Mogliście już sprawdzić jak radzę sobie w poszczególnych odsłonach Mega Mana, podczas streamów RaczejKonsolowo, a teraz przyszedł czas na podsumowanie.
Sam do końca nie wiem, czy taka kolekcja łapie się bardziej pod kategorię z recenzjami, czy może powinienem dorzucić ją do wpisów „A Dziś Zagramy W…”? Z jednej strony nie jest to zwykła kompilacja produkcji retro, albowiem dzięki ulepszeniom, jakie serwowały owe edycje, mogłem zauważalnie (nie zawsze) wpłynąć na rozgrywkę. Natomiast ukryć się też nie da, że zawierają one produkcje, których premiery rozpościerają się od 1987 do 2010 roku. Od NES-a, aż po budzenie się cyfrowej dystrybucji na konsolach w generacji PS3 i XBOX 360. A zatem, jak mawiał mądry film z młodą Azjatką: „Dlaczego nie obie?”. Stąd najpierw powiem, co nieco o samych kolekcjach, a następnie spróbuje ocenić każdą z odsłon serii Capcom o niebieskim chłopcu robocie.
Kolekcje
Ekipa Digital Eclipse to specjaliści, jeśli chodzi o pixel-art i produkcje ze wczesnych lat Nintendo. Kiedyś studio pracowała nad portami wielu produkcji na przenośne konsole Ninentedo, by finalnie uplasować się jako ekipa portująca klasyki sprzed lat na nowe konsole – tak było z kilkoma kolekcjami bijatyk oraz połączonego zestawu Król Lew i Alladyn. Pracowali również przy kolekcji Atari 50. Zatem wiemy, że potrafią przenosić bardzo stare produkcje w nowoczesne wersje, które jednocześnie zachowują ducha swoich czasów świetności, ale wychodzą naprzeciw graczom XXI w. Nie inaczej potraktowany został Mega Man. Dziesięć odsłon podzielono na dwie kolekcje: pierwsza to wszystkie części z NES-a, a druga to odsłony ze SNES-a, PS1 i PS3.
Legacy Collection 1 sprawiło dobre wrażenie już po ściągnięciu folii i otwarciu pudełka, gdyż w środku znajdowała się płyta, zestaw naklejek z bohaterami gry i przydatna ściąga z robo-mistrzami, wraz z ich słabościami. Po uruchomieniu cieszyć może ładne menu z oryginalną muzyką i fajerwerkami w postaci galerii. I to nie byle jakich. Nie tylko jest w nich masa grafik koncepcyjnych, ale także materiałów marketingowych, czy oryginalne okładki serii na Zachodzie – tego się już nie odwidzi. Jednak to nie wszystkie atrakcji kolekcji. Podczas samej rozgrywki mamy możliwość zmiany tła, wypełniającego przestrzeń ekranu telewizora w zależności, jaki format obrazu wybierzemy: oryginalny, powiększony czy rozciągnięty. Dostępne są również różne filtry, mające na celu wzbudzenie nostalgii za starym sprzętem, aczkolwiek najlepsze ficzeru zachowano na rozgrywkę. W trakcie zabawy możemy dowolnie wiele razy wykonywać sobie zapis gry, co przypomina mi emulatory retro konsol na PC. Jeszcze lepszą opcja natomiast jest cofanie czasu, z którego możemy dowolnie wiele razy korzystać. Szczególnie druga opcja była bardzo przydatna przy bezwzględnym i archaicznym gameplay’u pierwszych odsłon serii. Niestety nie mogę powiedzieć tych samych ciepłych słów o kolekcji drugiej. Legacy Collection 2 nie uświadczyło mnie żadnymi fantami w prezencie, ale przede wszystkim odebrało mi możliwość dowolnych zapisów oraz cofania czasu. Muzeum z grafikami zostało, aczkolwiek to marne pocieszenie, po odebraniu mi naprawdę przydatnych funkcji, których brak początkowo odebrał mi całą motywację i energię do gry. Wyraźnie to widać na streamie z części siódmej i mojej minie, gdy się o tym przekonałem. Na otarcie łez dorzucono opcję Armor Mode w głównych ustawieniach kolekcji, która zmniejsza o połowę wszelkie obrażenie w grze – choć wolałbym po stokroć zapisy i cofanie.
