Zgodnie z zapowiedzią udało się – przed Wami recenzja drugiej odsłony przygód Ratcheta oraz jego wiernego towarzysza Clanka. Odświeżonej edycji gry z konsoli PS2, będącej częścią trylogii HD wypuszczonej na PlayStation 3. Czy sequelowi udało się pobić udaną pierwszą część? Zapraszam po odpowiedź do lektury.
Kilka dni temu wrzuciłem na blog recenzję Ratchet & Clank HD. W skrócie grze zabrakło trochę do platformówki idealnej, a głównie oberwało się strzelaniu. Nie muszę więc wspominać, że do drugiej części podchodziłem ze sporą dawką nadziei i wysokich oczekiwań. Z tego względu zacznijmy właśnie od tego. System namierzania nie zmienił się zbytnio, a przynajmniej ten dostępny od razu w broniach. Co natomiast od razu rzuca się w oczy to możliwość poruszania się „na boki” gdy strzelamy – czyli inaczej strafe’owanie. Matko boska! Ależ to robi różnice. Nareszcie strzelanie ma sens i faktycznie możemy „pocelować” w co walimy, zamiast próbować skierować ogień w odpowiednią stronę. Pod tym względem studio Insomniac dało rade, ale na tym nie koniec. Kto czytał moją recenzję pierwszej części wie, że wypunktowałem w mankamentach brak zatrzymania się gry gdy zmieniamy broń przez kółko Quick Select i dosyć oddalone od siebie punkty kontrolne. To drugie zostało bez zmian, ale bądźmy szczerzy – czepiałem się, natomiast teraz gra robi pauzę przy przytrzymaniu trójkąta, w celu zmiany broni. Po tych zmianach myślałem, że już teraz to nowy Ratchet & Clank będzie ideałem. Cóż, nie do końca.
Dwójka bohaterów po uratowaniu galaktyki przed złowieszczym Drekiem, szukała nowych wyzwań, jednak nikt w ich galaktyce nie potrzebował pomocy. W tym momencie odzywa się do nich niejaki Abercrombie Fizzwidget, prezes firmy Megacorp, będącej głównym dostarczycielem „gadżetów” w galaktyce Bogon. Ma on dla szukających przygód bohaterów misję, polegającą na odnalezieniu bardzo groźnej broni-eksperymentu. Bez chwili namysłu wybuchowa para rzuca się do działania. Idealny materiał na prostą fabułę platformówki? Teoretycznie tak.
W trakcie ogrywania tytułu kilkukrotnie zadawałem sobie pytanie: „o co tu właściwie chodzi?” Serio. Fabuła jest jakoś tak śmiesznie prowadzona, że trudno się połapać kto jest złym, dlaczego właściwie mamy lecieć w to i to miejsce, załatwić tych i tych. Dopiero pod koniec gry całość zaczyna się klarować, mieć sens. Jednak stanowczo za późno, a sam koniec pojawia się nagle. Jest zabawnie. Humor serii pozostał, ale mam wrażenie, że twórcom za bardzo zależało na elemencie zaskoczenia i „twistach” fabularnych, przez co wynik jest nijaki. Opcja jest także, że po prostu skupili się na rozgrywce, fabułę zalewając, a trzeba przyznać: sequel jest na wypasie!
Zacznijmy może od tego, że do gry wrzucono „elementy RPG”. Każdą broń jaką posiadamy można ulepszyć do wyższego poziomu, który osiągamy zabijając nią odpowiednią liczbę przeciwników. Mało tego. Bronie można ulepszać dodatkowymi „zdolnościami”, jak np. lock-on (hurra!). Te znów kupujemy na czarnym markecie za platynowe śrubki, które są odpowiednikiem złotych z jedynki. Bronie to jednak nie wszystko, co możemy ulepszać. Statek, którym będziemy się poruszać również dane nam będzie rozbudowywać, dodawać uzbrojenie i zmieniać kolor. W trakcie przygody natrafimy na silniejsze klucze francuskie oraz lepsze zbroje Ratcheta. Wszystko to ma tutaj znaczenie ponieważ gra nie posiada już systemu życia: 4 razy obrywamy i koniec. Mimo, że pasek hp wygląda podobnie do tego z pierwszej części to jest znacznie dłuższy, a jego działanie przypomina gry RPG, niż platformówki. Więksi przeciwnicy zabierają nam więcej życia i analogicznie mniejsi mniej.
