A dziś zagramy w … Viewtiful Joe (PS2)

Studio Clover powinno być znane wszystkim z ich superprodukcji Okami. Pięknej i bardzo wyjątkowej gry, z czasów PS2. Przed Wami recenzja równie wyjątkowego tytułu, jednak zdecydowanie „z innej beczki”. Uwaga. Hideki Kamiya w akcji ^^

Historia gry momentalnie przypomniała mi dwie rzeczy: teledysk kapeli Alient Ant Farm „Movies” oraz film z Arnoldem Schwarzeneggerem „Bohater ostatniej akcji”. Osoby, które kojarzą oba tytuły powinny już wiedzieć, czego spodziewać się po fabule Viewtiful Joe (PS2). Tytułowy Joe, wraz ze swoją dziewczyną Sylvią, spędzają miło – przynajmniej dla niego – czas w kinie, oglądając film o superbohaterze Kapitanie Blue. Joe bowiem jest fanem filmów o superbohaterach, walczących w „power-rangersowych” strojach, z zastępami zła, by ratować świat od zagłady. Gdy film kończy się zwycięstwem Kapitana Blue, z ekranu kina wynurza się ręka antagonisty i chwytając Sylwię, porywa ją do świata zwanego Movieworld. W całym zamieszaniu, Joe również trafia do świata filmu gdzie spotyka swego filmowego mentora, który wręcza mu V-Watch – przedmiot pozwalający Joe przemienić się w superbohatera. Będzie tego potrzebował, aby uwolnić Sylwię z rąk oprawców, uratować świat filmu oraz jego własny za ekranem. I tyle – można by rzecz. To wystarczy. Najważniejsze w fabule jest to, że jest prosta, trzyma się „kupy” i jest na tyle angażująca, że pomimo szalonego klimatu produkcji, wiemy co się dzieje i po co. Nawet na koniec zachowano niespodziankę, więc choć na to się nie zapowiadało, to fabularnie tytuł na plus.

Do you even pose!?!

Gra podzielona jest na misje, które stworzono niczym kolejne odcinki serialu. Każdy zabierze Joe w odmienne lokacje świata filmu. Raz będziemy przedzierać się przez podwodną bazę wroga, a innym przez kanały miasta.  Poziomy wieńczone są walką z bossem, a łączy je filmowa narracja, niczym żywcem wyciągnięta z zwiastunów klasy B lat 90-tych. Gra zresztą kipi od filmowości, ale nie takiej jaką znamy z dzisiejszych tytułów – czarnych pasków na dole i górze ekranu. Wszystkie dźwięki, napisy, grafiki, hasełka są nawiązaniem do kinematografii. Cutscenom towarzyszy ramka w stylu taśmy filmowej, gdy zginiemy słyszymy „Cut!” (Cięcie!), a ekran kontynuacji winszuje „Joe must go on!”.

Viewtiful Joe (PS2) to gra 2D, której bardzo blisko do gatunku beat’em up. Pokonujemy kolejne zaprzęgi przeciwników, poruszając się po poziomach z lewej na prawą, od czasu do czasu wracając lub zmieniając poziomy w pionie. Typowy dwuwymiar, więc nie ma co się rozpisywać. Co natomiast zdecydowanie zasługuje na dłuższy opis to system walki, skupiający się na atakach rękami i nogami, unikach oraz specjalnej zdolności Joe: Viewtiful Effects. VFX, bo tak skrótowo nazwany jest ten element, nawiązuje do efektów specjalnych, wykorzystywanych w produkcjach filmowych. Mamy trzy „efekty specjalne”: zwalnianie czasu, przyśpieszanie oraz zbliżenie. Pierwsze dwa są relatywnie proste do zrozumienia, więc od razu przejdę do ich wykorzystania. Zwalniając czas możemy dokładnie odczytać ruchy przeciwników i wykonać unik, albowiem przeciwnicy mogą nas atakować nisko lub wysoko. Informuje nas o tym znaczek czaszki pojawiający się w miejscu, w które za chwile zostanie wyprowadzony atak. Udane ominięcie ataku powoduje otwarcie się przeciwnika na większe obrażenia. Tak generalnie najczęściej wykorzystuje się zwalnianie czasu, natomiast przyśpieszenie pozwala wyprowadzić ogromną ilość ciosów w przeciwnika, w krótkim czasie, np. by wykorzystać okienko w jego obronie. Pewnie teraz zastanawiacie się, o co chodzi ze „zbliżeniem”. Aktywowanie tej mocy przybliża – szok! – kamerę na postać Joe, który robi POZĘ. Z niej możemy wyprowadzić unikalne ciosy, a pozostałe zadają o 50% więcej obrażeń.

Go Go Power Rangers!

Taki model walki bohatera wpisuje się maksymę Prawa Nolana, mówiącą, że grę powinno się łatwo opanować, ale osiągniecie mistrzostwa musi być solidnym wyzwaniem. Dokładnie taką grą jest Viewtiful Joe (PS2). O co chodzi w rozgrywce łapiemy dosyć szybko natomiast, zanim dojdziemy do poziomu mistrzowskiego trochę nam zajmie. Tytuł pomaga nam w analizowaniu jak nam idzie, przez system ocen, bardzo podobny do innej serii Capcom: Devil May Cry, czyli wyskakujące po kombinacjach ciosów oceny. Wspomniałem, że gra podzielona jest na misje, natomiast te podzielone są na mniejsze etapy, składające się przeważnie z kilku fal przeciwników do eliminacji. To właśnie na koniec tych etapów zostajemy ocenieni w trzech aspektach: ataku, obrony i czasu ukończenia. Osiągnięcie oceny „Viewtiful”, lub nawet „Awsome” jest sporym wyzwaniem i wymaga bardzo dobrego opanowania walki. Dodając do tego fakt, że starcia są bardzo efektowne i sprawiają masę radochy, to nie ma wątpliwości, że przy tytule pracował Hideki Kamiya.

