Wiem też, że grono z Was również, jednak nie zawsze jest to kwestia lenistwa graczy, a twórców. Zapraszam do luźnych przemyśleń na ten temat.
Skąd właściwie wzięło mi się na takie rozkminy? Wszystko zaczęło się właściwie od jednego z odcinków Game Maker’s Toolkit, którym pisałem jakiś czas temu. Zatytułowany “Legend of Zelda: Breath of the Wild – An Open World Adventure” materiał zupełnie nie opowiadał o znajdźkach, natomiast gdzieś w okolicach 4:26 – 4:46 pokazał fragment dosyć wymownie pokazujący prawdopodobnie solidny atut za wyższością nowej Zeldy nad Horizon: Zero Dawn (PS4) – nie pociągnę dalej porównania, gdyż oba tytuły są mi obce. Zapamiętałem sobie tą odbijającą się niewidzialnej ściany Aloy i jakoś tak się złożyło, że następnie zacząłem sobie grać w Destiny (PS4), gdzie czekało na mnie zadanie poboczne, którego celem było zebranie pewnych przedmiotów.

Jeden z nich był umiejscowiony w tak abstrakcyjnym dla mnie miejscu, do którego ścieżka dostępu tak mnie zaskoczyła, że przypomniałem sobie w/w fragment filmu Marka Browna. Otóż tzw. Dormant SIVA Cluster był umiejscowiony na wieży, którą możecie zobaczyć na screenie obok
– oczywiście wiedziałem to po sprawdzeniu w sieci lokalizacji tego przedmiotu. Nauczony tym jak Bungie rozmieszczało wcześniej “duszki” w swojej produkcji, wiedziałem, że nie ma sensu szukać tego samemu. Dlaczego? Ponieważ twórcy nie zrobili nic, co by nas po pierwsze zachęciło do odnalezienie znajdźki, a po drugie nawet zniechęciło brakiem konsekwencji w budowaniu poziomów.
Gracze nie osły, swój rozum mają
Kiedyś miałem ambitny pomysł, by platynować inFamous (PS3). Ci z Was, którym ten wyczyn się udał pewnie wiedzą, że do osiągnięcia tego należało znaleźć 100% tzw. blast shards. Karkołomne zadanie, zważając na liczbę poukrywanych znajdziek: 350. Twórcy jednak nie zmuszali graczy do “lizania ścian i podnoszenie tekstur”, a zaimplementowali sonar, który pozwalał zobaczyć na mapie wokół nas czy czasem nie znajduje się blast shard. Efekt? Momentalnie zachciało mi się szukać znajdziek, a nie siadać do poradników na GameFAQs czy YouTube. Może i nie była to “najzmyślniejsza” minigierka w historii, ale nawet coś tak skromnego już wystarczy.

Kolejnym przykładem może być DOOM (PS4), gdzie twórcy nawet zaznaczali nam na mapie znajdźki przez pytajnik. Gdzie tu wyzwanie? W samej budowanie mapy lokacji, która przypominając hologram, nie pokazywała wszystkiego jeśli chodzi o tunele i korytarze, a także jej części odblokowywały się wraz z jej przemierzaniem. Idealnie wyważono bieganie po lokacji z kinolem przy teksturach, a prowadzeniem za nos. Co natomiast zrobiło Bungie, to totalna głupota. Tak, głupota i stąd posługiwanie się pomocą w oszukiwanie całkowicie bezmyślnie porozrzucanych przedmiotów do znalezienie, w najmniej spodziewanych miejscach, bez jakichkolwiek wskazówek ich lokalizacji i urozmaiceń szukania, nie jest skazą na honorze. Bardziej bym się skierował ku tezie, że marnowanie godzin bez wszech dostępnej pomocy to właśnie “głupota”. Lepiej ten czas poświęcić na ogrywanie innych tytułów, skoro twórcom nie chciało się nas zachęcić do zabawy w szukanie. W ostatnim odcinku dokumentów Danny’iego O’Dwyera, w ramach serii noclip, rozmawiano z twórcą Spelunky (PS4) (Derek Yu) na temat bycia odkrywcą i samego odkrywania sekretów w grach. Derek zachwalał pierwszą Zeldę z NES-a, mówiąc jak wspaniale było badać każdy segment ściany, aby znaleźć na wszystkie ukryte jaskinie, ponieważ otoczenie zbudowane było z identycznych tekstur. Czy naprawdę to jest takie fajne? Moim zdaniem nie i znacznie lepszym rozwiązaniem jest ruch jaki zrobiło Yacht Club Games w Shovel Knight (PS4), gdzie mimo stylu graficznego mocno inspirowanego 8-bitowymi produkcjami z pierwszych konsol Nintendo, twórcy umieścili subtelne elementy na sekretnych przejściach, które nie “waliły” po oczach, a jednak dawały satysfakcję z odnalezienia ich – no i właśnie o to, ten balans chodzi.
