu, Aragami przeżywa wizje. Obrazy w jego głowie pokazują wydarzenia z przeszłości, jednak nie wiem czyjej. Nasuwa to mścicielowi wiele pytań natury egzystencjalnej, jednak chęć pomocy Yamiko i wypełnieniu celu zemsty nie pozwala mu się zatrzymać. Nie powiedziałbym, żeby zakończenie całej historii mnie położyło na łopatki i było zupełnym zaskoczeniem, jednak posiada w sobie wiele intrygi oraz sensowne zespolenie rozgrzebanych wątków.
Jako weteran i wielki fan serii Tenchu, od rozgrywki spodziewałem się wiele. Głównie przez głód przygód Rikimaru i Ayame. Niedoścignionym wzorem skradanek jest dla mnie Tenchu: Wrath of Heaven (PS2), więc słysząc, że tytuł ten był inspiracją dla twórców wróżył wiele dobrego. Niestety tak nie jest, gdyż Aragami (PS4) daleko do ninja klanu Azuma, ale jednocześnie zbudowane zostało na autorskim pomyśle wykorzystania cieni jako fundament produkcji. Aragami to duch zrodzony z tej ciemnej materii, więc wszystkie jego ruchy i umiejętności są z nią związane. Nie potrafi skakać i najmniejszy płotek staje się arcywrogiem. Zapomnijmy także o lince z hakiem, kulach dymnych, czy “płachcie niewidce”. Używając porównań anime: tytuł hiszpańskiego studia Lince Works to bardziej Naruto, gdzie produkcja From Software zbliżała się do Ninja Scroll. Powierzchnie pokryte cieniem stają się naszym celem nadrzędnym w poruszaniu się po lokacjach. Będąc w cieniu stajemy się niezauważalni dla przeciwników, aż do bardzo bliskiej odległości. Aragami potrafi przenosić się pomiędzy nimi, jeśli są w jego zasięgu “wzroku” i posiada odpowiednią ilość esencji ciania. Tej ubywa, gdy używamy teleportów oraz pozostajemy w świetle np. latarnii, aczkolwiek chwila w zacienionym miejscu pozwalą ją naładować. Bardzo ciekawym rozwiązaniem gry jest HUD, który został całkowicie przeniesiony z ekranu gry na płaszcz bohatera. Trochę taki pomysł niczym Journey (PS3). Na powiewającym materiale zobaczymy wspomniany poziom esencji, wybraną umiejętność i ilość dostępnych jej użyć.
Umiejętności dodają grze bardzo wiele pod kątem ciekawości rozgrywki. Do tego stopnia, że na początku, gdy Aragami jest “goły” gra jest toporna i nużąca. Zabawa znacząco wzrasta wraz z każdą odblokowaną techniką. Aragami uczy się ich po odnalezieniu porozrzucanych po lokacji zwojów, które jednocześnie podnoszą siłę bohatera oraz zawierają dużo lore historii, co ładnie ze sobą się komponuje. Podzielono je na trzy rodzaje: ogólne, defensywne i ofensywne. W ogólnych odblokujemy np. pozbywanie się ciał przeciwników, co bez możliwości ich noszenia jest krytyczne. Do tego samego rodzaju należy możliwość oznaczania celów ikonką nad ich głowami, która nawet przez ściany wskazuje nam miejsce wroga. Pułapka będąca czarną dziurą, zasysającą przeciwników obok to przykład zdolności defensywnej, a rzucanie ostrzami kunai, ofensywnej. Ich łączenie ze sobą daje sporo frajdy. Znalezienie sobie miejsca z widokiem na większy obszar, oznaczenie celów, teleport w cień pomiędzy nimi, ustawienie pułapki, zadzwonienie dzwoneczkami na ręce, a gdy strażnicy zbliżą się do miejsca gdzie chwile temnu byliśmy uruchamiamy czarną dziurę i obserwujemy znikających wrogów. To tylko przykład. Możliwości jest więcej i ich dostosowywanie do sytuacji czerpać sporo zabawy z rozgrywki.