Mega Man 1 (1987) – NES (STREAM)
Momentalnie po uruchomieniu doznałem niezłego szoku, albowiem w grze nie było możliwości wykonywania ślizgu, na co kompletnie nie byłem przygotowany. Myślałem, że skoro druga odsłona go miała, a tylko tę ograłem w dzieciństwie, to na pewno będzie on również obecny w części pierwszej. Nic bardziej mylnego. To gra brutalna i prymitywna, jak przystało na produkcję z 1987 roku. Przeżywałem w jej trakcie prawdziwe zderzenie ze ścianą historii rozwoju gier. Przyzwyczajony do Dead Cella i chociażby tego, że gra pozwala wykonać jeden, dwa kroki poza krawędź i jeszcze wykonać skok, jakże bardzo się zdziwiłem, gdy w pierwszym Mega Manie nie było żadnych marginesów błędu. Klapa pod naszymi nogami się zapadła – nie ma klatki na reakcję. Nasz niebieski chłopak ma do dyspozycji jedynie swój blaster i podskok. Tutaj też zdziwiłem się, że gra nie kończy się na mistrzach, a dokłada zamek, boss rush i walkę z doktorem brewką – jakże on nimi miota! Trudno powiedzieć więcej o części pierwszej, bo to taka typowa część pierwsza. Niezbyt tu cokolwiek się dzieje fabularnego, a pod kątem designu starć, poziomów i broni, Capcom stawiał pierwsze kroki.
Mega Man 2 (1988) (STREAM)
Dwójka to kolejny zawał serca z mojej strony, albowiem okazało się, że Mega Man II z GB, którego ogrywałem, to wyłącznie podróbka. A dokładnie, odsłony na przenośną konsolę Nintendo nijak mają się do nominalnych odsłon, wychodzących na Famicona. Jeremy Parrish z 1UP ocenił Mega Mana II z Game Boya jako: „nie warto!”, podsumowując go jako „losowy asortyment wrogów i etapów z Mega Man 2 i Mega Man 3 z NES, zmniejszonych dla Game Boy’a”. Na domiar złego, wciąż nie było z niej wślizgu. Jednak pod wieloma względami część ta była lepsza od jedynki. Mistrzowie i ich broń były bardzo na plus, jak i sam design poziomów. Ładniejsza grafika i scenki przerywnikowe pokazywały, że Capcom na poważnie podchodzi do marki Maga Man.
Mega Man 3 (1989) (STREAM)
W końcu jest ślizg! A jego obecność w grze to absolutny game changer. Teraz dopiero Mega Man – moim zdaniem – stał się wyjątkowy. Nieco denerwującym było jego odpalanie, albowiem krzyżakiem nowych padów (nie wspominając o gałkach analogowych), trudno jest precyzyjnie za każdym razem wykonać ślizg, gdy tak niewiele potrzeba, aby nasze palce zamiast dołu i skoku, wykonały po prostu skok. Szkoda, że Digital Eclipse nie wyszło z ram liczby przycisków na NES-ie. Graficznie znów widzimy postęp, ale przede wszystkim fabularnie gra nabiera wyraźnych rumieńców. Pojawia się Proto Man i Rush. Niestety drażnił mnie w grze asset flip z poprzednich odsłon, tak jakby twórcy zbyt wiele budżetu i czasu poświęcili na dopracowanie ślizgu, więc zabrakło im na świeży content. Na domiar złego, pojawił się tutaj boss z części pierwszej, który już w niej napsuł mi nerwów, a ostatnie starcie gry to jakiś totalny koszmar. Idealny przykład tego, że kiedyś robiono gry, aby dzwonić na infolinię Nintendo po rozwiązania.
