Shadow Tactics: Blades of the Shogun (PS4)

Nie ma to, jak dowiedzieć się o zamknięciu studia, kilkanaście dni po tym, jak rozpocząłeś zabawę w jednej z ich produkcji. Mimimi Games z Niemiec, po wypuszczeniu trzech gier zostało zamknięte. Gorzkiego smaczku sytuacji nadaje fakt, że stało się to po wypuszczeniu trzech (podobno) świetnych produkcjach. Podobno, ponieważ sprawdzam ich pierwszą produkcję, ale powiem tak: jestem w stanie, w to uwierzyć.

Motywacją do zagrania w Shadow Tactics: Blades of the Shogun był PlayStation Portal i chęć zagrania w coś bardziej taktycznego, co teoretycznie mógłbym ogrywać nawet w trasie (łącząc się z konsolą przez telefon). Na tytuł ten padło moje zainteresowanie, albowiem pamiętam z dzieciństwa grę Commandos 2, a podobno Shadow Tactics to ten sam taktyczny gatunek, idealnie skrojony pod wykonywanie akcji w turach i bez konieczności natychmiastowych reakcji – a przynajmniej w moich wspomnieniach, tak zapamiętałem klasyka z peceta. Wikipedia określa gatunek jako Stealth Realtime Tactics, co ma sporo sensu. Natomiast jeśli chodzi o recenzowaną produkcję, to jest tutaj znacznie więcej akcji, niż się spodziewałem, jednak nie na tyle, żeby nie realizować założeń, dla których ją wybrałem. Wszystko za sprawą sterowania. Pamiętam drugich Commandosów, jako grę niemalże strategiczną. Po dyskusji z Bartkiem na ostatnim GAMECAST’cie dotarło do mnie, że to raczej tylko moje, mylne zrozumienie i zarówno dzięki myszce, jak i padzie, można uzyskać taki sam wynik w poruszaniu się naszych bohaterów – jednak na padzie jest to łatwiejsze, moim zdaniem.

Grę obserwujemy z lotu ptaka, ze zrzutu izometrycznego, ale mamy pełną swobodę poruszenia, oddalania/przybliżania i obracania kamerą. Sterowania postaciami odbywa się na drugim analogu jak przy tradycyjnej produkcji akcji. Nie wskazujemy miejsca, w które chcemy, aby nasza postać przeszła i czekamy, a sami poruszamy się nią do niego. Kursor pojawia się w momencie, gdy chcemy sprawdzić stożki wzroku strażników lub czy dany element otoczenia jest interaktywny. A zatem skoro są stożki widoczności, to pewnie się spodziewacie, że gra nastawiona będzie na skradanie się i działanie poza oczami, czy uszami, wrogów – gdyby okładka lub nazwa gry tego nie zdradziły. Znający mój preferencje, doskonale wiedzą, że stealth to mój konik i każda produkcja kładąca nacisk na ten rodzaj rozgrywki, ma u mnie spory plus. Na szczęście, przy Shadow Tactics nie muszę się tego wstydzić, albowiem gra jest świetnym przedstawicielem tej formy zabawy. Od bohaterów, ich możliwości, aż po budowę lokacji, to kawał kapitalnie zrealizowanej koncepcji wyzwania, któremu sprostać musimy przez sprawny zmysł taktyczny i pomysłowość w zabójczych rozwiązaniach po cichu. Uwielbiam.

Do dyspozycji graczom twórcy oddali piątkę bohaterów. Każda z nich posiada zestaw umiejętności i cech, które stanowią o jej odmienności względem pozostałych. Hayate to ninja, który może rzucić kamieniem na niewielką odległość, w celu odwrócenia uwagi strażników oraz shuriken, którym jest w stanie cicho zabić przeciwnika z daleko. Mugen to samuraj, który jest w stanie pokonać dwóch strażników naraz oraz umieścić na trasie patrolu butelkę sake, która skutecznie przykuje uwagę strażników, którzy nie omieszkają zaprzepaścić szansy na pyszny trunek. Takuma to snajper, który potrafi ściągnąć wrogów z dużej odległości, rzucić bombą wybuchową w grupę wrogów, ale przede wszystkim jego partnerem jest szop, któremu może rozkazać, stawić się w odpowiednim miejscu, a następnie sztuczkami i dźwiękiem zaabsorbować strażników. Yuki to młoda złodziejka, która potrafi zabić wrogów pułapką naziemną i skłonić do podejścia w jej stronę, dzięki gwizdkowi. Aiko to kunoichi, która dzięki proszkowi potrafi na chwilę znaczącą osłabić wzrok przeciwnika oraz możliwość przebrania się, jeśli znajdzie odpowiednie ciuchy podczas misji. Poza tymi zdolnościami postacie różnią się swoimi predyspozycjami. Mugen może przenosić dwa ciała zabitych wrogów, jak i nosić ciężkie przedmioty, ale nie wdrapie się po zaroślach. Hayate, Aiko i Yuki potrafią linką wspiać się na dachy. Dziewczyny jednak bardzo powoli ciągną ciała po ziemie, aby je schować. Takuma, z racji drewnianej nogi, wydaje dźwięk w trakcie chodzenia i nie jest w stanie korzystać z żadnych form wspinania się.