Dobrej skradance poza wachlarzem sztuczek bohatera do zabawy, potrzeba wyczesanych sekwencji wykończeń przeciwników i…przeciwników. Nic tak nie dawało frajdy w Tenchu: Stealth Assassins (PS1), jak odbieranie życia w iście baletowym tańcu miecza i krwi. Aragami nie wykazuje może takich “kocich ruchów“, jak ninja gry From Software, ale niewiele od nich odstępuje. Każdy z kierunków, z jakiego zaatakujemy strażników okraszono inną animacją stealth killa, a nawet i kilkoma wariantami w niektórych przypadkach. Natomiast w kwestii napotkanych wrogów mamy powrót do przeszłości, aż do odsłon Tenchu na szaraku. Dwa rodzaje: normalni strażnicy i łucznicy na wieżach. Łucznicy, ulokowani przeważnie na wieżach mają większe pole widzenia i trzymają się swojej pozycji, w odróżnieniu do strażników “naziemnych”. Ci dają się wyciągnąć ze swoich pozycji lub odciągnąć od patroli. Gdy zauważą nas idą sprawdzić miejsce gdzie byliśmy, podnoszą alarm po znalezieniu martwego kompana i co najważniejsze: zabijają nas jednym ciosem. Aragami (PS4) to produkcja “stealth-only”, albo uda nam się po cichu ukończyć poziom albo wcale. Cóż, taka cena produkcji indie, którą tytuł niewątpliwie jest i niestety to widać.
Gra cierpi na niedoróbki zarówno techniczne, jak i tłumaczenia. Studia z Hiszpanii nie poradziło sobie z portem swojego dzieła na konsole. Na PC podobno gra hula niczym dzika świnia, gdzie na konsolach wystarczy obrócić kamerą by zgubić trochę klatek. Nie jest to pokaz slajdów, jednak zauważalnie nawet dla kogoś tak olewającego klatki na sekundę, jak ja. Na tym nie koniec. W pomieszczeniach zauważalny jest screan-tearing. Zdarza się, że strażnicy się zawieszą i kręcą się w kółko. Dialogi po walce z jednym z bossów totalnie się rozwaliły i kwestie nie pasowały do członków rozmowy. A to tylko kilka przykładów. Nie żeby to jakoś specjalnie przeszkadzało w rozgrywce. No chyba, że załadowanie stanu gry po śmierci postawi nas w trakcie misji z celem do wykonania, który teoretycznie już zrobiliśmy i nie pozostaje nam nic innego tylko zacząć misję od początku. Nie jest zbyt dobrze. Tragedii nie ma, ale bardzo szkoda, że nie udało się Lince Works doprowadzi swojej gry do doskonałość.
Tym bardziej, że Aragami (PS4) to tytuł, który może się podobać. Nie jest to rzecz jasna benchmark PS4 i z bliska tekstury pixelują, jendak w pomijając problemy natury optymalizacji, to mamy do czynienia z grą ładną. Cel-shadingowa grafika pasuje jak ulał do japońskiego klimatu czasów feudalnych. Choć gra toczy się w zamyślony ma świcie niewątpliwie widać inspiracje Krajem Kwitnącej Wiśni za czasów ninja i samurajów. Na plus również zasługuje odnotowanie muzyki, doskonale pasującej do całokształtu. Subtelne, bardzo nastrojowe melodie, typowo japońskie, bardzo pasujące do skradania się w świetle księżyca i opadających liście sakury.
Niezbyt często zdarza mi się być autentycznie zdenerwowany na bugi i niedoróbki w jakimś tytule, ale w kontekście Aragami (PS4) naprawdę jestem wkurzony. Bardzo chciałbym by debiut studia na konsolach wyglądał, a raczej działał lepiej, gdyż mam wielką nadzieję na kontynuację, prequel lub coś ulokowanego w uniwersum. To dobry tytuł i skłamałbym mówiąc, że się przy nim dobrze nie bawiłem. Byłem na prawdziwym głodzie gatunku, gdyż przy pierwszym zabójstwie z ukrycia doznałem ekstazy i żaden bug mi tego nie popsuł. Może lekko zniesmaczył, ale po ukończeniu gry, zajmującej jakieś 10h byłem ukontentowany. Dlatego też każdemu miłośnikowi shinobi, ninja, latania po dachach i cichej eliminacji przeciwników gorąco zachęcam do sprawdzenia tego tytułu. Szczególnie, że wyrwać można go za groszę, nawet jak na produkcje nie-AAA.
PLUSY
- Wciągająca fabuła
- Pomysł na UI rozgrywki
- Dający sporo radochy gameplay
- Ładna grafika
MINUSY
- Bugi, glitche, niedoróbki
- Słaba optymalizacji
Nie jest to kontynuacja Tenchu i gra na poziomie tej serii, ale w chwilach bez Rikimaru zadowolę się Aragami.