Przed ekipą Vicarious Visions stanęło nie lada zadanie do wykonania. Crash Team Racing (PS One) to gra legenda. Dla mnie to niedościgniony król gier imprezowo-kartingowych. Zabrali się za próbę przeniesienia epickości tytułu z PS1 na PS2, nie popełniając przy tym błędów Traveller’s Tales i Crash Bandicoot: The Wrath of Cortex (PS2). Jak wyszło?
W nowej odsłonie wraca tryb ADVENTURE i to od niego zacznijmy omawianie tytułu. Przygodę rozpoczyna intro CGI, które wykonano bardzo ładnie. Naprawdę ładnie. Nareszcie – można by rzecz – Crash doczekał się cutscenek adekwatnych nowej generacji. Co więcej, humor w nich również daje radę. Kilka razy się uśmiałem. Intro wprowadza nas w historię dosyć podobną do poprzedniej osłony kartingowego szaleństwa jamraja. Sielankowe życie ekipy Bandicoot zostaje przerwane przez tajemniczy promień z kosmosu, wciągający bohaterów. Jak się okazuje to samo spotkało Cortexa i jego drużynę. Miejscem gdzie wszyscy się spotykają jest wielka arena. Tutaj okazuje się, że za porwaniem stoi Imperator Velo XXVII, który by zadowolić swoich podwładnych postanawia zorganizować galaktyczne mistrzostwa gokartów. Gracz ma możliwość dwóch ścieżek fabularnych, różniących się jedynie cutscenkami i – jak się pewnie domyślacie – drużyną Crasha lub Cortexa. W każdej drużynie jest trzech kierowców o odmiennych statystykach, które można zaszufladkować w kategoriach szybki, zwinny i normalny. Gdy już wybierzemy drużynę Velo przedstawia nam zasady mistrzostw. Powtórka z Crash Team Racing (PS One). 4 światy zamknięte kluczami. Kluczy pilnują bossowie, a ostęp do bossa wymaga wygrania pucharów w wszystkich wyścigach danego świata. Każdy z światów odpowiada pewnej tematyce, co również jest odwzorowane w torach. Zimowe. Azteckie ruiny czy futurystyczne, pełne neonów miasta.

Po trybie poruszamy się przez huby, również przypominające te z Crash Team Racing (PS One). Gracze, którzy pamiętają tytuł z PS1 odnajdą się w lokacjach, ale trochę drażni brak minimapy. Czasem nie wiadomo co jest gdzie, np. kolejny wyścig do wygrania itp. Nowym graczom standardowo przypominam, że nie ma tutaj opcji auto-save, a zapis odbywa się po zpauzowaniu gry. Tak, nie ma tutaj wielkiego zielonego ekranu zapisu. Warto nadmienić, że po zobaczeniu cutsceny, odblokowuje się ona do zobaczenia w głównym menu. Gra wtedy podaje na ekranie komunikat o możliwości zapisu stanu gry, ale jest to tylko zapis „opcji” nie stanu gry. Mylące z początku. Skoro już zacząłem nadmieniać różnice od pierwowzoru z PS1, to przejdźmy do samej jazdy.
Crash Nitro Kart całkiem nieźle poradziło sobie z przeniesieniem stylu rozgrywki z prequela. Nie jest to kopia 1:1. Na początku dosyć problematyczne było dla mnie ogarnięcie nieco inaczej poruszających się kartów, a szczególnie jeśli chodzi o poślizgi z przyśpieszeniem. Wykonuje się je tak samo, ale jest odczuwalna różnica w efekcie końcowym. Z czasem jednak się przyzwyczaiłem i z niezadowolenia przeszedłem do akceptacji „nowego”. Nie wszystko jednak jest takie samo. W grupie 8 ścigających się rywali mamy kolegę z drużyny – prawie jak w F1. Będąc blisko niego na torze ładuje się pasek drużyny, który po zapełnieniu daje nam możliwość uruchomienie czasowego „auto-fire” przedmiotami. Przez krótką chwilę ciągle losują nam się bronie i strzelamy/rzucamy nimi ile się da. Fajny pomysł i ciekawa nowość. Oczywiście nie działa to w pojedynkach z bossami, gdzie wyścigi to 1vs1. Ostatnią rzeczą jaką chciałem napomknąć odnośnie jazdy jest transformacja kartów. Gdybym miał porównać ten patent do czegoś z obecnych tytułów to zdecydowanie nie jest to Sonic & All-Stars Racing Transformed™ (PS3), a bardziej Mario Kart 8. Koła naszych bolidów zamieniają się w coś podobnego do magnesów i możemy poruszać się po ścianach lub nawet suficie. Oczywiście w określonych miejscach na torze. Bardzo mi się to spodobało. Kolejna nowość, która odświeżyła rozgrywkę.