Mega Man 4 (1990) (STREAM)
Część czwarta to odsłona, na którą warto było czekać. Mega Man IV dostarczył na wszystkich możliwych frontach. Fabularnie pokazała jak nikczemny jest naprawdę Dr Willy i dostarczył nawet solidnego zwrotu akcji. Czwórka to najlepsze poziomy w dotychczasowych odsłonach serii, świetni bossowie i kapitalne bronie, wśród których króluje Pharaoah. Gra jest bardzo długa, ale się nie nuży, dzięki świeżym pomysłom na sprawdzenie naszych umiejętności platformowych. No i najważniejsze: tu tutaj poznajmy „psinkę i kalinkę”. Ta odsłona to jakby zadośćuczynienie twórców, którzy zdawali sobie sprawę, że zawalili przy poprzedniej części i zachcieli odpłacić się fanom z nawiązką – udało się znakomicie.
Mega Man 5 (1991) (STREAM1 + STREAM2)
Niestety doskonałej formy nie udało się utrzymać i część piąta jest właściwie godna zapomnienia. Nijak fabularnie i podobnie w rozgrywce. Najbardziej drażniły mnie jednak nierówne walki z bossami, gdzie niektóre mogły się podobać, ale momentalnie były detronizowane przez absolutnie idiotyczne projekty starć z robo-mistrzami.
Mega Man 6 (1992) (STREAM)
I kolejny raz Capcom po niezbyt udanej odsłonie serwuje prawdziwy hit. W grze widać również schyłek NES-a, albowiem twórcy chyba wyciągnęli maksimum z pierwszej konsoli Nintendo, a szósta dzięki temu wygląda i przede wszystkim brzmi wspaniale – jak na możliwości tej generacji, oczywiście. Sprite-y mistrzów, pomniejszych bossów i samego Mega Mana, który w tej odsłonie mógł przechodzić przemiany, aż palce lizać. Power Mega Man i Jet Mega Man to bardzo miłe urozmaicenie rozgrywki, którego się nie spodziewałem i nie wiedziałem, że aż tak potrzebowałem. Szóstka uzmysłowiła mi również kilka rzeczy o serii, co jest dosyć zrozumiałe po sześciu odsłonach. Jedno to, że naprawdę w grze przydałoby się jakieś koło wyboru umiejętności, czy szybsze przełączanie się pomiędzy formami, aniżeli wchodzenie do menu gry. Po drugie w Mega Man 6 widać doskonale, że twórcy przygotowują zawsze jednego mistrza na start, aby zmierzyć się z nim w surowej walce na blaster, ślizg i skok. Wszystko to, aby sprawdzić, czy mamy to coś, czego wymaga reszta produkcji. Jednocześnie całość gry nie jest specjalnie trudno. To jedna z łatwiejszych odsłon – przez co nie dziwię się, że aż tak mi się podobała.
