Call of Duty: Modern Warfare 3 (PS3)

Zamknięcie trylogii Modern Warfare, rozwiązanie wątków Johna Price’a, Soapa i Vladimira Makarova. Jaki będzie finał gonitwy za terrorystą numer jeden? Sprawdzam po latach.

Mój backlog jest dziwny, co do tego nie mam wątpliwości. Przewijają się tam gry od ery PS2 aż po PS4. Od harcore’owych JRPG dla psycho-fanów japońszczyzny, aż do pełnych akcji blockbustery. Z tego też powodu ostatnio na blogu mogliście przeczytać o mojej podróży w korzenie serii Final Fantasy. Drugą serią którą nadrabiam jest Call of Duty od ActiVision. Z serii odpadłem po drugim Modern Warfare i przez wiele, wiele lat związałem się m.in. z grami spod znaku Battlefield, czy później Destiny. Czasem jednak wraca we mnie ochota na szybką, krótką, intensywną rozrywkę. Taki niezobowiązujący skok w bok od angażujących tytułów. W przypadku Call of Duty: Modern Warfare 3 (PS3) dopowiedzieć muszę, że pierwsze dwie odsłony mają szczególne…może nie miejsce, ale swój malutki kącik w moim sercu. W odróżnieniu do Call of Duty: Black Ops (PS3), które mnie zaskoczyło kampanią, miałem zatem niemałe wymagania, szczególnie dotyczące finału trylogii pogoni Price’a za terrorystą, Makarovem. Zacznijmy zatem od tego.Gra wrzuca nas w sam środek trzeciej wojny światowej, więc dokładnie, gdzie zostawiło nas MW2. Ofensywa Rosji na Stany Zjednoczone naciera pełną parą, co m.in. przełoży się na misje obrony Nowego Yorku oraz zatrzymanie ataku pocisków balistycznych poprzez przejęcie łodzi podwodnej u brzegów The Big Apple. Ponadto konflikt zbrojny dotyka również Europę – kraj carów idzie na całość, uciekając się nawet do ataków bronią chemiczną w centrach miast. Hamburg, Paryż i Praga to miejsca kolejnych starć na ogromną skalę. Te wydarzenia obserwować będziemy z poziomu oddziałów Delta Force oraz specjalnych jednostek Francji i Niemiec. Gra rzuca nas od miejsca konfliktu, do miejsca konfliktu. Dużo się dzieje, tempo jest szalone, zatem szukający zastrzyku adrenaliny dobrze trafili. Obok tego wszystkiego mamy wspomnianą pogoń za Vladimirem Makarovem. Osobą pociągającą za sznurki konfliktu, przez którą świat pogrążył się w militarnym chaosie, odpowiedzialną za rzeź cywili na rosyjskim lotnisku – cała ta „apokalipsa” przez „…wolę jednego mężczyzny”. Naprzeciw takiemu człowieku potrzeba równie zdeterminowanych rywali i tutaj na scenie pojawiają się znani kapitan John Price, Soap, Nikolai oraz nowa twarz ekipy pościgowej, Juri. Od kryjówki do kryjówki, podążają śladami terrorysty, który nieustannie popycha oba supermocarstwa do skakania sobie do gardeł. Gra przełącza się pomiędzy obiema ścieżkami fabularnymi, aby finalnie spleść je ze sobą w znanym dla serii, efekciarskim stylu. Trzeba bowiem przyznać, że druga połowa kampanii dla jednego gracza jest znacznie bardziej angażująca, a kilka finałowych scen przypomina mi skąd we mnie takie przywiązania do postaci. Podobnie jak miało to miejsce w drugim Modern Warfare, twórcy wprowadzają bohaterów, pokazują ich heroiczność, wiążą nas z nimi i w zwolnionym tempie odbierają, kierując złość ku osobie Makarova. Kampania nie była zatem zaskakująco dobrą historią jednego faceta, jak miało to miejsce w Call of Duty: Black Ops (PS3), a sprawdzonym zestawem skryptów i blockbusterowych patentów – jeśli podobnie do mnie, tego właśnie szukaliście, będziecie po tych 5, 6 godzinach gry, zadowoleni. Problemem natomiast dla mnie była sama końcówka, choć zdaję sobie sprawę, że to może być bardzo subiektywna ocena ostatnich scen gry pod kątem finału trylogii. Mimo, że próbowano pozwolić nam zakończyć gonitwę Johna Price’a za Makarovem z pierdolnięciem, wyszło raczej umiarkowanie.

