Nie zawsze kupuje gry w cyfrowej dystrybucji, ale jeśli już to robię, to kiedy poziom podjarania się osiąga maksimum…. i cena gry spada do odpowiedniej 😉 Zapraszam do zakupionego w ostatniej promocji PS Store Strike Vector EX (PS4).
Doskonale pamiętam moment, gdy moje serducho szybciej zabiło na pierwszą wzmiankę o zmierzaniu tego tytułu na PS4. Momentalnie pojawił mi się obraz dziecięcych wspomnień – po dziś – jednego z najlepszych anime jakie dane mi było zobaczyć: Macross Plus. Podobieństw nie trzeba się doszukiwać, gdyż od razu rzucają nam się w oczy. Strike Vector EX (PS4) to arcade shooter, w którym usiądziemy za sterami myśliwców wyciągniętych rodem z w/w japońskiej animacji. Każdy kto kojarzy serię Macross już pewnie domyśla się, co wyróżnia tzw. vectory ponad znane nam F-14 Tomcat czy inne Su. Pojazdy albowiem posiadają dwa tryby pracy: myśliwiec i stacjonarny. Pierwszy to standardowy gameplay znany chociażby z takich serii gier jak Ace Combat, czy Tom Clancy’s Hawx. W drugim natomiast nasz pojazd staje w miejscu i zmienia się w ruchomą wieżyczkę. Mamy możliwość obracania się we wszystkich możliwych kierunkach oraz wykonywanie uników w lewo lub prawo. Przejście pomiędzy trybami jest natychmiastowe, co nadaje powietrznym starciom ogromnego zastrzyku adrenaliny i dynamiki. Wyobraźcie sobie pościgi ciasnymi korytarzami lub wokół lewitujących przeszkód, w których to łowca w każdym momencie może stać się zwierzyną. Ostre hamowanie ściganego, obrotu o 180° i ataku z zaskoczenia – miodzio! Zabawę podzielono na klasyczne tryby gry: kampania dla jednego gracza oraz multiplayer online.
Dosyć nietypowo zacznę od zabawy dla wielu graczy, w którym zmagać będziemy się na 15 niezwykle ładnych mapach, w 6 różnych wariantach. M.in. mamy do dyspozycji Squad Battle będący odpowiednikiem znanego z innych gier trybu team deathmatch, a także jego nie zespołowy odpowiednik Battle. Pozostałe również nie odbiegają od znanych wszystkim standardów, gdyż wiadomo co będzie się działo w Capture the Flag czy King of the Hill. Grunt w tym, że dzięki niezwykle rajcownemu gameplay’owi zabawa w którymkolwiek z nich jest ogromną frajdą i nie nudzi się przez długi czas. Szkoda tylko, że gra została praktycznie kompletnie porzucona przez graczy. Bardzo słaby marketing, wysoka cena na start praktycznie zabiły Strike Vector EX (PS4). Tak martwego online, zaledwie miesiące po premierze nie widziałem od czasu Brink (PS3) i słynnej katastrofy PSN w 2011 roku. Całe szczęście jesteśmy mimo to w stanie bawić się przednio dzięki botom, które może i nie powodują skoku adrenaliny, ale przynajmniej pozwalają cieszyć się z bycia najlepszym na serwerze. AI jest przewidywalne, co nie oznacza, że możemy grać jedną ręką. Jeśli spadnie poziom „życia” to przerywają starcie, rzucając się w poszukiwanie porozrzucanych na mapie „naprawiaczy”. Sytuację z online ratują Społeczności PSN, dzięki którym – rzadko bo rzadko – ale zdarza mi się złapać kilku śmiałków do wspólnej zabawy. Gra nabiera wtedy „rumieńców”, dzięki znacznie większej nieprzewidywalności.
