Kiedy nie potrafiłem dopasować kilku kawałków Transistor (PS4) przypomniałem sobie Ryana Goslinga.
Uwaga!
Tekst zawiera sporo spoilerów fabuły Transistor (PS4) oraz trochę mniej z filmu „La La Land”
Jeśli graliście w Transistor (PS4) pewnie wiecie, że elementem wiodącym oraz najważniejszą częścią całej historii jest relacja, a nawet związek tworzący się pomiędzy artystką Red oraz tajemniczym mieczem Transistor. Obserwując ich więź, uczucie pomiędzy nimi oraz wspólnie pokonywane przeciwności losu, jesteśmy właściwie wystarczająco ukontentowani, więc nie zastanawiamy się przesadnie nad resztą otoczki fabularnej. A co gdyby na chwilę się zatrzymać i skupić się na tych małych, białych droido-podobnych przeciwnikach oraz tym co robią z otaczającym ich światem?
Podczas swojej przygody, główna bohaterka oraz jej gadatliwy oręż, będą musieli stawić czoła sile Procesu(). Tajemniczym istotom, których efektem działania jest “wybielanie” (dosłownie) miasta. Zatem wszelkie malownicze zakątki Cloudbank zmieniają się w bezduszne, jednolicie do siebie podobne, białe bryły. Miejsca, w których niegdyś tętniło życie, grała muzyka, a ludzie się spotykali by pogawędzić czy potańczyć, ogarniają się martwą ciszą. Panoramy nad którymi zachwycali się mieszkańcy giną niczym pomalowane białą farbą. Znikają kształty i wszystko co stanowiło o wyjątkowości – podobnie jak skradziony głos Red. Przemierzając świat w grze, Transistor nie raz będzie wzdychał do muzyki jazzowej jednego z pubów, który uwielbiał odwiedzać, mówił o tłumach zbierających się by cieszyć się muzyką i towarzystwem innych jej miłośników, kwitując swój monolog: “Wszystko się zmieniło…”. Podobnie jak miejsca, Proces() bierze na cel ludzi, w równie ciekawy sposób. W trakcie rozgrywki napotkamy martwych mieszkańców miasta, których “dusze” możemy asymilować z mieczem Transistor, gdzie stają się metodami pomagającymi nam w walce. Osoby te nie są byle kim. Utalentowany muzyk, niesforny mistrz wyścigów motocyklowych, właściciel muzeum, projektantka mody. Każda z nich była wyjątkowa na swój sposób. Proces() jednak sam z siebie nie powstał. Gra nie tłumaczy nam dosłownie czym jest od A do Z. Znamy jedynie skutki jego działania oraz przez kogo został stworzony: Camerata. Tajemnicza grupka osób, których motywem było niesienie “pomocy” społeczeństwu, by zapanował większy pokój, harmonia, porządek. By ludziom żyło się lepiej. Stworzyli Proces() podobnie jak i samego Transistora, aczkolwiek wynik ich działań przerósł oczekiwania i zaczęli żałować swoich czynów. Ich kreatura nie tak miała zadziałać. Nie chcieli by w ten sposób miasto Cloudbank zostawało zmieniane. To na nich skupia się złość pary bohaterów, za odebrane życie i głos. Wciąż jednak nie znamy dokładnego celu istnienia Proces(), więc zacząłem wybiegać myślami daleko poza 3GB zajmowanego miejsca przez grę na dysku konsoli.
Jakoś się tak złożyło, że produkcję Supergiant Games ogrywałem niewiele po seansie kinowym filmu “La La Land”, z Ryanem Goslingiem i Emmą Stone w rolach głównych. FIlm opowiada o parze artystów marzących i wielkim świecie muzyki, aktorstwa w Los Angeles. Ryan Gosling gra miłośnika muzyki jazzowej. Kocha tą muzykę całym Swoim sercem i jest całkowicie oddany zachowaniu jej klasycznej formy. Jego marzeniem jest otwarcie klubu jazzowego, gdzie będzie mógł grać muzykę swoich idolów, legend gatunku i jazz w klasycznej formie oraz brzmieniu. Szczególnie, że według niego ten rodzaj muzyki jest w dzisiejszych czasach zabijany. Historyczne dla gatunku miejsce jest zamieniane na pub z meksykańskim żarciem. Na listach przebojów króluje jazz wymieszany z funkiem, elektroniką i Bóg wie czym jeszcze. W filmie obserwujemy jego zmagania w utrzymaniu jazzu przy życiu i przywróceniu mu należytego miejsca w kulturze. Mamy, więc ginący element kultury wypierany przez “bezduszność” (według postaci Goslinga) oraz bohatera nie godzącego się na “sterylność” w imię postępu. Już wiecie o co mi chodzi?
A co jeśli twórcy Transistor (PS4) postanowili właśnie na swój sposób przedstawić podobny problem. Kiedy się już zafiksowałem na tą myśl, zacząłem inaczej (lepiej) postrzegać całokształt historii Red i Transistora. Po ukończeniu gry poszukałem innych wytłumaczeń wydarzeń z gry i trafiłem na bardzo wiele interpretacji wydarzeń z tytułu. Od skojarzeń z “Matrixem” po jeszcze bardziej odjechane pomysły. Myślę, że Supergiant Games lub ktoś mocno zaangażowany w budowanie tła fabularnego, chciał pokazać w pierwszej kolejności więź dwójki wyjątkowych bohaterów, ale również i emocje powstające, gdy wszystko dookoła nas się zmiania. Gdy w miejscu czegoś bliskiego, “znajomego”, zostajemy zmuszeni pogodzić się ze zmianą, często niezależną od nas, tłumaczoną tzw. postępem. Przyglądając się postacią mamy przecież artystkę, której skradziono głos, gdyż był tak silny, barwny i pełen emocji, że musiał zostać uciszony oraz miłośnika jej talentu, który uwielbiał atmosferę gwarnych kulturowo miejsc i generowanej przez nie chemii. Oboje także silnie przeciwstawiają się nowej rzeczywistości. Camerata chcieli pozbyć się tych “nieszablonowych postaci”, podobnie jak wymienionych w pierwszym akapicie nietuzinkowych mieszkańców Cloudbank, jednocześnie zabierając ich “moce” w celu umieszczenia w mieczu Transistor, by następnie stał się on “pędzlem malującym na nowo barwy miasta”. Temu prawdopodobnie miał pomóc Proces(). Coś poszło jednak nie tak. Miasto bez swych “wolnych elektronów” straciło duszę, a twórcy zamieszania nadzieję.
Oczywiście to tylko moja interpretacja i luźne przemyślenia. Możliwe, że to “La La Land” trochę tutaj nad wyraz, jednak gdzieś w mojej głowie te dwie wyjątkowe produkcje się połączyły. Nawet bohaterowie są do siebie w pewnym stopniu podobni, zarówno charakterem jak i wyglądem – trafiło mnie to podczas szukania grafik do bloga. Innym przykładem jaki mi przychodzi do głowy teraz na szybko jest “You’ve got Mail” z Meg Ryan i Tomem Hanksem w rolach głównych, gdzie mieliśmy wątek starej księgarni z tradycjami wypieranej przez nowoczesny, korporacyjny odpowiednik “bez duszy”. Pewnie znalazłoby się więcej przykładów takich precedensów. Może nawet bardziej trafnych, jednak pozostaną przy swoim, ciesząc się jednocześnie, że ograłem tytuł dający takie możliwości swobodnej interpretacji i głębi doznań z wydarzeń na ekranie.
Oby ich nigdy nie zabrakło.