Pytanie na lipiec: Szukasz bezpieczeństwa lub przygody?
Nigdy o tym nie myślałem i właśnie dlatego rozpoczynam nową serię postów na blogu: Gamingowe Medytacje. WordPress codziennie proponuje mi myśl lub pytanie, które ma mnie zainspirować do pisania. O ile nie mam czasu na pisanie codziennie nowego wpisu, pomyślałem, że każdego, pierwszego dnia miesiąca spojrzę na propozycję i pochyle się nad nią we wpisie.
Jestem bardzo ciekaw, komu z was, regularnych czytelników Gamingowych Medytacji przyszło do głowy, że to, o czym chce napisać dziś to podejście do wykonywania misji. Rozchodzi się oczywiście o stylu na ninja lub rambo – takowym nazewnictwem przeważnie spotykałem się w czasopismach i innych publikacjach na temat gier. Osobiście zawsze*, ale to zawsze* wybieram drogę cienia i działania z ukrycia. Skradanie się oraz unikanie starć z przeciwnikami, to mój natychmiastowy wybór, jeśli gra tylko daje mi takową możliwość. Niezależnie od gatunku, czy narracji całego tytułu. Nigdy natomiast, nie zastanawiałem się nad tym, skąd taki wybór u mnie.
Niewątpliwie spory udział w takowym wyborze ma to, że od małego miałem bzika na punkcie ninja. Zaczęło się od Wojowniczych Żółwi Ninja, filmów Amerykański Ninja, a później naturalnie anime. Pierwszy seans z Ninja Scroll – który odbył się ZDECYDOWANIE przed rekomendowanym wiekiem widza – pamiętam do dziś. Widziałem film dziesiątki razy, a nawet i seria miała swoje momenty. Później pojawiło się Tenchu i znów oszalałem. Demo dwójki dosłownie wytarte ze ścieżki płyty Magazynu PlayStation. Gdy poraz pierwszy na łamach Kawaii pojawił się materiał o Naruto, które dopiero wschodziło w Kraju Wschodzącego Słońca, zaliczyłem co najmniej jedną lufę za czytanie magazynu na lekcji. Miałem bzika na punkcie skrytobójstwa, działania bez szelestu, czy znikania w oparach dymu. To na pewno było mocnym motorem napędowym mojego pociągu do rozrywki ala ninja.
Odrywając się jednak od tak indywidualnych przyczyn, takowego stanu rzeczy – myślę, że widzę w tym masę korzyści dla gracza. Wciąż jednak subiektywne ma się rozumieć. Uważam takie podejście za mniej ryzykowane i pozwalające graczowi zapanować na tym, co dzieję się w grze. Motywacją do skradania się dla Warrena Spectora w Deus Ex, było faktyczne danie graczom łatwiejszej opcji wyjścia z potyczek, aczkolwiek nie zgadzam się z określeniem stealth jako easy mode. Raczej angażuje inne z naszych receptorów czy zdolności analitycznych. Wymaga planowania, cierpliwości i precyzji. Nie powiedziałbym, że obserwowanie ścieżek patrolujących strażników przez pięć minut, znalezienie odpowiedniego planu ataku, który zapewni nam pozbycie się wrogów oraz pozostanie niezauważonym przez resztę, jest łatwiejsze niż wejście w bezpośredni pojedynek.
Pod tym względem stealth zresztą zawsze kojarzyło mi się z obieraniem cebuli albo orków, albowiem jak wiemy: oboje mają warstwy. Podchodząc do kolejnego obozu w Metal Gear Solid, zastanawiałem się jak odrywać z niego kolejne warstwy przeciwników, poczynając od tych najbardziej wysuniętych, powoli kierując się w stronę celu, zazwyczaj będącego w centrum. Inną analogią do mojego podejścia w grach stealth jest gra w bierki. Patrzymy na całe wyzwanie przed nami. Strażników i sprzęt monitorujący dany obszar i zastanawiamy się, które z ogniw mogę wyciągnąć, aby nie zawalić całości. Jeden po drugim, aż nie pozostanie już nic na stosie. To też wchodzi w rezonans z moją naturą analityka, gdzie tym, co motywuje mnie do działania, jest wizja zadań do odhaczenia z listy. W życiu nie zabieram się za większe rzeczy bez rozpisania „projektu” na mniejsze zadanie i przerzucania je z kolumny TO DO na DONE – moje dzieci są fanami.
Nie oznacza to natomiast, że absolutnie zawsze wybieram skradanie nad działanie „na pełnej K”. Dobrym przykładem tego, była niedawna misja w Rise of the Ronin, gdzie pomimo możliwości powolnego skradania się do wrogów wybierałem szybkie wejścia w starcia i znacznie dynamiczniejszy sposób rozrywki. Dlaczego? Ponieważ fabularnie ratowałem czyjeś życie. Jeśli nie znajdę się za chwilę w sali na górnym piętrze gospody, zginie przyjaciel który mnie potrzebuje. Taka motywacja powoduje, że bardziej immersyjnym staje się pośpiech. To właśnie dlatego, na początku tego tekstu widzieliście gwiazdki przy zdecydowanym oświadczeniu, że stealth jest moim naturalnym wyborem w grach. Ponieważ lubię też gry akcji, rozwałkę czy poczucie dominacji nad wrogami w poziomie. A zatem, aby poszukiwać: gry akcji są okej, tak samo jak skradanki. Natomiast jeśli twórcy chcą dać wybór podejście, to muszę sprawić, aby oba podejścia były na odpowiednim poziomie satysfakcji i zostawić resztę w rękach graczy – co na pewno nie jest za proste.
A teraz otwieram komentarze i czekam na wasze przemyślenia dotyczące podejście w grach wideo, czy to ninja, czy raczej rambo? Dlaczego tak?
Do następnych medytacji!
Podobał ci się materiał?!
…aby wesprzeć RaczejKonsolowo w misji szerzenia pasji do gier poprzez niezależny content, w 100% bez bullshitu i na maksa gamingowy!
Image by Freepik.


Oto maila jaki wpadł do naszej skrzynki, ponieważ stare Gamingowe Medytacje nie mają możliwości dodania komentarzy:
PolubieniePolubienie