Gra oferuje bowiem nam możliwości modyfikowania pojazdów. Wizualnie oraz poprzez elementy uzbrojenia. „Pimp my vector” opiera się zmianie wyglądu kokpitu, silników oraz dekoracji poprzez zmianę kolorystyki i fikuśne naklejki na skrzydłach. Wszystkie zmiany ma się rozumieć to jedynie pociecha dla oczu, aczkolwiek raduje wewnętrzne dziecko. Kolejne przedmioty odblokowujemy wraz z postępem kariery online, płacąc wewnętrzną walutą. Uzbrojenie to natomiast bardziej znacząca „para kaloszy”. Mając pełny dostęp do każdej broni i części specjalnych, możemy do woli zbudować odpowiadająca nam kombinacje trzech elementów: broni głównej, zdolności specjalnej i umiejętności pasywnej. Każda z 7 broni, w skład których wchodzą takie „spluwy” jak rakiety samo-naprowadzające, karabin maszynowy, siejący postrach z bliskiej odległości shotgun albo snajperski laser plazmowy, ma możliwość modyfikacji poprzez dodatkowy bonusów. Zmniejszają odrzut, zwiększają moc czy magazynek i są takie same dla każdego oręża. Fajny system, dający możliwość dostosowania vectora pod własny styl walki. Mimo komentarzy o balansie broni, jakoś nie zauważyłem by jedna z nich diametralnie się wyróżniała ponad innymi, aczkolwiek snajperka plazmowa jest kompletnie bezużyteczna – przynajmniej przy obecnym stanie liczby osób na serwerach. Specjalne zdolności odnawiają się z biegiem czasu meczu i pozwalają na np. uruchomienie czasowej tarczy, bańki leczącej nas i pobliskie pojazdy lub niewidzialności. To tylko kilka przykładów, ale powinniście złapać, o co chodzi. Ostatnim elementem uzbrojenia jest pasywna zdolność, której rodzaje znów nie powinny zaskoczyć nikogo: lepszy pancerz, silniki, radar itp. Ragequit Corporation, odpowiedzialne za produkcję Strike Vector EX (PS4), może i nie wykazało się pomysłowością, jednak całokształt pozwala szybko wskoczyć w grę, bez przesadnego skomplikowania i fajerwerków. Szkoda, że gość od scenariusza kampanii nie poszedł tym samym tropem.
Strike Vector EX (PS4) nie jest pierwszym wydaniem tytułu, albowiem lata temu zadebiutował on na platformie PC. Tam dostępny jedynie był multiplayer, a kampanię postanowiono dorzucić by zachęcić graczy na konsolach do zakupu tytułu. Po jej ukończeniu wiem, że lepiej by zrobili obniżając cenę i darując sobie wątek fabularny. Cholera, mogliby nawet nic z ceną nie robić! To co dzieje się podczas kampanii przerasta wszelkie normy porażki fabularnej jakie znam. Wyobraźcie sobie historię rozrzuconą na 15 misji, odbywających się na mapach z multi, gdzie praktycznie w co drugiej misji zostajemy uraczeni zwrotem akcji. Ilość razy, kiedy któraś z postaci historii zmienia stronę konfliktu jest absurdalna. Jedna z osób chyba ze cztery razy zmienia strony po których walczy, czego apogeum doświadczyłem w ostatniej misji, gdzie kompletnie nie miałem pojęcia po której stronie jest i dlaczego. Aha i chwile wcześniej rozegrał się dramat rodzinny. Ot tak, bo czemu nie? Zgadzam się z komentarzami, że to miała być satyra, a nie ultra poważna opowieść o wojnie, stracie i poświęceniu. Może wtedy i mocno średni voice-acting jakoś by przeszedł, a tak stajemy przed historią, której scenariusz napisał chyba jeden programistów, w nagrodę za bezbłędny kod. Za to głosów użyczyli developerzy na stażu. Zmęczyłem w końcu kampanię, tylko by usłyszeć w ostatnim filmiku słowa: „Nie ważne z kim latasz, przeciwko komu latasz, ważne by wrócić w jednym kawałku.” – no to teraz rozumiem zamiar historii i doceniam….NOT! Dobrze, że misje i wyzwania czasowe trybu dla jednego gracza można ogarnąć w jeden syty wieczór przed konsolą, bo droga do platyny zamknęłaby się przede mną.