Przecież można tyle zrobić ciekawego w takim szukaniu duszków Destiny (PS4). Dźwięk radaru jeśli jesteśmy w pobliżu to pójście po linii najmniejszego oporu, ale już by coś dało. Zabawa w “zimno ciepło”, jakieś wyładowania nad miejscem gdzie jest przedmiot albo może oznaczyć miejsce spoczywania itemu poprzez częstsze pojawianie się tam mobów. Już nawet nie wspomnę o pirackich mapach z dużym krzyżykiem i całych zadaniach pobocznych, gdzie lokalizację musimy wyciągnąć od NPC-ów.
Niewidzialne ściany tu. Niewidzialne ściany tam.
Nie będę ukrywał, że jestem bardzo ciekaw “wolności” jaką promuje się w socialkach nową Zeldę, choć ze sprzętem Nintendo od bardzo dawna nie miałem po drodze. Możliwość znalezienia dowolnego punktu na dalekim horyzoncie i po prostu dostanie się do niego brzmi fascynująco. Każdy z nas albowiem spotkał się pewnie niejednokrotnie z sytuacją gdzie w analogicznej sytuacji obeszliśmy się smakiem, będąc poczęstowanym przeszkodą specjalnie nie do przejścia lub wymowną ścianą, często niewidzialną. Nie zawsze to nam przeszkadza, może nieco niszczy immersję, ale gdy weźmiemy pod uwagę aspekt szukania po zakamarkach lokacji znajdziek, staje się to cholernie wkurzającym aspektem.

Biorąc znów przykład z Destiny (PS4) wiemy, że przy duszkach Bungie niezbyt się popisało, kompletnie olewając w jakikolwiek sposób urozmaicenie aktywności szukania znajdźiek. Dodatkowo natomiast, by jeszcze bardziej “nie pomóc” graczom, sam level design lokacji utrudnia nam zadanie. Otóż bowiem, w całej grze znajdziemy miejsca, które mimo identycznego wyglądu, pozwolą nam na dotarcie do siebie lub nie. Jedna półka skalna chętnie przywita naszą obecność z otwartymi ramionami, a identyczna w innym miejscu wita nas niewidzialnym murem dezaprobaty. Skaczemy po platformach, całkowicie do siebie podobnych, by nagle trafić głową w transparentny sufit. Mam nadzieję, że łapiecie o czym piszę z samych opisów.

Taki stan rzeczy powoduje, że nie jesteśmy w stanie powiedzieć, gdzie możemy się udać, a gdzie nie i biorąc pod uwagę, że jednak Destiny (PS4) umieszcza gracza na sporych lokacjach, zmuszeni jesteśmy do obwąchiwania każdego zakamarka w poszukiwaniu wspomnianych przedmiotów. Cytując klasyka: “Ain’t nobody got time for that”. Ci z Was którzy grali w tytuł Bungie, powiedzą, że przecież duszki mają światełko na sobie. Uwierzcie mi, zająłem się szukaniem wszystkich dostępnych po jakiś 2 latach grania w ten tytuł i niejednokrotnie waliłem facepalma, patrząc na to gdzie umieścili go twórcy.
Bungie dlaczego!?
Nie trzeba być ekspertem od gierek by dojść do wyjaśnienia obecnej sytuacji kosztami, jakie pochłonęłoby implementowanie w/w mechanizmów, sprawiających, że szukanie znajdziek byłoby ciekawsze. Produkcja gier AAA dziś to zabawa wyłącznie dla “bogatych” i każda złotówka jest skrupulatnie alokowana. Strach by pomyśleć, co twórcy by wyrzucili z gry, gdyby postawili na urozmaicenie zabawy w szukanie. Jest jednak jeszcze coś, co wyjaśnia owy stan rzeczy: fejm. Ludzie lubią zbierać różne pierdoły w grach, szczególnie, gdy mogą za to dostać coś w zamian: pucharek, punkty w grze, rangi społeczności itp. Zatem znajdą się tacy, którzy będą chcieli na tym zarobić przez poradniki, czy video-tutoriale. Hajs przecież się wala po YouTube’ie. Są kliki, są tutoriale, social-ulubieńcy nagrywają swoje przewodniki, a w efekcie pobocznym robią reklamę samej gry. Liski chytruski.
