Kontynuacja moich opinii o konferencjach E3 2018. W tej części: Square Enix, Bethesda oraz Ubisoft. Zapraszam do lektury i dyskusji. Tu lub na Discordzie.
Po pierwszym dniu konferencji bez zająknięcia zwycięzcą jest Xbox, który pokazał taką konferencję, że naprawdę trudno będzie komukolwiek choć zbliżyć się do zielonych. Choć de facto zwycięzcami jesteśmy my wszyscy, bo spora większość z nich to tytuły na wszystkie, liczące się platformy. Dziś zajmę się pozostałymi wydawcami, nie bawiącymi się w hardware. Gorzej od EA chyba nie będzie, co?
Hej! Jesteśmy Bethesda! Proszę klaskajcie!

Gdy w połowie konferencji zaczynasz myśleć, że to może być gorsze od EA, to nie wróży to dobrze dla oceny wydarzenia. Bethesda w porównaniu do ojców FIFY jest w zupełnie odwrotnej sytuacji. Otóż nie ma tytułów, które otrzymują stałe coroczną, nową edycję. Stawiają na gry single player, a przynajmniej tak promowali siebie przez ostatni rok, aby w tym zapowiedzieć całkiem sporo tytułów wieloosobowych. Nie bawią się w mikrotransakcje i generalnie są uwielbiani przez graczy. Niestety konferencja moim zdaniem im nie wyszła. 12 minut było trzeba zanim zobaczyliśmy jakąś grę, a zanim to nastąpiło zaliczyliśmy niezrozumiałe wrzucony koncert Andrew W.K. oraz parę twórców Rage 2 (PS4), którzy przez chwilę wyglądali jakby zapomnieli, co mają mówić. Natomiast przypierdalam się do koncertu, bo nie wiem dlaczego nie puszczono w jego trakcie rozgrywki. Byłoby świetnym pomysłem, ale dobra. Ważniejsze jak wypadł pokazany później gameplay kontynuacji Rage (PS3)? Całkiem dobrze. Jedynka jakoś specjalnie mi nie siadła, choć też gniotem nie była. Dwójka zapowiada się na połączenie Mad Max, DOOM i Dishonored, gdzie do naszej dyspozycji oddano pojazdy bojowe, brutalną broń palną oraz specjalne zdolności. Na materiale było widać takie “czary” jak: błyskawiczny teleport, zabawę grawitacją czy wpadanie w tryb furii. Strzelanka wygląda na kozaka, więc jeśli lubicie FPS od Bethesdy dokładnie wiecie, czego się spodziewać. Następnie głos zabrał świat TES, w formie The Elder Scrolls: Legends (PS4) oraz The Elder Scrolls Online (PS4). Karcianka zmierza na konsole, natomiast MMO doczeka się kolejnych rozszerzeń – meh. Kolejna gra była już znacznie bardziej ciekawa, choć chwilę euforii zakończyła się niesmakiem: zaledwie zapowiedź zapowiedzi i tajemniczy podtytuł DOOM Eternal (PS4). Brak dwójki w nazwie bardzo mi się nie podoba.