Ci natomiast, którzy produkcje ActiVision znają, zapewne doskonale zdają sobie sprawę, że kampania single player jest zaledwie dodatkiem do trybu wieloosobowego – obecnie kręgosłupa Call of Duty. Tutaj bez rewolucji. Mechanika i tryby zabawy nie uległy przesadnym zmianom, aczkolwiek wprowadzono szereg poprawek. Dodano możliwość modyfikowania każdej broni, poprzez budowanie jej poziomu na wskutek użycia. Im więcej strzelamy z jakiejś pukawki i osiągamy kolejne jej cele (m.in. ilość headshotów), tym bardziej rośnie nasz poziom „zaznajomienia” z konkretną bronią, co przekłada się na odblokowywane dodatki, maskowanie oraz nowość: perki. W ich skład wchodzą np. obniżenie odrzutu, możliwość założenia dwóch dodatków lub zwiększenie obrażeń pocisków. Tym samym zmianę zaliczyły perki, dodawane do naszego wojaka, które również możemy rozwijać do wersji Pro, zapewniającej dodatkowe atuty. Gdyby komuś było jeszcze mało „wojskowego tuningu” to zmianom uległy także serie zabójstw, które podzielono na ofensywne i defensywne. Możemy wybrać, czy kolejne serie eliminacji wspomogą nasze K/D lub pomogą całej drużynie, np. zakłóceniami dla drugiej ekipy, lepszym radarem itd. O czym należy pamiętać, to fakt, że serie ofensywne przerywane są śmiercią gracza, a defensywne nie. Fajna zmiana, pozwalająca bym „użytecznym” graczom, których umiejętności nie pozwalają na długie serie zabójstw bez śmierci. Jest czym walczyć, jest i na czym walczyć, bo 16 nowych map przypadło mi do gustu. Natomiast to, co zrobiło dla mnie robotę, to nowy tryb ‘Likwidacja Potwierdzona’ – uwielbiam. Polega on na prostej zasadzie, według której nasza drużyna nie otrzymuje punktu za zabicie wroga, jeśli nie podniesiemy pozostawionych w miejscu śmierci nieśmiertelników przeciwnika. Koniec z „kampieniem” (może nie całkiem) w jednym miejscu i wygrywaniem rund. Akcja jest wartka, a starcia toczą się na całej mapie. Zakochałem się i choć wciąż największą popularnością cieszył się Team Deathmatch, to ten tryb był na drugim miejscu obecnej popularności. Muszę przyznać, że ponownie jestem zaskoczony popularnością tak leciwej gry. Spokojnie o każdej porze dnia było z kim pograć w bardziej znane tryby.Podobnie rzecz miała się z trybem Spec Ops, który wraca w Call of Duty: Modern Warfare 3 (PS3) i pojawia się zamiennie (w serii) z zabawą w ubijanie fal zombiaków. Spokojnie udało mi się znaleźć osoby do wspólnego grania online. Tryb ten to dwa rodzaje zabawy: misje co-op, gdzie musimy wspólnie z kompanem ukończyć wyznaczone zadanie, oraz Survival który jest niczym innym jak odpieraniem fal przeciwników na mapach z multiplayera. W tym drugim odnajdą się gracze Counter-Strike, gdyż podobnie do hitu Valve, mamy tutaj zdobywanie mamony za kille i wydawanie jej na lepsze bronie, aby przetrwać kolejne fale wrogów. Misje to krótkie rozdziały fabularne, a ciekawostką jest informacja, że jeśli wierzyć internetowi, gra pierwotnie miała być właśnie produkcją nastawioną na kooperację. Niestety nie udało się w ten sposób zbudować akceptowalnej kampanii i tego rodzaju rozgrywka przeniosła się właśnie do Spec Ops. Kilka z ogranych przeze mnie misji miało nawet swoje umiejscowienie w wydarzeniach z kampanii dla jednego gracza, czasem rzucając nas po drugiej stronie barykady. Gdzie w głównym trybie ratowaliśmy samolot prezydenta, tak w Spec Ops będziemy w roli terrorystów. Fajna zabawa, aczkolwiek bez dobrej współpracy na mikrofonach trudno o wczucie się w rozgrywkę. Wyjściem byłoby zaprosić do siebie znajomego i ukończyć wszystkie misje na podzielonym ekranie – tylko kto by miał ochotę ze mną w to zagrać?