Zmianom uległy również bronie, choć brak drastycznych różnic. Zamiast pędzącego ku liderowi portalowi jest tornado, a czerwone i zielone fiolki zastąpiły bomby zamrażające lub rażące prądem. Niestety pogorszyły się efekty im towarzyszące, w porównaniu z tym co widzieliśmy przy tytule z szaraka. Rakiety nie mają kompletnie odrzutu. Wspomniane tornado nijak ma się do rewelacyjnie zrobionej kuli portalowej. Jest to tym bardziej dziwne, że ogólnie gra wygląda jak przystało na tytuł z PS2. Tory są bardzo kolorowe oraz im dalej w grze tym ciekawsze. Zdecydowanie bardziej przypominają serię Crash Bandicoot z PS1, niż Crash Bandicoot: The Wrath of Cortex (PS2). Design, modele postaci i pojazdów bardzo ładnie wykonano, podobnie jak efekty np. promieni słońca czy padającego śniegu. Vicarious Visions jednak nie udało się utrzymać animacji na stałym poziomie. Widać to dobitnie w momentach gdy nasz zawodnik jedzie będąc w hubie lub daleko od przeciwników podczas wyścigu. Ogólnie gdy mało dzieje się na ekranie animacja jest bardzo płynna, natomiast gdy zaczyna się robić „gorąco” wszystko spada. Daleko temu do tzw. pokazu slajdów i nie przeszkadza to w przyjemności z gry, ale jest wciąż widoczne. Muzyka towarzysząca nam podczas wyścigów również zasługuje na wysoka ocenę. Jeśli graliście w odsłony serii spod rąk Naughty Dog, to wyłapiecie podobne melodie. Żywe, rytmiczne, pasujące do lokacji melodie, standardowo przyśpieszające na ostatnim okrążeniu. Postacie mówią znajomymi głosami podczas cutscenek i wyścigów, a Aku Aku brzmi jak Morgan Freeman. Serio. Od razu mi to przyszło do głowy i gdy się odzywa, mam przed oczami twarz Freemana.

ADVENTURE trochę czasu zajmuje. Po pokonaniu wszystkich bossów, aby zdobyć upragnione 100% należy zdobyć wszystkie medale CNK (medale CTR w Crash Team Racing (PS One)) i relikwie czasowe. Mało tego. Odblokowanie niektórych postaci wymaga przejścia całości dwa razy. Po razie na każdą z drużyn. Wszystkich postaci jest 18. Poza trybem przygody oddano nam szereg innych trybów. Mamy tutaj różne wariacje pojedynczych wyścigów, zawodów pucharowych, wyzwań czasowych oraz tryb BATTLE, którego obecność bardzo mnie ucieszyła. Tryb ten to pojedynki na zamkniętych arenach, do 4 graczy na split-screenie. Tym razem jednak postanowiono go znacznie bardziej urozmaicić. Nie tylko możemy po prostu strzelać do siebie z znalezionych broni. Dodano nowe tryby walki, takie jak „Capture the Flag” (wiadomo) oraz „Steal the Bacon” (podobne do poprzedniego, ale z jedną flagą na środku areny i próba zgarnięcia jej do bazy), „Last Kart Stading” (pojedynek do ostatniego karta) czy „Crystal temple” (kto zbierze więcej porozrzucanych kryształów). Gdyby tego było mało to twórcy dorzucili edytor aren. Jednak zanim zaczniecie mieć swoje wyobrażenia co tej opcji, to sprostuje, że edytor pozwala nam jedynie na rozmieszczenie po mapie skrzynek z brońmi, TNT oraz Nitro, kryształów do zbierania i flag. Nie mniej jest to fajna opcja, która dodatkowo urozmaica już syty tryb walki.

Nie spodziewałem się, że Crash Nitro Kart (PS2) będzie tak dobrym tytułem. W moim sercu Crash Team Racing (PS One) jest czymś naprawdę wyjątkowym i zanim zagrałem w produkcję Vicarious Visions byłem bardzo sceptyczny. Szczególnie, że zaraz przed tytułem ograłem Crash Bandicoot: The Wrath of Cortex (PS2) – całe szczęście niepotrzebnie. Traveller’s Tales zrobiło grę PS1 na PS2. Natomiast Crash Nitro Kart to pełnoprawna gra na PS2, której fundamentem jest gra na PS1, ale z wystarczającą ilością świeżości by nie zostać w poprzedniej generacji.
PLUSY
- Oprawa graficzna
- Cutscenki CGI
- Kolorowe i żywe tory
- Jądro CTR z działającymi nowościami
- Wariacje trybu BATTLE
- Humor
MINUSY
- Niezbyt duży wybór postaci do gry, a połowa nieciekawa
- Spadki animacji gdy na ekranie zaczyna „się dziać”
- Zawody pucharowe składają się tylko z 3 wyścigów
- Dingodile z zezem
Bardzo dobra gra kartingowa z jamrajem w roli głównej. Kilka fajnych nowych patentów, kilka drobnych niedoróbek, ale w gruncie rzeczy świetny sequel CTR.
Ocena: 8.5/10
[Wpis został opublikowany również w ramach recenzji użytkowników PSSite.com pod linkiem]