Quake Champions, dostępne jedynie na PC zapamiętałem praktycznie jedynie z powodu pana, który – zresztą jak większość na konferencji wydawcy – domagał się po każdym zdaniu oklasków, co momentami wyglądało aż komicznie. Nieco lepiej było przy zapowiedzi rozszerzenia Pray (PS4), w postaci czegoś na kształt randomowo generowanych lokacji, gdzie każde przejście ma okazać się odmiennym przeżyciem oraz aktualizacji podstawy gry z trybem New Game + oraz Survival. Była także wzmianka o dodatku z asymetrycznym multi, gdzie pobawimy się z innymi graczami w kotka i…kubek. Atracyjniejszom dla mnie zapowiedzią jednak okazało się Wolfenstein Youngblood (PS4) – podtytułem nawiązujące do dodatku pierwszego Wolfa. Historia bliźniaczych córek BJ Blazkowicza zabiera nas w lata ‘80, gdzie – jak pewnie się domyślacie – również będziemy zajmować się głównie wybijaniem jak największej liczby nazistów, jednak tym razem w kooperacji. W końcu nadszedł czas zapowiedzi najgłośniejszego tytułu wydawcy w mediach społecznościowych ostatnich dni, a więc Fallout 76 (PS4). Na scenę zaproszono Todda Howarda, aby opowiedział o szczegółach nurtujących graczy na całym świecie. Z najważniejszym informacji dla mnie, jako osoby, która podchodzi do serii zupełnie obojętnie, to: tytuł jest prequelem dla całej serii, świat wielkością przekraczający 4-krotnie ten z czwartej części, grę będzie można ukończyć samotnie oraz z ludźmi na całym świecie i tak, to produkcja z gatunku online survival na poziomie soft – np. gracze nie będą tracić postępu w razie śmierci. Poza tym to po prostu Fallout, więc jeśli jaraliście się każdą kolejną odsłoną, pewnie już szykujecie się na zakup. I myślałem, że na tym zakończy się konferencja Bethesdy, ale Todd zapowiedział jeszcze dwa tytuły, których wzmianka jest dla mnie małą zagadką. Bezplatformowy Starfield (?) i The Elder Scrolls VI (?). Znaki zapytania ponieważ zapowiadający wspomniał, że pierwszy tytuł, to coś z czym celują w następną generację, a upragniony RPG jest planowany na release jeszcze dalej – to po co o nich wspominać? Bez pierwiastka materiału z gry.

Momentami było ciężko. Bethesda mówiła o grach, które już są na rynku i niespecjalnie mnie interesują, a ciekawe pozycje doczekały się jedynie drobnych wzmianek. Ludzie wychodzący na scenę również byli jakby “nie na miejscu”. Koncert nie pyknął. Bethesda potrafi być zabawna, co udało się przecież w czasach promocji ostatniego Wolfensteina, a na tej konferencji ujawniło się w postaci śmiesznego spotu reklamowego, naśmiewającego się z heheszków o wypuszczeniu Skyrim na np. lodówkę. Niestety coś tu nie pykło z tym do końca. Aha, była jeszcze gra mobilna w świecie Elder Scrolls – MEH! Kurwa! Idźcie mi z tymi telefonami! Ja pierdole!
Square “nie wierzę, że to hype’owaliście” Enix
Nagłówek podkradłem akurat Kotaku, gdzie pojawił się bardzo podobny artykuł zaraz po prezentacji. Na jej początku powiedziałem sobie, że żałuję, że Square nie ma pełnoprawnej konferencji na E3, a jedynie wideoprezentacje, ale będę zadowolony jeśli pokażą zajebiste gierki – no cóż.
Z rzeczy jakie mi się podobały wspomnieć muszę o Shadow of the Tomb Raider (PS4) i elementach stealth, jakie zaimplementowano w grze. Lara będzie mogła podejść do błota i się nic wysmarować, aby nałożyć kamuflaż. Chowanie się w krzakach i koronach drzew ma znaczenie. A poza tym? Gra jest naprawdę brutalna i dobrze gdzieś przeczuwałem, że będzie to najbrutalniejsza przygoda pani archeolog. Mam tylko nadzieję, że akcja i brutalność nie zastąpią łamigłówek i zagadek. Zapowiedź kolejnego rozszerzenia Final Fantasy XIV: A Realm Reborn (PS4) ucieszy grających, a o The Awesome Adventures of Captain Spirit (PS4) już się dowiedzieliśmy z konfy Xbox, zatem przejdę do kolejnego tytułu z listy obserwowanych bacznym okiem produkcji. Dragon Quest XI (PS4) to pewniak w kontekście mojej listy zakupów. Gra wygląda na śliczną, a dotychczasowe recenzje z Japonii nie pozostawiają złudzeń – gra jest kolejnym silnym uderzeniem japońskiego gamedevu. Świetnie, że trafia na zachód. Do listy zakupów niestety na pewno nie dodam Octopath Traveler (Switch), co przyznaję z krwawiącym sercem. Tytuł wygląda na spełnienie mokrych marzeń każdego fana serii Final Fantasy, odsłony Tactics i pixelartu, który tutaj wchodzi na niewidziany do tej pory poziom. Nie Zelda i nie Mario, a właśnie ten tytuł jest moją marchewką ku zakupieniu sobie przenośnej odsłony Nintendo.