Wszakże gra ma już swoje na karku. Podobnie jak silnik, na którym hula całość gry. Call of Duty nigdy nie stawiało wyzwania konkurencji w kwestii jakości grafiki i niestety tym razem nic się w tej kwestii nie zmienia. MW3 wygląda częściej dobrze, momentami brzydko, a bardzo sporadycznie robi wrażenie – zdarzają się momenty, w których gra wygląda lepiej niż zwykle. Zupełnie jakby twórcy doskonale wiedzieli, że w danym momencie gracz będzie skupiony na obserwacji, a nie pruciu tonem żelastwa w przeciwników. Fakt. Nawet przy dużej zadymie gra niezwykle rzadko łapie czkawkę oraz nie mamy tutaj skali poziomów niczym Battlefield, a jednak coś. Jedną z gorszych rzeczy jakie – moim zdaniem – mogli zrobić twórcy to dorzucenie do produkcji znajdziek, rozrzuconych po różnych miejscach, odbiegających od korytarzy, jakimi wypełniona jest cała gra. Patrzenie tam, gdzie nie dzieje się akcja może wywołać srogi grymas niezadowolenia: puste przestrzenie i kiepskie tekstury. Hitem był wyjazd z parkingu podziemnego, skąd wysunął się nasz czołg: zupełnie gołe ściany i podłoga, bez tekstur. Znów pojawia się myśl o koncentracji na miejscach ważnych gry i traktowaniu po macoszemu całej reszty. Znajdźkom przeszkadza jeszcze jedna rzecz: nieustanne pojawianie się przeciwników. Developerzy kolejny raz idą po najmniejszej linii oporu i rzucają w nas hordami przeciwników do ubicia, którzy nieustannie będą wybiegać ze ślepych uliczek lub zza zamkniętych drzwi – bo czas spędzony na level design jest dla amatorów, co, Infinite Ward? Wartą odnotowania w recenzji jest jeszcze muzyka, gdzie gitarowe brzmienia pompują dodatkowe zapasy adrenaliny.Mimo wszystko skłamałbym mówiąc, że źle się bawiłem z tytułem. Tak, dostaliśmy praktycznie kalkę Call of Duty: Modern Warfare 2 (PS3), jeśli chodzi o tryb pojedynczego gracza, aczkolwiek będąc zupełnie szczerym: niczego więcej się nie spodziewałem, co nie znaczy, że nie chciałem zostać zaskoczony. Multiplayer dostał kilka ulepszeń, a tryb kooperacyjny to dla mnie lepszy pomysł niż zombie, które leżą mi tak średnio. Teraz, gdy cykl Modern Warfare został zamknięty jestem ciekaw, co wymyśli studio IW w stosunku do kolejnej odsłony za dwa lata, a w międzyczasie swoją szansę otrzymuje Trayarch.

PLUSY

  • Wartka, dynamiczna akcja
  • Efekciarskie skrypty
  • Druga część kampanii
  • Miodny multiplayer z lekkim tuningiem
  • Tryb Spec Ops
  • Możliwość zabawy na podzielonym ekranie

MINUSY

  • Mało-satysfakcjonujący koniec
  • Leciwy silnik
  • Słaby game design
  • Zbyt jednostajna pierwsza połowa trybu fabularnego

Po prostu kolejne Call of Duty: love it or hate it. Kupujcie świadomie tego Big Maca i nie oszukujcie się, że jest fit.

Ocena: 7.5/10

Jedna myśl na temat “Call of Duty: Modern Warfare 3 (PS3)

  1. Linia najmniejszego oporu… Remember that…. Mw3 czesto gesto goscil na kanapowym coopie u kumpla po kilku/nastu glebszych

    Polubione przez 1 osoba

Możliwość komentowania jest wyłączona.