Podobnie do różnorodności bohaterów, przeciwnicy również różnią się od siebie w wielu aspektach. Jednych łatwiej zwabić dźwiękiem w inne miejsce, inni jedynie się obrócą i rzucą coś pod nosem. Są także i samurajowie, których pokonać może jedynie Mugen w starciu jeden na jeden. Jeśli chcemy zabić samuraja innym bohaterem, musi najpierw go powalić bronią palną na kolana. Ponadto, niektórzy strażnicy ze sobą rozmawiają, przekazują sobie informacje i raportują do siebie. Tym samym reagują nie tylko na martwe ciało swojego towarzysza, ale na samą jego nieobecność w adekwatny sposób – nie pełnoprawny alarm, ale przeszukanie okolicy. Dodajmy do tego cywilów poruszających się po lokacjach oraz zwierzęta, jak chociażby kury, które narobią hałasu, jeśli obok nich przejdziemy. To wszystko powoduje, że Shadow Tactics jest nie lada wyzwaniem i nie raz ostro sprawdzi nasze szare komórki. Na szczęście twórcy nie są bezlitośni jak japoński ninja (hah!) i pozwalają nam zapisywać rozgrywkę w dowolnym momencie. Wciskając touchpad na padzie, gra momentalnie wykona szybki zapis, do którego możemy dowolnie wracać, ile razy chcemy. Mimimi Games zdaje sobie sprawę, jakie wyzwanie rzuca graczom, ponieważ nie tylko udostępnia mechanikę szybkich zapisów, ale i do niej namawia zegarem, który pokazuje się, gdy od ostatniego zapisu minęła minuta, a który zmienia swój kolor im więcej czekamy z wykonaniem kolejnego save’a, co mocno doceniam i polecam słuchać barwy zegara. Jednak pomimo takie udogodnienia, to niektóre misje przechodziłem przez kilka godzin, nie raz uderzając w mur głową i szukając rozwiązania łamigłówki misji.

I choć to sprawiało, że bawiłem się w Shadow Tactics naprawdę dobrze, tak największe wrażenie zrobiły na mnie formy misji oraz niespodzianki, jakie każda z nich wnosi do rozgrywki, a które zmuszają nas, za każdym razem, do nowych strategii. Misja w lokacji pokrytej śniegiem wprowadza element śladów na ziemi, które zwrócą uwagę strażników, którzy pójdą za nimi. Misje nocne zmieniają widoczność dla wszystkich strażników, ale też powodują, że musimy uważać na wszelkie źródła światła, w których momentalnie zostaniemy zauważeni. Podczas deszczu cierpi wzrok strażników i nie słychać naszych kroków, chyba że stąpamy po kałużach. Zmieniają się również cele, jakie stają przed nami. Od tradycyjnych zabójstw, wysadzania w powietrze fortyfikacji, to dochodzą do tego kradzież dokumentów, które ktoś przy sobie nosi, czy uprowadzenia. Z każdą kolejną misją byłem pod wrażeniem pomysłowości twórców i zachwycony, że pomimo siadania do jedenastej czy dwunastej misji, wciąż rozgrywka pachnie świeżością i zmusza mnie do znalezienia nowych rozwiązań. Często polegających na koordynacji akcji wielu bohaterów jednocześnie. Jak tego jednak dokonać sterując (ruszać możemy wieloma, ale akcje wykonywać jedną) wyłącznie jedną postacią na raz? Dzięki czemuś, co twórcy nazwali Trybem Cienia. Polega on na programowaniu zachowań każdego z bohaterów, a następnie odpalać zaprogramowane akcje, w tym samym czasie, sterując inną. Pozwala to budować skomplikowane scenariusze akcji i reakcji, które dają dziką satysfakcję, gdy uda nam się zbudować scenariusz z użyciem kilku bohaterów w perfekcyjnym efekcie.