Nie oznacza to jednak, że gra to „kokodżambo i do przodu”. Efekty specjalne, o których wykorzystaniu w walce mówiłem, służą również w zagadkach, poszczególnych poziomów. Dla przykładu przytoczę kapiącą do basenu wodę. Przyspieszając czas woda szybciej kapie, więc woda w basenie mocno się podnosi, a zwalniając czas opada. Gdy przed nami pojawi się gorąca lawa, pojedyncze krople wody nie pomogą, ale jeśli zwolnimy czas i pozwolimy wodzie skroplić się w ogromną kroplę, to spadając na lawę stworzy twarde podłoże. Fajnie, że coś takiego pojawiło się w grze tak przesiąkniętej humorem i w dużym stopniu nastawionej na okładania wrogów. Zagadki nie są zbyt trudne, a rozwiązania wpadają raczej szybko, co dla mnie jest pozytywem produkcji, gdyż nie gryzie się to z ogólnie „lajtowym” klimatem całości. Ten znów wylewa się z produkcji wiaderkami humoru. Wspomniałem już, że narrator stylizowany jest na zwiastuny kina B lat mej młodości. Gra jednak bawi nie tylko tym. Wiele dialogów, czy nazw powodowało u mnie uśmiech na twarzy, jak chociażby nazwa samolotu Joe – Six Machine, co wypowiadane przez bohatera w obcisłym stroju i w wymownej pozie robi robotę. Ktoś powie, że to taki humor buraczany, ale mi odpowiada. Nie jestem zbyt wymagający w tej kwestii.

Wiele już dobrego powiedziałem o tytule, więc przydałoby się ponarzekać na cokolwiek. Nie ma tego jednak zbyt wiele i gdybym miał na coś zwrócić uwagę to byłaby to oczywiście grafika z roku 2003. Najbardziej rażącym elementem produkcji jest stan wizualny, jednak w zdecydowanej większości dotyczy to brzydoty we wszelkich opcjach, „menusach”, czy jakichkolwiek miejscach, gdzie pojawiają się napisy. Są one okropnie poszarpane, niewyraźne i straszą. Pierdoła. Wiem, ale mnie drażniły niemiłosiernie. Sama gra wygląda lepiej, choć znów to kwestia gustu i nastawienia do specyficznego stylu produkcji. Poza tym, że mamy tu do czynienia z „nieśmiertelnym” cel-shadingiem, to wszystko w grze przedstawiono karykaturalnie, niczym żywcem wycięte z komiksów. Z bardzo wyraźnymi krawędziami itp. W kwestii tego, co przyjdzie nam posłuchać, to w mojej ocenie nie zauważyłem nic wyróżniającego soundtrack, ale też nie mam się do czego przyczepić. Muzyka skupia się na szybkich gitarowych brzmieniach z domieszką elektroniki, co pasuje do poziomów. Nie razi. To najważniejsze.

Gościnny Dante wpasowuje się „stylem” w produkcję idealnie

Jest jednak jeszcze jeden bardzo silnie lśniący plus produkcji: replay value, czyli to ile przygotowano dla nas rzeczy, abyśmy pozostali z tytułem na dłużej. Pomijając oceny do masterowania, w Viewtiful Joe (PS2) zaimplementowano system rozwoju postaci. Za zebrane w poziomach punkty poszerzamy arsenał umiejętności i ciosów Joe, a także zwiększamy punkty jego życia i czas dla VFX. Pojedyncze przejście w dobrym stylu pozwala odblokować, prawie wszystko, więc akurat to specjalnie nie zachęca, ale spokojnie – jest inna „marchewka”. Do odblokowanie w grze są bowiem nowe postacie, z własnym arsenałem ciosów i umiejętności. Dodatkowo Capcom wrzucił w grę do odblokowania Dante oraz Trish, którymi możemy ukończyć całą produkcję, odpowiednio zmieniającą dialogi, by pasowały do gości specjalnych. Już samo to spowoduje, że tę dosyć krótką produkcje, będziemy chcieli ukończyć co najmniej dwa razy, wypróbowując Dante jako głównego bohatera, a uwierzcie inne postacie też zachęcają.

Viewtiful Joe (PS2) to już druga produkcja w ostatnim czasie, która spowodowała, że z impetem ruszyłem w internet na poszukiwania kontynuacji. Ponieważ jest ona rzadkością na rynku musiałem szukać za granicą i się udało. Nie mogę się doczekać, aż zagram w sequel, ponieważ pierwsza część to pełna akcji i humoru produkcja, w bardzo unikatowym stylu. Jeśli chcecie zobaczyć od czego zaczynali założyciele Platinum Games, to zdecydowanie polecam. Jak nie, to zresztą też, bo to fajna gra jest kurde!

PLUSY

  • „Spoko” historia
  • Narracja pomiędzy epizodami
  • Walki sprawiające frajdę przez całą grę
  • Ciekawie poprowadzone walki z bossami
  • Replay value!
  • Komiksowa stylistyka
  • Humor

MINUSY

  • Nieco krótka jeśli chodzi o pojedyncze przejście
  • Graficznie troszkę się postarzała (szczególnie w menu)

Jedna z ciekawszych produkcji generacji PS2. Bardzo unikalna, w stylu studia Clover. Polecam każdemu, kto lubi szybką akcję, prostą fabułę z heheszkami i masterowania.

Ocena: 8.5/10

[Wpis został opublikowany również w ramach recenzji użytkowników PSSite.com pod linkiem]

Możliwość komentowania jest wyłączona.