Jeśli ktoś mnie kojarzy to powinien wiedzieć, że „calakuje” tylko tytuły, które sprawiają mi ogromną frajdę. Pucharki nigdy nie były motorem napędowym dla mnie, odwrotnie do chęci spędzenia z grą „jeszcze trochę”. Dokładnie tak jest w tym przypadku. Poza kozacką rozgrywką, gra broni się wysokim poziomem wykonania. We wszystkich aspektach. Tytuł wygląda bardzo dobrze, a przy tym działa niesamowicie płynnie, dzięki oparciu strony graficznej na silniku Unreal Engine 4. Nawet najbardziej chaotyczne pojedynki i wybuchy nie powodują najmniejszych zgrzytów. Design graficzny momentami przypominał mi tytuł Hawken (PS4), gdyż mapy posiadają podobną infrastrukturę, aczkolwiek ma się rozumieć zawieszoną w powietrzu. Pomysłowość twórców na świat produkcji widać również w odblokowywanych „artach” oraz ukazujących je cutscenach. Niektóre spokojnie byłbym w stanie dać na tapetę systemu. Tym bardziej szkoda, że tak „ucudaczniono” kampanię. W kwestii audio to już powiedziałem co myślę o grze aktorskiej, jednak na tym koniec mankamentów udźwiękowienia. Zarówno efekty specjalnie oraz przygrywająca rozgrywce muzyka dają bardzo radę. Twórcy poszli w stronę mocniejszego grania jako temat na OST i tak powietrzne pojedynki przyjdzie nam toczyć przy akompaniamencie gitarowych riffów oraz siarczystych stóp perkusji. Pasuje to idealnie do salw wystrzałów kolejnych pocisków, wybuchów i świstu vectorów przeszywających powietrze. Taki gameplay w połączeniu z taką oprawą sprawia, że nawet grind z botami do maksymalnej rangi online może się podobać.
Czy w takim razie polecam Strike Vector EX (PS4)? I tak i nie. Od pierwszego akapitu wspomniałem, że do tytułu przyciągnęła mnie osobista predyspozycja do tego typu produkcji, zrodzona z zauroczenia pojazdami przypominającymi te z bliskiego sercu anime oraz bycia fanem serii Ace Combat. Wspomniałem, że Top Gun to jeden z moich ulubionych filmów wszechczasów? Jeśli więc i takowa tematyka Was porusza, to śmiało. Szczególnie teraz gdy tytuł można dostać za 21 zł, lub czekajcie na promocje, gdyż cena nominalna jest za wysoka. Gdyby tryb kampanii miał ręce i nogi, nie wrzucono w niego przesadną ilość zwrotów akcji, ocierających się o frazes. Gdyby online żyło. Wtedy z czystym sumieniem powiedziałbym by ruszać na PS Store po Strike Vector EX (PS4), a tak radzę przemyśleć zakup. Gdzieś liczę na kontynuację lub odsprzedanie patentu, komuś kto zrobi z tego hicior, może i nawet na licencji Macross, jednak zdaje sobie sprawę jak nikłe są na to szanse.
PLUSY
- Dynamiczny i sprawiający masę frajdy gameplay
- Możliwości modyfikowania vectorów
- Mocna produkcja od strony technicznej
- Odciągnęło mnie od Overwatch ;]
- Online to fura dobrej zabawy…
MINUSY
- … mógłby jednak być bardziej zaludniony
- Kto pisał ten scenariusz?!
- Kto pozwolił na taką grę aktorską?!
Solidny arcade shooter generujący dużo dobrej zabawy. Szkoda, że społeczność tak szybko go opuściła. UWAGA: tryb fabularny grozi rakiem!