I choć pomyśleć można by, że koncentracja na rozgrywce kosztowała inne aspekty gry, to studio nie zawiodło mnie również fabularnie. Historia gry umieszczona jest w fikcyjnych realiach wzorowanych na feudalnej Japonii. Widzimy kraj w momencie, w którym udało się na jego ziemiach zaprowadzić względny pokój i dobrobyt. Nie wszyscy jednak są zadowoleni z pokoju. W kraju pojawia się tajemniczy lord Kage, który zza kulis mobilizuje buntowników i knuje obalenie obecnie rządzącego shoguna. Jego plany próbuje pokrzyżować Mugen, najwierniejszy samuraj shoguna, który tropi tajemniczego wroga numer jeden. Mugen na swojej drodze poznaje Hayate oraz pozostałych bohaterów, których złączył ostatecznie ślepy los, a pomiędzy którymi, wraz z postępem historii, budują się prawdziwe więzi przyjaźni i partnerstwa. Element relacji pomiędzy bohaterami odgrywa w Shadow Tactics pierwsze skrzypce i stanowi główny wał napędowy dla lepkości fabuły. Reszta jest raczej przewidywalna. Nie mniej dzięki możliwości ustawienia sobie japońskiego dubbingu, można mieć wrażenie, że gra została stworzona przez studia z Japonii, a nie Niemiec. Szczególnie że bardzo wiernie oddano tutaj klimat Japonii okresu samurajów – podejście do życia, obowiązku, traktowania kobiet oraz „zamiłowania” do popełniania seppuku przez mężczyzn. Szkoda tylko, że o polskich napisach zapomniano przy okazji animowanych scenek przerywnikowych, które musiałem oglądać na YT ze względu na japoński voice-over.

Shadow Tactics: Blades of the Shogun pozytywnie zaskoczyło mnie pod wieloma względami. Spodziewałem się Commandosów takich, jakich zapamiętałem wiele lat temu, a otrzymałem najbliższą Tenchu grę, jaką ogrywałem od niemalże tak samo długiego czasu. Gdybym dostał tytuł w swoje łapska, gdy z umiłowaniem zagrywałem się w roli Rikimaru czy Ayame, równiez i tutaj zdobywałbym wszystkie medale, jakie ekran zakończenia misji nam ukazuje – replay-value jest tutaj mocne. Jeśli szukacie wyzwania i lubujecie się w grach typu stealth, to gorąco tytuł polecam. Gra również radzi sobie estetycznie, jak i z poziomu muzyki w grze. Zrobiona na Unity produkcja wygląda nieźle, trudno się tu do czegoś specjalnie przyczepić. Japońscy aktorzy spisali się znakomicie przed mikrofonami, a muzyka, której kompozytorem Filippo Beck Peccoz nie powstydziliby się kompozytorzy z Capcomu czy Team Ninja. Pełne gitar utwory (ulubiony instrument kompozytora) łączone z innym, bardziej przychylnymi dźwiękom gier rozgrywającym się w Kraju Kwitnącej Wiśni to coś, czego można posłuchać w grze i spokojnie poza nią. A co w grze mi nie zagrało? Szczerze? Do niewielu rzeczy mógłbym się przyczepić. Myślałem, że powiem coś o ostatniej misji i tym, jak cholernie trudnym wyzwaniem się okazała, ale potem widziałem dwunasto-minutowy jej speed-run i zwątpiłem w moją ocenę. Blades of the Shogun jest bardzo udaną produkcją studia, które niestety nie tylko więcej gier nie wypuści, ale i nie zrobi portu na konsole samodzielnego dodatku do Shadow Tactics, skupionego wokół postaci Aiko – cóż pozostaje mi tylko cieszyć się, że przede mną jeszcze dwie ich gry, a jedną mam nawet na półce już.


Podobał ci się materiał?!

Postaw mi kawę na buycoffee.to

…aby wesprzeć RaczejKonsolowo w misji szerzenia pasji do gier poprzez niezależny content, w 100% bez bullshitu i na maksa gamingowy!


Jedna myśl na temat “Shadow Tactics: Blades of the Shogun (PS4)

Dodaj własny

Dodaj komentarz