Podobnie jak sprawa ekwipunku, tak i reszta gry została soczyście rozbudowana, urozmaicona. Wszystkiego jest tutaj więcej. Poważnie. Więcej misji. Więcej przeciwników. Więcej minigierek. Nawet w otoczeniu da się więcej rozwalić, a nawet powinno się demolować wszelkie napotkane przedmioty, gdyż za wszystko są śrubki. Insomniac naprawdę się postarało w tej części, abyśmy się nie nudzili. Są areny gdzie przyjdzie nam stoczyć serię walk z falami przeciwników, zakończonymi starciem z dużym bossem. Są misje dla statku kosmicznego, w trakcie których zmierzymy się z wrogimi pojazdami, będziemy niszczyć całe floty krążowników czy spróbować swych sił w wyścigu. Gdy już przy wyścigach jesteśmy to i w tej części się pościgamy, ale tym razem na motorze. Od czasu do czasu gra pozwoli nam na sterowanie ogromnym Clankiem, by siać zniszczenia na jakimś księżycu, a także i normalna wersją Clanka, gdy przyjdzie nam ratować Ratcheta z więzienia. Tutaj kolejne „wincyj”. Już nie tylko małym robocikom będziemy mogli rozkazywać, ale także trzem innym rodzajom robotów: Hammerbot, Bridgebot i Liftbot. Z mniejszych rzeczy jakie udoskonalono to znacznie przystępniej wyglądające menu gry, a po rzucie kluczem możemy zrobić kilka kroków zanim wróci jak boomerang – mała zmiana, niezwykle pomocna.
Ważnym elementem serii są bronie, więc warto i o nich wspomnieć. W Ratchet & Clank 2 HD przekazano nam podobnie odjechany zestaw gnatów, jak w pierwszej części. Lasery, miotacze, rakietnice, coś podobnego do shurikenów, miotacz lawy i zmieniacze w owce. Każdy znajdzie swoją ulubioną, a trzeba przyznać, że bronie wydają się być lepiej przemyślane pod kątem przydatności, choć to może być efekt ulepszonej mechaniki strzelania i celowania. Nie mniej, jest czym strzelać i do tego sprawia masę radochy. Aha, jeśli mamy zapis gry z pierwszej części, to w pewnym momencie gra pozwoli nam korzystać ze starych broni – fajny motyw.
Różnicę od jedynki widać także w otoczeniu. Graficznie gra jest na bardzo zbliżonym poziomie do Ratchet & Clank HD, jednak mapy są ciekawsze i wypełnione większą ilością elementów, detali. Sprawia to bardzo pozytywne wrażenie, a najbardziej utkwiła mi w głowie planeta Smolg, gdzie będziemy musieli pokonywać duże odległości pomiędzy platformami, korzystając z „jet-packa”. Bardzo duża mapa. Umieszczona w chmurach. Skala robi wrażenie, tym bardziej, że to przecież było robione na PS2.
Poza spadkami animacji, które również i w tym remasterze się pojawiają, Ratchet & Clank 2 HD posiada jeszcze jeden mały szkopuł – poziom trudności, a raczej jego nierówność. Większość gry pokonałem z adekwatnym wysiłkiem, lecz mimo to w ostatnich etapach gra stała się znacznie trudniejsza. Skok jest bardzo widoczny np. w sile przeciwników czy ich wytrzymałości na nasz ogień. Co najmniej jakby gra starała się nam powiedzieć, że czas się wrócić i ulepszyć ekwipunek. Wolałbym, aby to jednak postępowało bardziej równomiernie, a nie poprzez stawianie „ściany” przed graczem.
Ekipie Insomniac prawie się udało. Praktycznie wszystkie rzeczy jakie mnie wkurzały w jedynce poprawiono. Strzelania nareszcie jest FUN, szczególnie na dodanych arenach. Szkoda tylko, że nie poświęcono należytej uwagi prowadzeniu gracza przez fabułę. Mają gameplay już na świetnym poziomie, teraz tylko dopakować w to dobrą i porządnie prowadzoną historią.
PLUSY
- Strzelanie nareszcie działa jak powinno
- Areny
- Rozwijanie Ratcheta, broni, ekwipunku i statku
- Ciekawe i duże planety
- Humor wciąż bawi
MINUSY
- Skoki poziomu trudności
- Kiepsko opowiedziana historia
- Druga część trylogii HD również gubi klatki
Dobry sequel powinien wpasowywać się w maksymę „bigger, better, more badass” i dokładnie to zrobiło studio Insomniac. Szkoda tylko, że nie przyłożono się należycie do fabuły, ale wciąż to solidny platformer i masa dobrej zabawy.
Ocena: 8.5/10
[Wpis został opublikowany również w ramach recenzji użytkowników PSSite.com pod linkiem]