Mega Man 7 (1993) – SNES (STREAM1 + STREAM2 + STREAM3)
Nowa generacja, nowe oczekiwania. Zmiana wizualna zauważalna jest natychmiastowo. Dwa razy więcej bitów robi robotę i Mega Man 7 już nie tylko jest ładną grą, jak na swoją konsolę, ale i dziś spokojnie dałby radę. Jedynym moim mankamentem jest wrażenie znacznie mniejszego pola widzenia, przez co wydawało mi się, że nieustannie gram w przybliżeniu lub w grę z Game Boy Advance. Na większej mocy obliczeniowej nie zyskała jednak jedynie grafika, ale i muzyka, która jest chyba najlepsza w serii. Są lepsze scenki na silniku i ładniejsze i pełniejsze lokacje. Nareszcie twórcy umożliwi nam szybkie przełączanie się pomiędzy bronią. To już samo podniosło mocno poziom zadowolenia z rozgrywki. Poza technicznymi zmianami warto jeszcze odnotować kolejny krok w dojrzałość historii serii, poprzez wprowadzenie nowych postaci, niektórych kluczowych dla kolejnych odsłon i wyzwań dla Mega Mana. W grze pojawiło się dużo ukrytych przedmiotów, których niestety bez opisu czy fana serii na transmisji, nie udało by mi się pewnie nigdy znaleźć. Siódemka to również najtrudniejsze starcie z Dr Willy z całej serii. Jeśli jesteście zainteresowani to polecam stream z tej odsłony i ostatnią godzinę, która w całości poświęcona jest właśnie moim staraniom – jeśli się dobrze przyjrzycie, zauważycie uciekającą ze mnie wole życia. Mimo wszystko. Podobnie do kolejnych bossów w soulsach, następnego poranka po tym wycieńczającym starciu, nie mogłem doczekać kolejnego streamu. Tym bardziej, że zaraz po napisach końcowych odkryłem, zaszytą w ustawieniach całej kolekcji, opcje Armor Mode.
Mega Man 8 (1994) – PS1 (STREAM1 + STREAM2)
Ósemka to kolejny przeskok Mega Mana na nowy sprzęt. Choć Capcom na dobre już rozkręcił serię równoległą dla marki, Mega Man X, na pierwszym PlayStation pojawiła się osłona nominalnej nitki przygód Blue Bombera. Wraz z nośnikiem CD przyszły wszystkie jego spodziewane splendory: grafika, muzyka, ale przede wszystkim scenki przerywnikowe w stylu anime oraz voice-acting. Tak. Mega Man Roll, De Light, Willy, Bass i inni, przemówili ludzkim, niejednokrotnie cholernie zabawnym głosem. Również barki w trakcie rozgrywki to z jednej strony nadający rozgrywce nowej jakości patent, ale też źródło uśmiechu. Nie mniej ósemka jakością wykonania błyszczy. Animacje spriteów, modele mistrzów, czy obserwowane tła w lokacjach są piękne – choć nie mogłem wyjść z przekonania, że całość jest nieco zbyt cukierkowata. Na plus natomiast jest kamera, którą twórcy nieco oddalili od akcji, przez co bardziej gra przypominała stare odsłony z NES-a. Szybki wybór wciąż pokazuje mi jak bardzo brakowało mi tego wcześniej. Gra stara się również mocno urozmaicać rozgrywkę sekcjami odchodzącymi od standardowego gameplay’u, m.in. jazdą na desce czy shooterem 2D w stylu R-Type. Wraz ze scenkami i pracą aktorów położono spory nacisk na historię. Wraca Willy, wraca Bass, ale pojawiają się też nowe postacie i nowe zagrożenia – z kosmosu! Są nawet momenty chwytające za serce. Bardzo dobra odsłona, z wieloma ciekawymi pomysłami i jakością PS1.