I na tym właściwie mógłbym zakończyć tą część relacji z E3 dla Square. W pozostałej części prezentacji pokazano Just Cause 4 (PS4), które mnie kompletnie nie interesuje, choć efekty zniszczenia i otwarty świat fajnie wyglądają. Zapowiedzieli krótkimi teaserami dwie gry: coś bardzo dziwnego o nazwie The Quiet Man (PS4) oraz nowość Platinum Games, Babylon’s Fall (PS4) – zbyt krótko jednak, by czuć zaciekawienie. Kolejny raz pokazano Kingdom Hearts 3 (PS4) i w 30 minut z hakiem było już po wszystkim. Czuję się rozczarowany i zniesmaczony. Bardzo liczyłem na coś więcej ze świata Final Fantasy aniżeli patch do MMO RPG. Nic o szesnastce. Nic o remake’u VII. Nawet nic o hucznie ogłoszonej kolaboracji wydawcy z Marvelem. Słabiutko mimo przeświadczenia że to tylko wideoprezentacja.
Ubisoft w formie
Heheszki, heheszkami, ale trzeba przyznać, że od kilku lat konferencje francuskiego wydawcy dostarczają solidną porcję ciekawych tytułów. Ponadto, nie ma drugiego wydawcy, który z taką troską i zaangażowaniem podchodzi do wspierania swoich marek. Nawet jeśli te nie okażą się petardą w dniu premiery. Jednym z takich tytułów dla przykładu niech będzie For Honor (PS4), które było już praktycznie skreślone przez pismaków, a na konferencji E3 2018 Ubisoft zapowiada kolejny rok wsparcia i rozszerzenie dodającego do gry wojowników z Chin. Przez chwilę myślałem, że to “pokryjoma kolaboracja Jednak zacznę od kilku kwestii, które Ubisoft zrobiło lepiej aniżeli ich poprzednicy na tegorocznym E3, wykorzystując te same pomysły na swoje show. Zacznę od e-sportu, który EA pokazało blondaskiem z mlekiem pod nosem i niewyparzoną gębą. Ubi do tematu podeszło znacznie lepiej zapowiadając film dokumentalnym, który już w krótkiej reklamówce prezentował się o klasę lepiej, przy okazji chwalenia się liczbą graczy w Rainbow Six: Siege (PS4) (35 mln). Filmem Another Mindset warto się zainteresować. Kolejną sprawą jest koncert w trakcie konferencji. Pamiętacie jak narzekałam na suchy koncert podczas konfy Bethesdy? Jak brakowało mi rozgrywki w tle? Dokładnie to zrobili francuzi pokazując dodatek do Mario + Rabbids: Kingdom Battle (Switch) związany z inną marką Nintendo, Donkey Kong. Świetny koncert na żywo z rozgrywką w tle zrobił pozytywne wrażenie. Take that Bethesda!

No dobra, ale przejdźmy do gierek. Konferencja otwarła wielki, pluszowy miś Panda tańcząc do hitów popowych list przebojów, wygrywanych na żywo przez kroczącą za nim orkiestrę. Tak, chodzi o Just Dance 2019 (PS4), które już przyzwyczaiło mnie do bycia totalnie obciachowym elementem konferencji Ubisoftu minionych lat. Z drugiej strony cieszę się, że tańce pojawiły się na początku – przynajmniej szybko było z głowy i można było przejść do soczystego mięsa. A na E3 2018 francuzi przygotowali istny kiermasz najlepszych okazów mięsa i wędlin z najdroższych hodowli na świecie. Pierwszym daniem okazało się Beyond Good and Evil 2 (PS4), które powoli wkupuje się w moje serce. Klimat opery kosmicznej z niezwykle barwną i wyjątkową paletą bohaterów oraz humor przypadły mi go gustu. Wiem, że to tylko CGI, a pokazane materiały to stan pre-alpha gry (na pewno się zmieni), to i tak zarys zaprezentowany przez twórców mówi mojemu portfelowi: “Wpisz mnie na listę zakupów słonko”. Ciekawą inicjatywą jest zaangażowanie społeczności w zawartość artystyczną gry, którą zobaczymy m.in. w formie murali i muzyki w grze. Lenistwo twórców? Nie jestem marudzącą mendą, więc daję okejkę takim inicjatywom jak Space Monkey Program.