Bez wstydu
Zapewne znajdą się tacy, którzy uznają, że głupio tłumaczę samego siebie i swoje lenistwo – niektórzy za misję życiową obrali sobie przekonywanie innych do “najswojszej” wizji czegokolwiek. Nie zamierzam tego zwalczać, więc kilka słów na koniec kieruje do Was wszystkich, którzy bali przyznać się znajomym na SB, do korzystania z video-poradników w poszukiwaniu znajdziek.
Żyjemy w zabieganych czasach. Na wszystko wiecznie nam brakuje czasu, a na domiar złego obecnie jesteśmy zalewani bardzo dobrymi tytułami w singlu i co najmniej kilkoma wartymi zaangażowania się produkcjami typu multiplayer. Warto chociażby spojrzeć na szalony start 2017. Stąd nie dajcie się złapać na durne lizania ścian i zaglądaniu w zakamarki, aby ukończyć grę na 100%. Jeśli twórcom nie chciało się Was zaangażować czymś ciekawym do danej części produkcji, to nie powinniście się bać korzystać z pomocy innych. To nie wstyd, a zdrowy rozsądek.
video-guide’om mówimy stanowcze NIE!….aż do momentu. W moim przypadku przygoda ze znajdźkami wygląda mniej więcej tak – szukam sam>frustracja>szukam guide’a tekstowo-obrazkowego>frustracja bo takiego nie ma> sięgam po ostateczność czyli video guide.
Nie przepadam za videoguide’ami, ale gdy już nie mam wyjścia i nie radzę sobie ze znalezieniem czegoś, to siłą rzeczy z nich korzystam. Zdecydowanie bardziej wolę opis+ewentualny screen, wtedy nie czuję się aż takim „casualem” i „oszustem”, który nie podołał znalezieniu łatwych znajdziek….łatwych my ass. Devowie mają zdecydowany problem z pomaganiem nam w znalezieniu poukrywanych znajdziek. Tak jak Ty wychwalałem po niebiosa sonar w infamous, bieganie i spamowanie R3 zajęło mi dużą część czasu zanim sama gra mnie znudziła. Ze znajdzkami mam ten problem, że nie potrafię sobie odpuścić ich szukania. Na szczęście dotychczas tylko kilka razy musiałem skorzystać z YT i video-guide’a – a tak to albo trafiałem na tytuły, w których sensownie „ułatwiono” znajdywanie poukrywanych skarbów – Ubi jest mistrzem w tej kwestii 🙂 – albo udawało mi się znaleźć tekstowy guide i jednak odrobinę się wysilić i poszukać samemu wg opisu – oldskull pełną gębą – najlepszy motyw miałem chyba z GTA5 i mapą skarbów 😛 – znajdzki w tej grze są dość dobrze poukrywane i tylko poprzez npc’a lub poprzez znalezienie pierwszej z serii dowiadujesz się o ich istnieniu, tyle, niby można było wyszkolić CHOP’a żeby znajdował poukrywane skarby, ale to wiązałoby się z lataniem z psem po całej mapie…co ja zrobiłem? znalazłem na grafikach google mapy z pozaznaczanymi miejscami ukrycia i przeniosłem to na papierową mapę los santos i blaine county, która była dołączana do gry. I tak potem z mapą w ręce zwiedzałem mapę i zbierałem co się dało.
Reasumując, nie wstydzę się korzystania z VG do znalezienia upierdliwych znajdziek, których nie potrafię sobie odmówić, ale dla mnie VG to ostateczność kiedy nie mam już innej opcji.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dzięki za zwierzenie się ze swojej relacji z video-guide’ami. Również traktuję skok na YT po pomoc w odszukaniu znajdziek jako ostateczność, gdy już wszelkie moje zmysły nie są w stanie dociec miejsca położenia przedmiotu. Dzieje się to jednak niezbyt często. Nie jest to przechwalanie się, ale jeśli nie jestem w stanie zebrać 100% „czegoś”, to w większości przypadków dotyczy to podejścia developerów na zasadzie w/w lizania ścian i zaglądania pod każdy kamień – dla mnie to żadna frajda.
PolubieniePolubienie