Mega Man 9 (2009) – PS3 (STREAM)
Osoby, które dołączyły na mój stream, gdy rozpoczynałem zabawę, pytały: „Która to część? 1? 2?”, co podążało ramię w ramię z moim zmieszaniem tym, co pojawiło się na ekranie – Mega Man 9 cofa się wykonaniem do ery ośmiu bitów i wygląda jak odsłona na NES-a. Inti Creates to ekipa niezależnych developerów, która została utworzona z byłych pracowników Capcom, którzy chcieli wrócić z serią do jej początków, a tym samym postawić na prostotę w rozgrywce i wysoki poziom trudności. Dokładnie taka jest dziewiątka. Żegnaj ładowany strzale. Żegnaj ślizgu. Żegnaj możliwości szybkiego wyboru broni, co muszę powiedzieć, że jest dla mnie idiotycznym pomysłem. Rozumiem wycinanie z gier elementów rozgrywki, które przywrócić odsłonie surowy kształt pierwszych części, ale dlaczego pozbywać się zmian QoL? Od razu zrozumiałem, z jakiego powodu dziewiątka znalazła się na pierwszym miejscu najtrudniejszych odsłon serii. Nawet nie tyle przez walki z bossami, ile poprzez cholernie trudne sekwencje zręcznościowe, w których liczy się precyzja do najmniejszego piksela na ekranie. Na ratunek graczom przychodzi wewnętrzny sklepik, z którego zakupiłem sobie całą masę apteczek, magazynów broni i innych kół ratunkowych, które trzymałem na ostatnią walkę. Przyznam się szczerze, że byłem przerażony produkcją i choć momentami naprawdę kopała mi tyłek, to ostatecznie całkiem nieźle się przy niej bawiłem. Nawet nie była aż tak niemożliwie trudna, jak internety mawiały. Fabularnie również było nieźle, co akurat jest bliższe późniejszym, aniżeli pierwszym odsłonom Mega Man.
Mega Man 10 (2010) – PS3 (STREAM)
Dziesiątka podobnie do dziewiątki i tego, jak seria się rozwijała w pierwszych odsłonach, wprowadza jedynie niewielkie zmiany, aczkolwiek jedna z nich jest szybki wybór broni – co pokazuje mi, że twórcy zrozumieli, że to nie oszukiwanie a ulepszenie quality of life. Gra od początku pozwala nam wybrać pomiędzy Mega Manem oraz jego bratem, Proto Manem. Proto zbiera dwa razy więcej obrażeń, ale może wykonywać ślizg i ładować swój strzał. Ja jednak wolałem grać Mega Manem, jak bozia nakazała. Z dziesiątki zapamiętam na pewno różne warunki środowiskowe, które pojawiają się na poziomach, jak chociażby burza piaskowa. Same poziomy to powiedziałbym poziom dziewiątki, przy czym kilku robo-mistrzów było naprawdę ciekawych, jak chociażby Nitro Man. Aczkolwiek później w grze nie dość, że walczymy z bossami ze starych produkcji w wersji biednej, to jeszcze ogólnie w grze powtarzają się sub-bossowie. Natomiast największy mindfuck miałem przy próbie okiełznania tego, co dzieje się w fabule. Willy wydaje się, że jest dobry. Potem Roll choruje na Roboenza, która rozprzestrzenia się po całym świecie i zmusza roboty do robienia krzywdy ludziom – coś, czego nie mogły robić pod żadnym pozorem. Potem choruje Mega Man i Roll go ratuje. Później Willy jest jednak zły. Już nie wspominając o zakończeniu i ostatnich scenach, których wam nie zepsuje. Scenariusz jest szalony, ale sama gra daje dużo radości i posiada najłatwiejszą walkę z ostatnim bossem w serii, co było kojącym zmysły doznaniem na zakończenie mojej podróży po serii Mega Man.
Fin
Jestem bardzo szczęśliwy, że udało mi się zamknąć serię i zrobić to w wyznaczonym dla siebie czasie. Choć w dzieciństwie grałem naprawdę niewiele w Mega Mana (w dodatku w wersje diametralnie różne od tych z kolekcji), to czułem się połączony z niebieskim robo-chłopcem…ale przede mną jeszcze wiele więcej. Dwie kolekcje Mega Man X oraz Zero. Wszystkie już na półce czekają, a przed nimi przecież jedenastka, która doczeka się pełnoprawnego traktowanie z mojej strony. Zatem czekajcie na recenzje.
Na koniec zostawiam was z podsumowaniem rankingu wszystkich „starożytnych” odsłon serii.

Podobał ci się materiał?!
…aby wesprzeć RaczejKonsolowo w misji szerzenia pasji do gier poprzez niezależny content, w 100% bez bullshitu i na maksa gamingowy!


Dodaj komentarz