Kolejnym daniem: Tom Clancy’s: The Division 2 (PS4). Tytuł przenosi nas 7 miesięcy po wydarzeniach z jedynki. Wirus z Nowego Jorku już zanika, jednak jego skutki są katastrofalne dla społeczności Stanów Zjednoczonych. Krajem rządzi bezprawie. Cywile są bezbronni wobec zmilitaryzowanych gangów i grup najemniczych. Przenosimy się do Waszyngtonu, gdzie będziemy starali się zapobiec upadkowi USA. Odwiedzimy m.in. Biały Dom lub Pomnik Waszyngtona. Po kolejnym filmiku CGI pokazano troszkę rozgrywki i zapowiedziano kilka istotnych zmian: po dotarciu do end game tytułu otrzymamy możliwość wyboru tzw. specjalizacji, które diametralnie wpłyną na naszą postać i jej dalszy rozwój. Ujawniono także plany na pierwszy rok (3 DLC za free) oraz prawdziwą bombę: w grze będziemy mogli w 8-osobowym składzie stawić czoła raidom. Po tym, co zobaczyłem jest bardzo prawdopodobne, że wskoczę w rolę Agenta raz jeszcze. Już w marcu 2019.
Skull and Bones (PS4), a więc sieciowa zabawa w piratów również doczekała się renderowanego filmiku, a także pokazu rozgrywki. Statki i woda wyglądają bardzo ładnie, choć wciąż mam wrażenie, że to wycięta część Assassin’s Creed: Black Flag (PS4). Trials Rising (PS4) poza jajcarską zapowiedzią niespecjalnie mnie zainteresowało, podobnie do The Crew 2 (PS4) – koncept wygląda nieźle, ale jakoś nie czuję chemii. Na scenie pojawił się Frodo (Elijah Wood) i zapowiedział thriller VR Transference (PS4). Z racji, że na samym zwiastunie dostawałem gęsiej skórki, ten tytuł nie zobaczy nawet skrawka mojej listy zakupów. Ale jeśli lubie psychodeliczne klimaty ucieczki z popapranego umysłu – częstujcie się. Zupełnie zmieniając target publiki pokazano nieco więcej o Starlink: Battle for Atlas (Switch). Przygotowana przez Ubisoft dziecięca wersja No Man’s Sky (PS4), której towarzyszy seria zabawek toys to life, doczekała się srogiego kopa w atrakcyjności poprzez kolejny projekt kolaboracji Ubisoft i Nintendo. Do gry akcji trafia Star Fox, pasując niczym ulał do produkcji francuzów. To naprawdę świetny pomysł, któremu “błogosławieństwo” nadał sam Miyamoto, będący w publice konferencji. Podoba mi się naturalnie pozytywna prezencja japończyka, który odbierając figurkę statku Foxa McClouda nie ukrywał zaskoczenia i wzruszenia.

W końcu nadszedł czas na zapowiadaną już przed E3 kolejną odsłonę serii assassynach, Assassin’s Creed: Odyssey (PS4). Tytuł wygląda na wzorowy sequel dla Origins, robiąc kolejny krok w stronę gatunku RPG. Po rozwoju postaci, cyferkach przy obrażeniach, wypadających z przeciwników częściach ekwipunku przyszedł czas na drzewka dialogowe i wiążące się z nimi konsekwencja dla świata gry. Tytuł również pozwoli nam na wybór postaci pomiędzy Kassandrą i Alexiosem, których wybór będzie permamentny na całość produkcji. Jeśli zmiany w poprzedniej odsłonie przyjęliście z zadowoleniem, to i tutaj powinniście być ukontentowani. W kwestii prezentacji gra wygląda prześlicznie, choć już przecież Assassin’s Creed: Origins (PS4) wygląda bardzo ładnie. Starożytna Grecja zaprezentowana na materiałach wideo wprawiała w zachwyt. Jeśli uda się utrzymać serii na fali ostatniej części możemy spodziewać się kolejnej walki AC o tytuł gry roku. Kto by pomyślał, że Assassin’s Creed znów będzie elektryzować swoimi odsłonami. Świetne zakończenie konferencji, a ja biję się w pierś, że muszę przestać grać w te gry online (Halo? Czy to Division 2?) i zacząć nadrabiać te “singleplayerowe” produkcje.